Pierwsza z serii książek o Harrym Potterze ma już dwadzieścia lat! Trudno w to uwierzyć, zwłaszcza że sława małego czarodzieja trwa nadal. Przygody uczniów Hogwartu nie okazały się jedynie przejściową modą, ale stały się na trwałe częścią współczesnej kultury popularnej. Pisze się na ich temat poważne akademickie analizy, używa się ich w czasie sesji terapeutycznych, czyta się je w szkole. Patrząc na innych młodzieżowych bohaterów z mniej więcej tego samego okresu, trudno znaleźć takich, o których można powiedzieć, że w dalszym ciągu są na topie. Tymczasem w przypadku „Harry’ego Pottera” nadal sprzedaje się prawa do tłumaczeń na kolejne języki, w planach są wystawy, promocje, filmy. Dostojny jubilat ciągle ciężko pracuje na swój sukces.

DWADZIEŚCIA LAT MINĘŁO JAK JEDEN DZIEŃ…

Joanne K. Rowling mogła wcale nie zostać jedną z najsłynniejszych i najbogatszych pisarek świata, mogła nadal ledwo wiązać koniec z końcem, jak wielu innych autorów, którzy latami starają się wybić w świecie literatury. Pewnie chodziłaby od Annasza do Kajfasza, prosząc o możliwość wydania choć pierwszej części zaplanowanej serii. Mogła nadal być w depresji i żyć marzeniami – gdyby nie litość jednego z wydawców. Zdecydował się on opublikować powieść dla dzieci i młodzieży, którą wszyscy przed nim uznawali za przydługą, nudną i z gruntu skazaną na porażkę. Pani Rowling i agenci Bloomsbury dogadali się – oni wydadzą jej (słabą ich zdaniem) książkę, ona zgodzi się, żeby na stronie tytułowej nie umieszczać jej imienia, bo przecież „kobieta się nie sprzedaje”, zwłaszcza jako autorka „bajek dla dzieciarni”.

Wydawca postawił wszystko na jedną kartę i wygrał, okazało się bowiem, że seria o przygodach czarodziejów i mugoli skradła na zawsze serca czytelników na całym świecie. Dzieciaki i młodzież (starsi też), czytając opasłe tomy, nadal wychodzą z założenia, że mogłyby być one jeszcze ociupinkę dłuższe, bo jakoś tak nagle się kończą. Pamiętam kolejki w księgarniach, listy oczekujących w bibliotekach. Pożyczanie sobie cennych egzemplarzy na tydzień, góra dwa; czytanie po nocach, bo trudno zasnąć, kiedy nie wiesz, co tak skrzętnie ukrywa Malfoy w Pokoju Życzeń! A całe to zamieszanie za sprawą rozwódki, która, żeby oszczędzić na ogrzewaniu, siedziała z dzieckiem w kawiarni…

Autorka stała się swego rodzaju autorytetem w dziedzinie literatury młodzieżowej, została literacką celebrytką w dobrym tego słowa znaczeniu. Wykorzystała i nadal wykorzystuje swój sukces, by pomagać dzieciom i młodym autorom.

POLSKA SZKOŁA MAGII

Do Polski „Harry Potter” trafił za sprawą małego wówczas wydawnictwa Media Rodzina, które wybiło się za jego sprawą na rynku. O tym, jak to się wszystko zaczęło, mówiła w jednym z wywiadów redaktor naczelna Joanna Nowakowska: „Ta książka nie trafiła do nas zwykłymi kanałami. Zwykle to agent przysyła wydawnictwom propozycje. (…) Agent J.K. Rowling, Christopher Little, wysłał tę książkę do kilku większych polskich wydawnictw. Legenda głosi, że książka leżała na biurkach, ale nikt specjalnie się nią nie interesował. Internet nie był jeszcze wówczas tak wielki, informacje nie rozchodziły się tak prędko. Właściciel naszego wydawnictwa często bywał w Edynburgu, tam, gdzie nadal mieszka pani Rowling. Przywiózł nam pierwszy tom, którym był absolutnie urzeczony. Kupiliśmy prawa do pierwszych trzech tomów. Był rok 1999, w tym samym roku wytwórnia Warner Bros. kupiła prawa do ekranizacji powieści. Boom na Harry’ego Pottera dopiero się zaczynał”.

Kupno „na zaś” okazało się dobrym posunięciem – wydawnictwo Media Rodzina zapewniło sobie tym ruchem monopol na polskim rynku. Na początku drukowano niewiele – kilka tysięcy egzemplarzy z nadzieją, że się jednak sprzedadzą; później wszystko liczono w milionach, zyski też. Po niebotycznym sukcesie serii w Polsce te „większe wydawnictwa” zapewne pluły sobie w brodę i rwały włosy z głowy. Jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się grupy dyskusyjne, fankluby i strony internetowe skupiające miłośników prozy J.K. Rowling. Fenomen rósł w siłę, nagle „starzy mędrcy” odkryli, że młodzież umie i chce czytać. Wielu przeżyło szok.

MŁODY TEŻ CZYTELNIK

Dwudziestoletnia moda na Pottera pokazuje, jak bardzo w Polsce, ale i chyba na całym świecie, ignorowano potrzeby młodego czytelnika. Bardzo często literaturę dla dzieci i młodzieży traktuje się po macoszemu i albo wydaje się śmieci, które sprawiają ból w trakcie czytania, albo uderza się w ton „kazalniczy” i nabija każde zdanie tysiącami dobrych rad, wszystko, by uczynić młodych lepszymi. Rowling pokazuje dobro i zło wyraźnie, ale nie zawsze jednoznacznie. Pozostawia przestrzeń wyboru, pokazuje pewne fakty i każe czytelnikowi je połączyć tak, by sam ocenił postać i jej zachowanie. Jej mentorstwo nie jest nachalne i chyba to sprawia, że dzieciaki i młodzież chętniej czytają o Hermionie niż o „Dobrej pani”.

Większość wydawnictw miała w swoim asortymencie albo książki wyłącznie dla dzieci, albo takie, z którymi nastolatek nie bardzo mógł się czuć związany. Owszem, „Ten obcy” i „Czarne stopy” pozostają na czele listy lektur, ale nie można powiedzieć, że znajdują sobie rzesze fanów – przede wszystkim dlatego, że od „dzisiejszej młodzieży” dzieli je pokoleniowa przepaść. Seria o Harrym Potterze udowodniła, że literatura dla dzieci i młodzieży może być zajmująca, napisana z szacunkiem dla ich inteligencji; nie musi być infantylna i mdła. A przede wszystkim udało się dzięki książkom Rowling pokazać, że młodzież poza szkołą czyta i chce czytać, ale musi dostać coś, co ją zafascynuje. Świat czarów okazał się w tym względzie bardzo pomocny.

KURA ZNOSZĄCA ZŁOTE JAJA

Już w roku wydania angielskiego oryginału (1997) okazało się, że „Potter” będzie absolutnym hitem. Wytwórnia Warner Bros. wyczuła łatwy i pokaźny, jak się potem okazało, zysk i wykupiła prawa do filmów z Harrym w roli głównej. Zainwestowano w promocję, efekty specjalne, sprowadzono najlepszych aktorów (Ralph Fiennes, Helena Bonham Carter czy Alan Rickman) i poświęcono wiele czasu na znalezienie dzieci, które będą jak najbardziej odpowiadały opisowi głównych bohaterów sagi. Wszystko po to, by przedsięwzięcie stało się epickim sukcesem.

Wysiłki nie poszły na marne – wszystko, co choćby otarło się o historię „chłopca, który przeżył”, zamieniało (i zamienia) się w złoto. Młodzi aktorzy, którzy odgrywali w filmach główne role, zgromadzili pokaźne fortuny, dzięki którym mogą spokojnie realizować swoje marzenia. Dzieciaki, oczarowane światem mitycznych stworzeń i tajemnych mocy, nadal pragną mieć wszystko, co wiąże się z rzeczywistością wykreowaną przez angielską pisarkę. Można się spierać o to, czy konieczne jest wypuszczanie na rynek kolejnego zestawu potterowych gadżetów, ale nie można zapominać, że bardzo duża liczba dzieci (a i dorosłych pewnie też) zaczęła swoją przygodę z czytelnictwem właśnie dzięki sadze o małym czarodzieju. Owszem, Prus to to nie jest, ale nie wszystko musi być „z wyższej półki”; życie byłoby nudne, gdyby każdy był Orzeszkową czy Jamesem Joyce’em.

CYTRYNA

Wszystko, co związane z Potterem i jego przyjaciółmi, sprzedaje się jak świeże bułeczki, nic więc dziwnego, że J.K. Rowling postanowiła jeszcze nie osiadać na laurach (czy też górze pieniędzy) i wycisnąć ze swojego dziecięcia tak dużo, jak tylko się da. Książki „Harry Potter i przeklęte dziecko” oraz „Tajemnicze zwierzęta i jak je znaleźć” odniosły sukces, ale nie można go porównywać z tym, który był udziałem poprzednich utworów. Może to wina (lub zasługa?) dość specyficznej formy skryptu filmowego albo tego, że bohaterami nie są już ci sympatyczni młodzi ludzie, których poznaliśmy dwadzieścia lat temu.

Książki zatem sprzedały się nieco gorzej, ale za to film „Fantastic Beasts” okazał się strzałem w dziesiątkę. Nakręcony z rozmachem zachwycił nie tylko młodą widownię – rodzice tych rozmarzonych małych istotek wytrzeszczających w kinie oczy mogli ze spokojnym sumieniem nacieszyć się dobrym kinem akcji. Niesamowite w „Fantastycznych zwierzętach” jest to, że pełno w nich ukrytych odniesień do książek o Harrym. Wprawne oko potrafi wychwycić pająka ukrywającego się w kieszeni Scamandra – czy to przypadkiem nie Aragog?! Napięcie nie spada ani na sekundę. Film, gadżety i książki przynoszą zatem nadal sporą fortunkę wszystkim, którzy zdołali uwierzyć w magię. Jak wiadomo z dobrego źródła, „Fantastyczne zwierzęta” nie będą ostatnim słowem wypowiedzianym przez panią Rowling, szykuje się już bowiem kolejny film o świecie czarodziejów, tym razem poświęcony postaci Sami Wiecie Kogo albo, jak kto woli, Voldemortowi. Nie zarzyna się kury, która znosi złote jaja, miejmy tylko nadzieję, że nie pojawią się wśród nich zbuki!

Na zakończenie chyba wypada życzyć dostojnemu jubilatowi kolejnych lat w poczytności i popularności. Dziękując autorce za to, że wniosła do naszego ponurego świata nieco magii i za to, że dzięki niej dzieci mogły mieć przyjemność z czytania, a dorośli choć na chwilę obudzić w sobie tego małego urwisa, który kiedyś, bardzo dawno temu, wierzył w czary.

 

Anna Albingier

Gazetka 164 – wrzesień 2017