Tapas, walki byków, flamenco – czyli nasze fałszywe wyobrażenia o Hiszpanii. Tak naprawdę mylimy pojęcia i przedstawiamy sobie to państwo w bardzo krzywym zwierciadle.

Hiszpania pozostaje najczęściej odwiedzanym krajem w Europie. I nie ma się czemu dziwić, skoro turystów kuszą plaże ze statusem „błękitnej flagi” (najczystsze) i niemal tropikalne temperatury, zwłaszcza latem. W samym lipcu ub.r. Półwysep Iberyjski odwiedziło ponad 10,5 mln turystów (w całym 2016 r. – ponad 80 mln). Najwięcej odwiedzających legitymuje się brytyjskim paszportem – 2,31 mln, a zaraz za nimi plasują się Francuzi – 1,55 mln i Niemcy – 1,4 mln. Najczęściej odwiedzanymi regionami są Katalonia, Baleary i Andaluzja.

Zdecydowana większość z tych milionów odwiedzających kieruje się stereotypami. Czas najwyższy wyjaśnić kilka kwestii.

TAPAS

Zacznijmy od tego, że mówimy o „tapa”. Nie – „tapas”. Tapas jest liczbą mnogą. Wielu turystów uważa, że tapas są daniem narodowym Hiszpanii i że za wszelką cenę należy ich spróbować. Z tym że tapas nie są żadnym daniem – to generalnie przystawki serwowane na spodkach, a więc po prostu niewielkie dania. Przy czym wszystko może być tapa. Dosłownie. Obcokrajowcy otwierający puby i restauracje w Hiszpanii serwują swoje wersje tapas, dostosowując je do smaków, które pamiętają z domu. Co ciekawe, rodowici Hiszpanie trzymają się z daleka od takich miejsc, bo wierni są swoim rodzimym tradycjom (także kulinarnym) i doskonale wiedzą, jak smakują ich własne tapas.

Tapa to zatem spodek z daniem wielkości „gryza”. I jest nim wszystko, co tylko można sobie wyobrazić. Połowa skrzydełka kurczaka, ugotowany ziemniak z czosnkowym sosem, kawałek usmażonego chorizo, ćwiartka pomidora z jakimkolwiek sosem, kilka oliwek, kawałek lokalnego sera, kawałek tostu z jakimś dodatkiem… Hiszpania, zwłaszcza w głąb lądu, daleko od turystycznych oaz, pełna jest prawdziwych barów tapas. W dodatku bardzo często organizowane są tzw. „tapas routes”, które mogą być świetnym sposobem na spędzenie dnia czy wieczoru. Wystarczy tylko poruszać się według wyznaczonej trasy i od baru do baru poznawać lokalne smaki właśnie w formie tapas.

PAELLA

A skoro przy smakach jesteśmy, jednym z najpopularniejszych i typowo hiszpańskich dań jest paella (wym.: paejja). Wielu uważa, że to danie rybne w szerokim tego słowa znaczeniu, czyli paella koniecznie zawiera albo kawałki ryb, albo mięso krabów, albo kawałki ośmiornic czy kałamarnic, smażone ostrygi lub krewetki. Nic bardziej mylnego. Paella to po prostu danie ryżowe. Zupełnie jak risotto. Wersja hiszpańska polega na tym, że tutaj dodaje się składniki typowe dla tego kraju. A jest nim np. chorizo – kiełbasa pełna specyficznych przypraw. Do najczęstszych dodatków należy mięso kurczaka, wieprzowina albo mięso królika. Paella to historycznie „danie ubogich”, więc żadnych owoców morza w nim nigdy nie było. Mało tego, w niektórych regionach niezwykle popularne jest dodawanie mięsa ślimaków.

Cała reszta to po prostu dzisiejsze dodatki, najczęściej serwowane w lokalach odwiedzanych głównie przez turystów i specjalnie dla nich przygotowywane. Prawdopodobnie właśnie dlatego paella najczęściej kojarzona jest z owocami morza.

WALKI BYKÓW

Pikador, matador i torero to hasła najczęściej kojarzone z hiszpańskimi walkami byków. Dla wielu z nas jest to wręcz naturalny sport tego kraju. Nic bardziej błędnego. Przede wszystkim to nie żaden sport, a sama tradycja też nie jest rozpowszechniona na cały kraj. Owszem, areny do walki byków są w wielu miastach Hiszpanii, ale zyskały wyjątkowy rozgłos głównie za czasów Franco (choć początki sięgają czasów Rzymian), który chciał wylansować kraj na arenie międzynarodowej czymś niecodziennym, wyjątkowym. Dla wielu to tradycja, rytuał. Niemniej, według rządowych statystyk, tylko niecałe 10 proc. Hiszpanów odwiedza rocznie areny, na których odbywają się walki.

Dzisiaj nie jest mile widziana ani bezpieczna jakakolwiek rozmowa na temat walki byków. Hiszpanie w przeważającej większości są przeciwni tego typu „rozrywkom”. Najlepiej omijać ten temat.

SJESTA

Wielu z nas słyszało o słynnej hiszpańskiej sjeście. Nieprawdą jest, że cały kraj idzie spać od 14.00 do 17.00. Rzeczywiście wiele firm i banków kończy pracę ok. 14.00, ale wszystko zależy od regionu i pory roku. To kwestia przyzwyczajenia i uzależnienia godzin pracy od temperatury, która szczególnie latem potrafi w wielu miejscach sięgnąć nawet 50°C. – Nie ma najmniejszego sensu, żeby najróżniejsze instytucje były otwarte, skoro nikt do nich nie przychodzi, wszyscy zostają w domach albo idą na plażę. Taki jest zwyczaj – mówi Carlos. Także wiele restauracji zamyka się w środku dnia, aby wieczorem znowu otworzyć się dla klientów, bo właśnie wtedy w Hiszpanii zaczyna się życie towarzyskie.

Ale przecież nie zawsze panuje tu upał. W związku z tym istnieje inna teoria związana z nocną aktywnością Hiszpanów. Od 70 lat ich kraj znajduje się w niewłaściwej strefie czasowej. Wystarczy spojrzeć na mapę. Hiszpania leży w tej samej szerokości geograficznej co Wielka Brytania, Portugalia czy Maroko. W tych krajach obowiązuje czas zachodnioeuropejski, czyli 1 godzina do tyłu w porównaniu z resztą Europy. W 1940 r. generał Franco zmienił czas na środkowoeuropejski. Jako że Hiszpanie nie zmienili swoich zwyczajów, siłą rzeczy ich wieczorne posiłki przesunęły się o godzinę. W 2016 r. premier Mariano Rajoy zapowiedział powrót do właściwej strefy czasowej, ale ten pomysł nie przypadł nikomu do gustu.

Co ciekawe, niedawno przeprowadzono sondaż, którego wyniki jasno pokazują, że Hiszpanie jednak woleliby ściśle określone godziny pracy, tak jak w innych państwach. Wiele wskazuje na to, że sjesta niebawem przejdzie do historii, bo tak naprawdę Hiszpanie pracują najdłużej spośród wszystkich narodów Europy.

INNE MITY W PIGUŁCE

Wbrew powszechnemu przekonaniu w Hiszpanii nie zawsze świeci słońce. W wielu północnych i środkowych regionach kraju śnieg potrafi padać od listopada nawet do maja. W Hiszpanii obowiązuje pięć języków urzędowych: kastylijski (powszechnie nazywany hiszpańskim), a także kataloński, baskijski, oksytański i galicyjski. Nie jest prawdą, że język angielski jest w tym kraju powszechny. Hiszpanie posługują się nim w regionach turystycznych, a najczęściej wymusza to sytuacja ekonomiczna. Flamenco nie jest tańcem narodowym. Popularne jest ono jedynie w Andaluzji, gdzie się zrodziło. Pokazy flamenco w innych regionach kraju organizowane są tylko dla turystów, przez co stają się one zwykle komercją i pokazówką, bo Hiszpanie nie są nimi zainteresowani. Sangrii w Hiszpanii prawie się nie pije. Ta mieszanka alkoholi, soków i kawałków owoców popularna jest głównie wśród turystów, skoro wielu z nich koniecznie musi spróbować „tradycyjnego” napoju alkoholowego tego kraju.

 

Filip Cuprych

Gazetka 172 – czerwiec 2018