Jednym z najpopularniejszych kosmetycznych trendów jest moda na pielęgnację azjatycką. Europejki zazdroszczą kobietom z krajów Dalekiego Wschodu młodego wyglądu i promiennej cery pozbawionej niedoskonałości. Zapewne zdarzyło się wam zobaczyć zdjęcia Koreanek i Japonek, które nawet w wieku czterdziestu kilku lat mogą pochwalić się gładką, pozbawioną oznak upływającego czasu buzią. Czy to wyłącznie zasługa szczególnej pielęgnacji?

GENY, DIETA, FILTRY

Różnice w wyglądzie mieszkańców Azji i Europy widoczne są gołym okiem. Ewolucja pozwoliła dopasować się ludziom z poszczególnych kontynentów do konkretnych warunków życia, różnicując ich cechy fizyczne. Azjaci mają więcej tkanki tłuszczowej niż Europejczycy, co pozwala im na utrzymanie ciepła w organizmie. Ich oczy otoczone są poduszkami tłuszczu mającymi zapewnić ochronę gałek ocznych i zatok przed zimnem. Większa ilość tkanki tłuszczowej pozwala na zachowanie jędrności twarzy znacznie dłużej niż u Europejczyków – różnica sięga nawet kilkunastu lat.

W Azji popularny jest zupełnie odmienny od europejskiego sposób odżywiania się. Badania przeprowadzone przez amerykańskich uczonych potwierdziły przypuszczenia, iż kuchnia azjatycka jest dużo zdrowsza niż kuchnie świata zachodniego. Stosowanie reguł kuchni azjatyckiej w znacznym stopniu zmniejsza ryzyko zachorowania na choroby cywilizacyjne. Podstawą diety Japończyków czy Chińczyków jest ryż, makaron ryżowy, produkty strączkowe, warzywa, owoce, ryby i owoce morza. W umiarkowanych ilościach spożywają mięso, produkty mleczne i słodycze, które stanowią mały dodatek posiłku, a nigdy jego bazę. Podstawą większości dań jest makaron i ryż, które podczas gotowania wchłaniają dużą ilość wody, dlatego też azjatyckie diety dają szybsze uczucie sytości, dzięki czemu nie ma się już ochoty na podjadanie. Takie posiłki dostarczają organizmowi wszystkich potrzebnych składników odżywczych, a nikogo chyba nie trzeba przekonywać, że to, co jemy, odbija się na naszym wyglądzie. Zdrowa dieta obfitująca w warzywa, produkty pełnoziarniste i ryby – to najlepszy sposób na zachowanie młodości.

Azjatki chronią skórę przed słońcem, używając kremów z bardzo wysokimi filtrami oraz ukrywając się pod odpowiednimi ubraniami i parasolkami. Po części wynika to z uwarunkowań kulturowych – blada buzia uznawana jest w Azji od wieków za piękniejszą, bardziej atrakcyjną i szlachetną. Gejsze malowały twarze na biało. Stosowały do tego proszek z ryżu, ołowiu lub mąki, który mieszano z wodą, uzyskują pastę, którą następnie nakładały tak jak podkład.

Co ciekawe, w niektórych azjatyckich kosmetykach wybielających wciąż można znaleźć związki ołowiu, chociaż od dawna wiadomo, że pierwiastek ten jest szkodliwy i powoduje w organizmie nieodwracalne zmiany. Niech to będzie przestrogą dla wszystkich fanów kremów z popularnego chińskiego portalu sprzedażowego – kupując coś, co nie ma odpowiednich atestów, można zupełnie nieświadomie zaaplikować sobie na twarz bardzo toksyczny produkt, którego działania nie jesteśmy w stanie przewidzieć.

AZJATYCKIE RYTUAŁY PIELĘGNACYJNE

Azjatki mają zupełnie inne podejście do pielęgnacji skóry niż Europejki. Przede wszystkim stawiają na pielęgnację; makijaż ma dla nich mniejsze znaczenie. Nawet bardzo młode dziewczyny stosują kremy przeciwstarzeniowe, podczas gdy u nas wciąż panuje przekonanie, że cera dwudziestolatki nie potrzebuje „agresywnej” pielęgnacji. Kobiety z naszego kontynentu zaczynają zazwyczaj myśleć o zmarszczkach, gdy te już się pojawiają.

Japonki czy Koreanki są przyzwyczajone do regularnego zajmowania się swoją skórą. Wiedzą, w jaki sposób ją oczyszczać i jak wykonać ujędrniający masaż. Podstawą pielęgnacyjnej piramidy jest dokładny demakijaż. My jesteśmy przyzwyczajone do używania żelu, mydła czy płynu micelarnego. Azjatki wykonują demakijaż przy użyciu oleju, a następnie specjalnej pianki do twarzy. O wiele częściej niż my sięgają po peeling – niektóre nawet codziennie. Oczywiście nie będzie to „zdzierak” z ostrymi drobinkami, ale delikatny preparat enzymatyczny. Potem wklepują w twarz tonik. Europejki używają płatków, dziewczyny z Dalekiego Wschodu nanoszą preparat dłońmi, wykonując pobudzający krążenie krwi masaż. Po takim zabiegu przychodzi czas na nawilżanie. Najpierw nakładana jest emulsja, potem serum, a dopiero na końcu krem. Taka ilość kosmetyków może się wydawać zbyt duża, ale te mazidła wzajemnie się uzupełniają, każde z nich ma inne zadania, a dopiero razem użyte dają skórze wszystko, czego potrzebuje.

Azjatki uwielbiają też maseczki i stosują je bardzo często. W naszych drogeriach również możemy się w takie specyfiki zaopatrzyć. Wybór jest naprawdę ogromny – tradycyjne glinki, maseczki w płachcie, ze śluzem ślimaka, białe i czarne do usuwania zaskórników, „bąbelkujące”. Sekretem jest regularność. Pamiętajmy, że żadna maseczka nie zdziała cudów od razu – zabieg trzeba wykonywać regularnie i uzbroić się w cierpliwość w oczekiwaniu na efekty.

Kolejny patent, który warto stosować, to masaże. Pozwalają one zachować jędrność i sprężystość skóry. Filmy z instruktażem znaleźć możemy na YouTube. W Azji wymyślono także specjalne urządzenia pomagające utrzymać mięśnie twarzy w odpowiedniej kondycji – ale do nich powinniśmy się raczej odnosić z rezerwą. Te gadżety bardziej działają na wyobraźnię, niż odmładzają, i mogą być zwyczajnie niebezpieczne. Jedyny przyrząd, który możemy z czystym sumieniem polecić, to jadeitowy wałek do masażu twarzy. Wiele użytkowniczek zachwala go, więc być może warto się skusić?

ŚLIMAK, ŚLIMAK, POKAŻ ROGI!

Azjatyckie kosmetyki bez problemu możemy dostać stacjonarnie w drogeriach i przez internet, wybór jest naprawdę ogromny. Czym się kierować przy zakupach? Przede wszystkim potrzebami swojej skóry. Warto wypróbować produkty oczyszczające. Wielu dermatologów jest zdania, że samo przemywanie twarzy płynem micelarnym to zdecydowanie za mało. Może pianka albo peeling z Azji pomogą nam lepiej pozbyć się ze skóry zanieczyszczeń?

Ciekawą opcją są również kosmetyki ze śluzem ślimaka. Śluz pozyskiwany jest z gruczołów, które znajdują się w jego odnóżach. Są to dwa rodzaje śluzu: limozyna, którą widać na pierwszy rzut oka w mokrym śladzie ślimaka, nie ma wartości dla skóry człowieka, ale za to kryptozyna jest lekarstwem, które ślimaki wytwarzają dla samych siebie, aby odbudować tkanki ulegające uszkodzeniu podczas poruszania się. To właśnie kryptozyna jest ceniona za swoje właściwości lecznicze i pielęgnacyjne. W niej znajdziemy np. naturalne antybiotyki, które zwalczają stany zapalne skóry, likwidując grzyby i bakterie odpowiedzialne za powstawanie zmian trądzikowych; alantoinę, która skutecznie łagodzi podrażnienia, zmniejsza widoczność blizn, cellulitu czy rozstępów. Ma również silne właściwości nawilżające i regenerujące uszkodzony naskórek. Są tam również kolagen i elastyna o właściwościach wygładzających zmarszczki, zwiększających jędrność i napięcie skóry, a także kwas glikolowy, który ma działanie wygładzające i peelingujące, spowalnia procesy starzenia się skóry, reguluje wydzielanie sebum, odświeża i oczyszcza skórę.

Kupując preparat ze śluzem ślimaka, zwracajmy uwagę na skład i kierujmy się zdrowym rozsądkiem. Pozyskanie śluzu to powolny proces, wymagający sporych nakładów finansowych. Krem za kilkanaście złotych z chińskiego portalu aukcyjnego może więc nie zdziałać cudów, bo zapewne ma w swym składzie niewiele cennej wydzieliny. Lepiej kupić porządny kosmetyk z dobrego i pewnego źródła, by móc spodziewać się pozytywnych efektów.

BĄDŹ CZUJNA

Przy próbowaniu nowości kosmetycznych zawsze trzeba zachować ostrożność, i nie chodzi tu tylko o środki, które można nazwać „egzotycznymi”. Dla niektórych typów skóry nawet zwykła wazelina może okazać się alergenem.

Na co trzeba zwracać uwagę, sięgając po azjatyckie nowości? Jak już zaznaczyłam wyżej: zawsze należy kupować kosmetyki z bezpiecznego źródła. Zapomnij o AliExpress, jeśli chcesz mieć pewność, że nie zrobisz sobie krzywdy. Internet roi się od ofert „tanich i najlepszych” specyfików, które najprawdopodobniej ani nie mają pewnego pochodzenia, ani nie zostały wykonane w profesjonalnych i bezpiecznych warunkach. Bardzo często „tani” znaczy w przypadku zagranicznych kosmetyków tyle co: na szybko spreparowany w jakimś magazynie przez człowieka, który niekoniecznie lubi higienę.

Warto zatem zainwestować w rzecz z rzetelnego źródła, czasem droższą, ale mając pewność, że nie wypali nam ona dziury w twarzy. Warto też najpierw postarać się o próbkę kosmetyku, żeby sprawdzić, czy jego użycie nie wywoła niepożądanych reakcji. Drogerie i salony urody najczęściej oferują swoim klientkom opcję testu, lepiej zatem popytać, żeby uniknąć problemów i być pewnym, że dostało się najlepszy dostępny na rynku produkt.

 

 

Anna Albingier

Gazetka 179 – marzec 2019