W ostatnich miesiącach coraz więcej słyszymy o fatalnych skutkach konsumpcji dla całej planety. Szczyty klimatyczne, marsze dla klimatu i naciski ekologów nie wydają się skutecznymi działaniami. Wielu z nas zastanawia się, co może zrobić, aby wesprzeć ochronę środowiska. Rozwiązanie wcale nie jest tak daleko, jak by się wydawało – wystarczy zweryfikować kilka swoich nawyków, stopniowo wprowadzać pewne ograniczenia, a już minimalny efekt będzie z korzyścią dla Ziemi. Nawet jeśli jest to kropla w morzu, to nasze działania zobaczą inni – i być może niczym wirus nasze dobre praktyki zarażą ludzi wokół, wywołując rewolucję w myśleniu o naszym wspólnym zielonym świecie.

ZAJRZYJ DO KOSZA

Na początku naszej drogi do dobrej ekologicznej zmiany musimy zajrzeć do… kosza na śmieci. To jego zawartość powie nam, czego mamy najwięcej, z jakich odpadów można zrezygnować, co można zastąpić. Na początku jest wolna amerykanka – każdy wybiera pod siebie. Zapewne wielu z nas już tę drogę ograniczania śmieci we własnych domach rozpoczęło w ostatnim roku lub wcześniej, pod wpływem polityki związanej z segregacją śmieci. Dzięki segregacji lepiej widzimy, jakiego typu odpadów produkujemy najwięcej. Na pewno warto na początku skupić się na tworzywach sztucznych i rodzaju pozostałości. Butelki, kartony foliowe, jednorazówki, folie wypełniacze i spożywcze, plastikowe opakowania na żywność, opakowania po zabawkach, po kosmetykach, po chemii gospodarczej... Tutaj znajdziemy wszystko – tymczasem o niebo lepiej znaleźć dla tych opakowań zastępniki szklane, papierowe lub metalowe. Lepiej dla środowiska, lepiej dla nas, naszego zdrowia, nawet – w dłuższej perspektywie – dla naszej kieszeni. Nie wszystko jednak naraz – tutaj liczą się małe kroczki, które z czasem zamienią się w kroki milowe w naszych gospodarstwach domowych, otoczeniu i w konsekwencji – oby! – w przyrodzie.

Chcę zamienić wodę butelkowaną na kranówę? Mleko w butelkach na roślinne? Jednorazówki plastikowe na torebki wielorazowe? Droga wolna. Troszkę inicjatywy, dobrej woli i świadomych zakupów wystarczy, żeby pod własnym dachem zaprowadzić wielkie zmiany.

W STREFIE ZAGROŻENIA

Wszelkie sklepy, markety, sieciówki i branżówki przyzwyczaiły nas do tego, że kupujemy na akord, jak najwięcej, jak najładniej. Im ładniejsze opakowania, torebeczki, gratisy, próbeczki, tym bardziej udane zakupy. Z czego większość tego podarowanego towaru ląduje w koszu jeśli nie zaraz po zakupach, to po paru miesiącach – ze zwykłego zapomnienia. O niebotycznym obciążeniu portfela też warto pamiętać. Dlatego na początku swojej ekologicznej drogi czynność robienia zakupów należy oznaczyć najwyższym stopniem zagrożenia. Z jednej strony każdy sprzedawca będzie chciał nam sprzedać jak najwięcej, z drugiej – nasze dotychczasowe nawyki mogą wziąć górę nad zdrowym rozsądkiem i próbą ograniczenia śmieci w koszu.

Na zakupy warto więc wybrać się zaopatrzonym. Nie tylko w listę potrzebnych produktów, ale przede wszystkim w kilka ważnych akcesoriów, które pozwolą nam nie zabierać ze sobą do domu śmieciowych reklamówek, jednorazówek, foliowych owijaczy, papierowych torebek itd. Warto zabrać ze sobą własne siateczki na warzywa i owoce. Powinny być trwałe i przezroczyste, by towar był widoczny. Można je kupić lub uszyć, na przykład ze starych... firanek. Na pieczywo przyda się lniany worek – smak i zapach w takiej torbie jest nawet po kilku dniach nie do podrobienia, i co najważniejsze – nie do porównania z tym z foliówki.

Produkty sypkie, sprzedawane na wagę, takie jak mąki, kasze, makarony, ryż, ziarna, płatki, bakalie, suszone owoce itd., pomimo że nie są dostępne powszechnie, pojawiają się od czasu do czasu czy to w dużych sieciówkach, czy to na targach lub w sklepach ekologicznych. Wówczas można je zabrać nawet do starego, poczciwego słoika. Opakowań na takie produkty nie musimy specjalnie kupować czy szyć, bo raczej każdy z nas ma ich w domu pod dostatkiem, jeśli nie wyrzuca wszystkiego na bieżąco. Do wędlin i serów możemy mieć specjalne szklane lub plastikowe pojemniki odpowiednio czyszczone w domu lub – woskowijki, czyli specjalne owijki do żywności, wykonane zazwyczaj z bawełny, nasączone woskiem pszczelim, który jest antybakteryjny i nie wymaga specjalnej konserwacji ani pielęgnacji.

SZACUNEK NA STOLE

Planując zakupy, zawsze należy sprawdzić, co mamy w lodówce, w kuchni, w spiżarni. Nie warto kupować jakichś wielkich ilości na zapas, bo najzwyczajniej w świecie potem wyrzucamy to do kosza wskutek przeterminowania. Nie korzystajmy z promocji „kup dwa, trzeci gratis”, jeśli nie mamy w planie skonsumować tych produktów w najbliższym czasie. Kupujmy na bieżąco świeże i lokalne produkty, a naszej planecie na pewno wyjdzie to na zdrowie. Nam też.

Idąc do sklepu, warto pamiętać, że mięso konsumpcyjne jest jednym z gorszych czynników wpływających na pogarszającą się kondycję planety. Dlatego w myśl życia bardziej ekologicznego można również ograniczyć spożycie mięsa, przede wszystkim wołowego, podobnie jak produkty pochodne wynikające z hodowli zwierząt – mleko, masło, śmietanę, jaja, jogurty itd. Nie na odmawianiu sobie wszystkiego tutaj zmiana jednak ma polegać, ale na stopniowym ograniczaniu niektórych produktów bądź ich stopniowemu zamienieniu na inne. Jeśli kupujemy litr mleka dziennie, spróbujmy go zastąpić w części mlekiem (lub bardziej napojem) roślinnym. Jeśli zużywamy kostkę masła tygodniowo – uzupełnijmy ten tłuszcz zamiennie hummusem. Pomysłów jest wiele, a dzięki nim można się również otworzyć na nowe smaki. Warto próbować, nawet jeśli nie każda próba zamiany żywności odzwierzęcej na roślinną zakończy się sukcesem.

Wegetarianizm czy weganizm wydawałyby się dość naturalnym krokiem dla wszystkich dbających o środowisko naturalne. Jednak tak naprawdę Ziemi nie dobija to, że od czasu do czasu ktoś zje kurczaka lub ma jajka w codziennej diecie. Dobijająca jest hodowla na skalę przemysłową, zupełnie nieadekwatna do potrzeb i niestety bardzo często generująca marnotrawstwo żywności. Uwłaczające jest już to, w jakich warunkach żyją zwierzęta hodowlane, ale produkowanie takiej ilości mięsa, która trafia na śmietnik, jest ogromnym ciosem wymierzonym i w świat, i w istotę życia. Dlatego lepiej czasem się zastanowić, czy mięso musi się pojawiać na naszym stole każdego dnia, a jeśli ograniczymy jego spożycie chociaż o jedną trzecią, to na pewno będzie to już konkretny sukces.

JEDNORAZÓWKI – PRECZ!

Wychodząc ze sklepu po zakupach, na których zaoszczędziliśmy środowisku kilku foliowych toreb, butelek czy nylonowych siateczek, odruchowo mamy ochotę na kawę czy obiad. A tu niespodzianka – jednorazowe kubeczki, widelce, słomki, talerzyki, kubełki, mieszadełka, pojemniczki. Ową zmorę współczesnego świata w postaci produktów dla konsumpcji w stylu fast powoli zaczynają dostrzegać rządzący (szkoda tylko, że najpierw musiały zobaczyć to ryby, wieloryby, żółwie, mewy...) i mają w planach wprowadzić przepisy zakazujące ich używania. Zanim to jednak nastąpi, możemy się wyposażyć we własne przedmioty wielorazowe, które niejednokrotnie uratują nas od niechcianego śmiecia. Bambusowe kubki na kawę, talerze i sztućce z otrębów, metalowe słomki to tylko niektóre przykłady, jak zastąpić jednorazówki w barze fast food czy budce z kawą.

Produktów jednorazowych, których używamy jednak często, a niekoniecznie słusznie, jest znacznie więcej. Większość z nich znajdziemy w łazience – począwszy od patyczków do uszu, przez waciki kosmetyczne, podpaski, tampony, wkładki higieniczne, po maszynki do golenia. O pampersach nie wspominając. Każda z tych rzeczy ma swoje wielorazowe lub biodegradowalne odpowiedniki i w czasach tak ogromnego problemu ze śmieciami korzystanie z nich naprawdę nie jest cofnięciem się do średniowiecza, tylko naturalnym etapem w naszej pojedynczej walce z globalnym problemem.

TRUDY ŚWIADOMEJ KONSUMPCJI

Jak takie życie wygląda w praktyce? Na początku na pewno jest trudno. Wychodzenie na zakupy z pełnym ekwipunkiem rzeczy wielorazowych do pakowania żywności to jedna strona medalu. Druga to wybór towarów – najlepiej bez własnego opakowania, a jeśli to niemożliwe, z opakowaniem najlepiej z papieru, ewentualnie szkła, metalu. Jeśli musimy wybrać coś z plastiku – to wersję minimalistyczną tego plastiku, czyli na przykład większe opakowanie, a nie trzy mniejsze, bo są w promocji. A są jeszcze inne aspekty: na przykład skład produktu. Co jeśli produkt jest zapakowany w ekologiczny papier, ale etykieta tętni chemią? Albo reakcja personelu – nie zawsze sprzedawca chętnie spakuje rzeczy w nasze opakowania, a przy kasowaniu może domagać się przełożenia produktów do sklepowych siatek. Zdarzają się krzywe spojrzenia innych klientów. Co z kosmetykami czy chemią gospodarczą, która nie ma prawie żadnych odpowiedników poza plastikowymi opakowaniami, nieraz obwiązanymi dodatkowo i kilkakrotnie folią? Jakiś koszmar.

Tak naprawdę jednak chodzi o małe kroczki, a nie o wielką zmianę, która przekształciłaby nasze życie w ciągłą ucieczkę przed śmieciami. Najlepiej zaplanujmy sobie stopniowe odchodzenie od śmieciowych nawyków. W tym tygodniu rezygnuję z jednorazowych reklamówek i patyczków do uszu, w następnym dorzucę do tego ograniczenie butelek z plastiku. Za miesiąc spróbuję ograniczyć mięsne obiady do dwóch w tygodniu, a za dwa miesiące zacznę kompostować. Za pół roku w mojej kuchni będą produkty tylko na wagę, a za rok w łazience szampon w kostce i domowa pasta do zębów. Za pięć lat będę jeździć samochodem elektrycznym i założę panele fotowoltaiczne na dachu. Jeśli przyspieszę tempo – super, jeśli zwolnię – nasz świat się nie zawali. Jeszcze nie.

Nieważne, jakie ograniczenia produkcji śmieci wprowadzimy we własnym domu ani na jaką skalę – liczy się każdy gest. Z czasem może tych kroków będzie więcej, będą bardziej świadome, ale – pamiętajmy – najtrudniejszy pierwszy krok.

 

Ewelina Wolna-Olczak

 

Gazetka 179 – marzec 2019