20 listopada przypada Dzień Absurdu. Absurdalny, czyli niepasujący, niewłaściwy, głupi, bezwartościowy. Absurd określa sytuację lub myśl wewnętrznie sprzeczną lub pozbawioną sensu. Nietypowe święto stworzono po to, aby dostrzec zdarzenia oderwane od rzeczywistości. 1, 2, 3… zaczynamy!

OCHRONA UCZNIA?

Dyrektorzy szkół alarmują, że prawo oświatowe jest nielogiczne. Z grzeczności nie zaprzeczę. W ubiegłym roku wychwytujące nieprawidłowości „Stowarzyszenie Umarłych Statutów” ogłosiło konkurs Statutowy Absurd Roku. Internauci głosowali na bzdurne zapisy w szkolnych regulaminach.

Czy szkoła może zakazać dziewczynkom noszenia spodni? Albo wyznaczać kanon aktywności seksualnej? Okazuje się, że niektóre placówki takowe próby podejmują. Do finału konkursu zakwalifikowała się m.in. podstawówka z Łodzi, w której dziewczynki nie mogły wkładać spodni na uroczystości szkolne, oraz warszawskie liceum zakazujące uczestnictwa zawieszonego ucznia w zajęciach lekcyjnych. Kwiatków jest więcej! Szkoły plastyczne odbierały uczniom prawa autorskie do ich prac – handlując cudzymi dziełami, chciały ratować swoje budżety. Z kolei jedna z krakowskich szkół katolickich zarządziła absolutny zakaz publicznego podejmowania zachowań o zabarwieniu seksualnym, także poza szkołą (i tym samym stanęła na podium). Wsypa, mówiąc młodzieżowym żargonem. Bo przecież do szkół średnich uczęszczają też pełnoletni uczniowie, którzy zgodnie z prawem mogą wziąć ślub, nawet kościelny. Czyżby przymusowy celibat? Zakaz narusza konstytucyjne prawo do wolności oraz prawo do ochrony prawnej życia prywatnego.

Absurd absurdem, ale po salwach śmiechu płyną łzy jak grochy. Czy polska szkoła jest wartościową przestrzenią dla młodych ludzi? Bo chyba wyłudzenie własności intelektualnej, dyskryminacja czy nachalne ingerencje w życie pozaszkolne nie budują samodzielnie myślących i rozsądnych członków społeczności.

OCHRONA ZDROWIA?

Ranking absurdów prowadzi także organizacja Watch Health Care, skupiająca się m.in. na dostępie do diagnostyki. „Barometr WHC” pokazuje, jakie są krótko- i długookresowe tendencje, jeżeli chodzi o długość kolejek do lekarzy i oczekiwanie na świadczenia zdrowotne. Ile czekamy na to, co jest nam – jak deklarują politycy – „gwarantowane”? Wnioski z raportu są kuriozalne. W niektórych miastach Polski umówienie się na wizytę u endokrynologa graniczy z cudem. We Wrocławiu średni czas oczekiwania to czterdzieści osiem miesięcy (!), w Warszawie czternaście, a w Krakowie – ponad dziewięć. Na rezonans magnetyczny kręgosłupa kolejka też nietęga – poczekamy średnio osiem miesięcy. Na rezonans magnetyczny głowy dwa tygodnie mniej. Czyżby to celowy zabieg? Aż odechciewa się chorować.

Inne absurdy służby zdrowia obnażył raport Najwyższej Izby Kontroli (NIK) z 2018 roku, bazujący na kontroli dwudziestu szpitali i trzynastu stacji sanitarno-epidemiologicznych. W większości placówek podawano pacjentom posiłki przygotowane z półproduktów niskiej jakości, o niewłaściwych wartościach energetycznych, pozbawione odpowiednich składników odżywczych. Za to witaminy A, soli, czerwonego mięsa i tłustych, przetworzonych wyrobów było po kokardę. I zamiast statusu ozdrowieńca murowany spadek odporności, odwapnienie kości czy anemia. A nie jest tajemnicą, że dieta w procesie rekonwalescencji powinna dostarczać niezbędnych składników pokarmowych: białka, tłuszczu, węglowodanów, witamin i składników mineralnych. To nieodzowne, by zrekonstruować równowagę metaboliczną, odbudować rezerwy organizmu i przywrócić odpowiednią masę ciała. Ile dodatkowych szpitalnych łóżek moglibyśmy zyskać, gdyby pacjenci szybciej nabierali rumieńców dzięki pokrzepiającemu jadłospisowi i dzięki temu mogli skrócić pobyt w placówce?

OCHRONA DANYCH?

25 maja 2018 roku w całej Unii Europejskiej weszło w życie Rozporządzenie o Ochronie Danych Osobowych – osławione RODO. Podstawową jego ideą jest bezpieczeństwo danych osobowych Europejczyków, które były wcześniej pokątnie zbierane, przetwarzane i odsprzedawane. Mówią, że z RODO jest trochę jak z działem IT w firmie. Jeśli działa tak, jak powinno, to wydaje się zbędne. Zauważamy je dopiero, gdy coś przestaje funkcjonować regulaminowo i wzbudza kontrowersje.

Choć założenia RODO są szczytne, to jego wprowadzenie przysporzyło sporo problemów. Brak znajomości przepisów lub ich nieprawidłowa interpretacja rodziły jeden absurd za drugim. W każdej branży. Dla wielu osób rozporządzenie oznaczało całkowity zakaz przetwarzania podstawowych danych osobowych w życiu codziennym. Skołowani właściciele firm zamieniali imiona i nazwiska swoich pracowników na numery. Podobne sytuacje zdarzały się w przychodniach i gabinetach lekarskich.

RODO nie dało też spać po nocach zarządcom cmentarzy. Na nagrobkach jak byk stoi imię, nazwisko, daty urodzenia oraz śmierci. Ten fakt niepokoił do tego stopnia, że niektórzy myśleli nad zamknięciem nekropolii. Ba, jeden z administratorów z obawy przed karą faktycznie zamknął cmentarz aż na trzy dni! Po próżnicy. RODO nie dotyczy zmarłych. A co z osobą, która jeszcze za życia wykupuje miejsce na cmentarzu i stawia nagrobek, umieszczając na nim swoje imię i nazwisko oraz datę urodzenia? Jako że robi to dobrowolnie, obowiązuje ją w tym przypadku stosowna umowa z zarządcą cmentarza.

RODO stało się medialnym celebrytą tuż po wypadku autobusu na Zakopiance. Dzieci nim podróżujące zostały przewiezione do kilku różnych szpitali. Rodzice, chcący dowiedzieć się, gdzie i w jakim stanie są ich dzieci, zostali odprawieni z kwitkiem. Administratorzy szpitali zawarli zmowę milczenia. Odmówili udzielenia informacji, kryjąc się za rozporządzeniem o ochronie danych osobowych. Nieludzkie.

Pracownicy Ministerstwa Cyfryzacji burzyli się na notoryczne pytania dyrektorów szkół, czy na uroczystościach szkolnych można posługiwać się nazwiskiem ucznia, wręczając świadectwo z wyróżnieniem. Bo można. RODO dotyczy danych w systemach lub zbiorach. Absolutnie nie ogranicza relacji międzyludzkich. Przyznanie nagród w konkursach firmowych też nie musi odbywać się anonimowo i na lewo.

OCHRONA KONSUMENTA?

W gąszczu przepisów prawnych mamy także smaczne kąski. Marchewkę Portugalczycy wykorzystują jako podstawowy składnik narodowego dżemu marchewkowego. Według norm Unii Europejskiej produkcja dżemów może być dofinansowana tylko pod warunkiem, że będą one robione wyłącznie z owoców. Dopóki marchewka była warzywem, Portugalczycy byli więc stratni. Bruksela poszła im na rękę. Urzędnicy UE ogłosili marchewkę… owocem. I tak produkcja marchewkowych dżemów może liczyć na wsparcie unijne. Jest to przykład powszechnie stosowanej w prawie fikcji prawnej. Całe szczęście, że „dżemowa dyrektywa” nie zmienia pozaunijnej systematyki roślin.

W erze swobodnego dostępu do sprzedaży internetowej absurdy tłoczą się w kolejce. Uchwalona w 1982 roku Ustawa o wychowaniu w trzeźwości jasno określa, że otrzymanie koncesji na alkohol wiąże się ściśle z miejscem jego sprzedaży. Twarde przepisy nie ułatwiają wprowadzenia napojów alkoholowych do sklepu, baru czy restauracji. Zezwolenie wydaje wójt, burmistrz lub prezydent miasta. Jego rodzaj zależy m.in. od procentowej zawartości alkoholu w sprzedawanym napoju. A co ze sklepami internetowymi?

Sprzedaż (i spożywanie) alkoholu w Polsce dozwolona jest tylko osobom trzeźwym. Na odległość nijak nie da się dokonać weryfikacji (i umówmy się, w cztery oczy też bywa to trudne, a przymusowych alkomatów w sklepach brak). Ponadto zakazuje się sprzedaży alkoholu osobom niepełnoletnim, czego również przez internet nie sposób sprawdzić. Za niestosowanie się do przepisów ustawy przedsiębiorcom grożą kary grzywny i odebranie kosztownego zezwolenia na handel alkoholem. Co ciekawe, pomimo tych zakazów sprzedaż internetowa nadal w Polsce funkcjonuje, choć biznesy działają w pewnej luce prawnej. Większość sklepów zaznacza, że ich oferta nie jest ofertą w rozumieniu kodeksu cywilnego, tylko propozycją produktów. Żadnej reklamy! Zamiast prowadzić sprzedaż wysyłkową, sklepy jedynie „rezerwują” nam dany alkohol, który później może (ale nie musi) zostać do nas dostarczony. Przed złożeniem zamówienia musimy przesłać faksem bądź mailem kopię dowodu tożsamości (czy aby na pewno kupującego?), a przesyłka zostanie wydana jedynie trzeźwej osobie (kurier w roli stróża prawa?). Część sklepów przeniosła działalność za granicę, gdzie sprzedaż alkoholu przez internet jest legalna, i stamtąd realizuje zamówienia z Polski, korzystając z zasady swobodnego przepływu towarów w UE. Szkoda, bo w kraju ubywa przedsiębiorców, miejsc pracy i potencjalnych wpływów z podatków.

Absurd w kabarecie, teatrze, kinie i literaturze jest zwykle używany do przedstawienia niuansów dotyczących ludzkiego zachowania. Śmieszy, bawi, edukuje. Jednak sztuka rządzi się swoimi prawami. Dookoła nas pełno jest przykładów, które świadczą o tym, że świat absurdem stoi. Ktoś o czymś nie pomyślał. Ktoś nie przewidział skutków decyzji. Ktoś łudził się, że coś ujdzie mu płazem. Urzędy kończące pracę o godzinie piętnastej, ulokowane na półpiętrach i piętrach instytucje dla niepełnosprawnych czy organizowanie wieczornych imprez kulturalnych w miastach, w których brak miejskiej komunikacji nocnej.

Ponoć narzekanie jest polską chorobą narodową. Zrywając z macierzystą tradycją, potraktujmy Dzień Absurdu jako pretekst do absurdalnych wybryków i żartów. Kto nie lubi „Alicji w Krainie Czarów” lub serialu komediowego „Latający cyrk Monty Pythona”?

 

 

Sylwia Znyk

 

 

Gazetka 216 – listopad 2022