Czekam na grudzień z niecierpliwością. W listopadzie budzę się i wstaję w ciemnościach, a po pracy wracam do domu także w ciemnościach. Zimny deszcz, spadające liście i wilgoć przenikająca do szpiku kości nie nastrajają mnie optymistycznie. Dlatego kiedy pojawiają się światełka, świeczki i błyszczące ozdoby na ulicach i w oknach, mój nastrój się zmienia i zaczynam tęsknić za czasem świąt Bożego Narodzenia.

Mieszkam w Belgii od ponad 20 lat. Święta Bożego Narodzenia spędzałam na wiele sposobów. Były lata, kiedy zostawaliśmy na miejscu i świętowaliśmy tylko w gronie moich najbliższych, czasem dołączała do nas rodzina z Polski albo przychodzili znajomi i przyjaciele, którzy też zostali w tym czasie w Belgii. Przez wiele lat jeździliśmy do Polski. Z czasem te wyjazdy zaczęły nam się kojarzyć z niekończącą się falą samochodów na niemieckiej autostradzie z wszelkiej maści rejestracjami. Ale kiedy wjeżdżaliśmy na staję benzynową, zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że 90 proc. podróżnych to Polacy wracający na święta do kraju. A zdarzało się też, że święta spędzaliśmy w innym kraju Europy lub na drugim krańcu świata.

Gdziekolwiek byłam, chciałam, żeby był to czas skoncentrowany na rodzinie i najbliższych. Czas odwiedzania, spotykania się z osobami, z którymi nie udało mi się zbyt często spotkać w ciągu roku albo z którymi nie widziałam się od dawna. Wspólne posiłki, nieraz po prostu kawa i ciasto i złożenie sobie życzeń świątecznych – to dodawało specjalnego uroku i magii temu okresowi. W niektórych latach „grafik spotkań” był tak napięty, że po świętach miałam ochotę na jeszcze kilka dni wolnego, żeby odpocząć. Nasza polska gościnność powodowała, że niekiedy kończyliśmy na trzech dużych posiłkach jednego dnia, ponieważ w każdym domu czekał na nas suto zastawiony stół, bo „przecież nie możemy was głodnych wypuścić do domu”.

Lubię polską tradycję Bożego Narodzenia. To, że zaczynamy Wigilią, a okres świąteczny trwa przynajmniej trzy dni albo jest przedłużany nawet do sylwestra. Lubię to, że myśląc o świętach, myślę o kilku dniach, a nie o weekendzie. Lubię czas prezentów, wspólnych posiłków, specjalnych potraw. Wiem, że czasem jako Polacy przesadzamy w niektórych aspektach: nieśmiertelny karp smażony w panierce, którego musi zjeść każdy (ja już od dawna unikam), góra prezentów od każdego w rodzinie, nawet jeśli oznacza to ok. 20 na osobę, zapracowane kobiety w kuchni i mężczyźni uganiający się za choinką w ostatni dzień. Często to przerasta nawet najbardziej zorganizowanych i doprowadza do kłótni i sprzeczek. No i ostatnio często praktykowane rozmawianie o polityce przy świątecznym stole. Z reguły kończy się katastrofą i brakiem kontaktu na najbliższe miesiące, aż do… następnych świąt.

I to wszystko stawia mnie dziś przed pytaniem: Jak chcę spędzić święta w tym roku? Co jest ważne? Co nie ma znaczenia? Czego mogę się pozbyć? A czego na pewno nie chcę odpuścić? Czego stanowczo odmawiam? I czego nowego chcę spróbować w te święta?

Zapraszam cię do zadania sobie tych pytań już teraz, kiedy masz czas zaplanować, przedyskutować albo poinformować o swoich planach najbliższych i znajomych. Jakiekolwiek decyzje podejmiesz, trzymaj się ich. Przemyśl je teraz, kiedy jeszcze jest trochę czasu i możesz na wiele rzeczy spojrzeć z perspektywy, a nie w świątecznej gorączce.

W tym roku na święta mam trzy życzenia i postanowienia.

Pierwsze: chcę mieć czas dla siebie. Chcę na dzień lub dwa wyjść z „autopilota” swojej codzienności i z zapełnionego kalendarza. Spędzę czas dla siebie, czytając książkę, i tym razem biorę jedną (nie pięć). Chcę ją przeczytać, nie patrząc co chwila na zegarek. I chcę ją przeczytać pod kocem, z ciepłym napojem w ręce. To będzie mój „detoks” od codzienności.

Drugie: chcę się spotkać z najbliższymi, którzy „zasilają” mnie i dają mi dobrą energię. Nie chcę w te święta poświęcać czasu osobom, po spotkaniu których czuję się zmęczona albo zła. Nie chcę być z kimś, kto nie szanuje mnie jako kobiety (i uważa, że powinnam zasuwać w kuchni) lub jako osoby, która ma swoje zdanie i przekonania. Nie daję przyzwolenia na to, żeby ktoś mnie poniżał, uważał, że wie lepiej, i co gorsza, narzucał mi swoje zdanie lub pouczał, jak mam żyć.

I trzecie: skupię uwagę na tych, na których mi zależy i których kocham. Będę z nimi w pełni, będę ich więcej słuchać (a nie więcej do nich mówić), będę z nimi wspólnie gotować, bawić się, chodzić na spacery i słuchać muzyki. Pozbędę się „zagłuszaczy relacji” między ludźmi: wyłączę telewizor i radio. W zamian kupię planszówki albo puzzle (rok temu w pięć osób ułożyliśmy puzzle z 1000 małych kawałeczków), znajdę przepisy na proste potrawy, które można łatwo zrobić z dziećmi lub z mamą.

Może proste i niezbyt wymagające życzenia, ale będą wymagać ode mnie trochę skupionej intencji, mówienia „nie” i zaplanowania czasu. Mam dużą ochotę na dobry czas w te święta.

PS Mała refleksja na zakończenie. Kilka dni temu słuchałam audycji z osobą, która w tym roku nie zdecydowała się pojechać do rodziny na święta. Kilka lat temu wyprowadziła się z domu rodzinnego i mieszka w innym mieście. Zdała sobie sprawę z tego, że do tej pory święta kojarzyły jej się z tym, że mama spędza godziny w kuchni i narzeka, jak dużo ją to wszystko kosztuje wysiłku i energii. Tato z kolei sprawdza ją za każdym razem, jak sobie radzi poza domem i czy już znalazła partnera. Między sobą rodzice rywalizują, które jest ważniejsze w jej życiu. A ponieważ jest jedynaczką, to cała uwaga jest skupiona na niej. To wszystko zawsze prowadzi do nieuniknionej awantury przy świątecznym stole. Postanowiła w tym roku nie przeżywać tego znowu. Zadzwoniła do nich i powiadomiła o swojej decyzji. Była zaskoczona ich reakcją. Stwierdzili, że jeżeli nie przyjedzie, to nie będą robić świąt. Doszła do wniosku, że może właśnie taki inny czas świąteczny pozwoli im wszystkim z innej perspektywy ocenić, jak chcą ten czas spędzić za rok.

 

autorka: członkini

Centrum Antyprzemocowego Elles pour Elles

 

 

Gazetka 217 – grudzień 2022