Moja przyjaciółka Ania zawsze na początku roku tworzy mapę marzeń. Mówi, że to jej umowa z losem. W rozmieszczonych na płachcie papieru dziewięciu kwadratach zapisuje: obfitość, sława, miłość, rodzina, zdrowie, dzieci i kreatywność, wiedza, kariera, podróże. Rozkłada przed sobą kolorowe kartki, klej, zdjęcia, taśmę, pisaki, długopisy i stos kolorowych magazynów. Z wycinków z gazet tworzy w kwadratach kolaże – swoje obrazy szczęścia w konkretnych dziedzinach życia. Zainspirowana jej wizualizacją marzeń, sama sięgnęłam po to narzędzie.

UMOWA Z LOSEM

Czy można znaleźć, nie wiedząc, czego się szuka? Czy można wybrać się w podróż bez mapy? Dojść gdziekolwiek, nie znając celu? Mapa marzeń to zamówienie do naszej podświadomości pisane jej językiem, czyli obrazami. Mapy marzeń (lub celów) wykonuje się często w kręgach kobiet lub w czasie warsztatów związanych z rozwojem osobistym. Wizualizacja to potężne narzędzie. Kiedy tworzysz w swoim umyśle obrazy, generujesz myśli i uczucia posiadania tego już tu i teraz. Prawo przyciągania.

Szczęście to doświadczanie radości, zadowolenia i wspaniałego samopoczucia, okraszone refleksją, że nasze życie jest dobre, wartościowe i ma sens. Moja Ania szczęście upatruje w pracy w międzynarodowej firmie – w kwadracie kariery wkleiła zdjęcie wyfiokowanej bizneswoman z telefonem przy uchu. W tle widać młodych, pięknolicych mężczyzn w garniturach. Jacyś rozgorączkowani. Środek afery. Może to giełda papierów wartościowych? Przypuszczam, że wycinek jest elementem reklamy. Ja w swoim kwadracie wkleiłam zdjęcie zacisznej kafejki na paryskim Montmartre. Byłam, widziałam, ujął mnie jej klimat. Obok mojego stolika siedziała młoda dziewczyna. Dziewczyna z mopsem. Sączyła lemoniadę (był upał) i zamaszystymi ruchami kreśliła wersy w opasłym notesie oprawionym w skórę koloru mahoniowego. Co pisała? Możliwe, że romantyczną historię miłosną. Bohaterami targają żądze (pewnie stąd te pełne wigoru gesty!); łzy leją się strumieniami. Chciałam, żeby to była powieść. Bo chciałabym być tą dziewczyną. I tak oto moja wizja zawodowego eldorado rozminęła się z koncepcją Ani. Ja za żadne skarby świata nie chciałabym żyć na łańcuchu, wtłoczona w korporacyjne ramy, a Ania za nieroztropność uznałaby wybranie niepewnego losu gryzipiórka. Szczęście niejedno ma imię.

POD LUPĄ

Znacie wańkę-wstańkę? To taka zabawka z kolorowego plastiku lub drewna, ciesząca się popularnością w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. W czasach PRL-u przywoziły je z ZSRR osoby jeżdżące na handel. Z wyglądu przypomina rosyjską matrioszkę, marynarza, zwierzę lub postać z bajek dla dzieci. Poruszona, kołysze się na boki, ale nigdy nie przewraca. Samoistnie odzyskuje równowagę i wraca do pionowej orientacji wyjściowej. Jej podstawa jest okrągła i w środku ma ciężarek. Stabilność zabawka zawdzięcza nierównomiernemu rozkładowi masy.

Grupa naukowców ogłosiła, że najszczęśliwsi na świecie są mieszkańcy Europy Północnej (np. Szwecji, Danii), Afryki Zachodniej (m.in. Ghany i Nigerii) oraz państw północnej części Ameryki Łacińskiej (Meksyku, Kolumbii). W DNA tych osób stwierdzono obecność specyficznej odmiany (allel A) genu FAAH. Allel ten najrzadziej pojawia się u mieszkańców krajów arabskich (np. Iraku, Jordanii) oraz narodów Azji Południowo-Wschodniej (Chin, Hongkongu, Tajlandii, Tajwanu). Rezultat? Poziom życiowej satysfakcji jest w tych rejonach najniższy. Wynika stąd, że predyspozycje do odczuwania szczęścia są różne u poszczególnych ludzi. I niekoniecznie zależą od obiektywnych czynników zewnętrznych – majątku, rozwoju zawodowego czy rodziny. Struktura DNA wyznacza ramy naszej osobistej idylli. Niektórym geny sprzyjają w poczuciu życiowej satysfakcji. Niektórzy nie zostali w nie wyposażeni. Ten stały poziom naszej szczęśliwości wyznaczony przez wrodzony potencjał genetyczny w psychologii nazywa się atraktorem szczęścia. Jeśli nasz atraktor szczęścia jest na niskim poziomie, to nawet wygrana w „Milionerach” go nie podniesie. Człowiek jest więc jak ta wańka-wstańka. Osoby, które wygrywają kumulację na loterii, po pół roku czują się tak samo szczęśliwe lub nieszczęśliwe, jak przed kupieniem losu.

Neuropsychologowie dorzucają swoje trzy grosze. Nie pomijajmy związku pomiędzy poczuciem szczęścia a poziomem trzech neuroprzekaźników – dopaminy, serotoniny i oksytocyny. Dopamina, zwana hormonem szczęścia, partycypuje w doświadczaniu pozytywnych emocji. Oksytocyna, hormon miłości, przyczynia się do podtrzymywania bliskich więzi z innymi. Serotonina, zwana hormonem dobrego samopoczucia, jest odpowiedzialna za stany obniżonego nastroju. To sporo elementów jak na jednego człowieka.

Pojawia się pytanie: czy mamy na coś w swoim życiu wpływ, skoro zostaliśmy z góry zaprogramowani? Całe szczęście mamy poletko do popisu. Naukowcy oszacowali, że jeśli 50 proc. naszego poczucia szczęścia niejako dziedziczymy, to za pozostałe 50 proc. odpowiadają dwa faktory. 10 proc. zależy od warunków życiowych, a 40 proc. – od podejmowanych przez nas działań. Na uwarunkowania genetyczne można spojrzeć więc jak na szklankę w połowie pełną albo w połowie pustą.

ZA KROKIEM KROK

Czy istnieje wzór na szczęście? Brytyjscy uczeni opracowali własny: P + (5xE) + (3xH). To suma cech osobistych, umiejętności adaptacji i podejścia do życia (P), okoliczności zewnętrznych, zdrowia i stabilności finansowej (E) oraz potrzeb wyższego rzędu, ambicji i oczekiwań (H). Te ostatnie miały trzy razy bardziej oddziaływać na poczucie zadowolenia niż cechy osobiste, a środowisko – aż pięć razy bardziej. Inny wzór to Szczęście = Z/P, gdzie Z oznacza zaspokojenie, a P – pragnienia. Im więcej mamy potrzeb, których nie możemy zaspokoić, tym mniej szczęśliwi się stajemy.

W poszukiwanie wzoru na szczęście miał także swój wkład słynny naukowiec Albert Einstein. W 1922 r., będąc w Japonii, otrzymał przesyłkę. Chciał wręczyć gońcowi napiwek, ale nie miał przy sobie drobnych. Nie chcąc odprawić chłopca z niczym, dał mu dwie karteczki ze swoimi notatkami. Kuriozalny podarek opatrzył komentarzem: „Być może te szczęśliwe notatki będą miały dla ciebie większą wartość niż zwykły napiwek”. Co kryły zapiski? Przepis na szczęście! „Spokój i skromne życie przynosi więcej szczęścia niż dążenie do sukcesu łączące się z ciągłym niepokojem” – taka była treść pierwszej notatki. Na drugiej noblista napisał: „Tam, gdzie jest wola, jest też i sposób”. Myśli nazwane zostały „Teorią szczęścia”. Na aukcji w Jerozolimie karteczki z notkami osiągnęły zawrotną cenę 1,3 mln dolarów. Poglądy laureata Nobla na temat szczęścia nie są może tak przełomowe, jak jego teoria względności, jednak dają do myślenia.

Niezależnie od pochodzenia ludzie pytani o to, czy są szczęśliwi, najczęściej dokonują bilansu swojego życia, porównując siebie do statystycznej osoby. Do tego celu wykorzystują najbardziej namacalną miarę, jaką jest poziom dochodów. Tyle że mamy inne samopoczucie, kiedy zmienia nam się punkt odniesienia. Przy bezrobotnej koleżance nasze poczucie szczęścia (nieświadomie) rośnie, podczas gdy przy koledze z furą, skórą i komórą z miejsca stajemy się maluczcy. Jeśli brak gotówki chwieje naszym poczuciem bezpieczeństwa, trudno nam będzie odnaleźć w życiu zadowolenie.

Z pomiarów szczęścia na świecie oraz międzynarodowych rankingów wynika, że istnieje związek pomiędzy dobrobytem a szczęściem. Taką korelację widać zwłaszcza w krajach uboższych, gdzie nędza nie pozwala godnie żyć. Ale tylko do poziomu, gdy dobrobyt przekłada się na zaspokojenie podstawowych życiowych potrzeb i standardów. Po osiągnięciu pewnego pułapu dobrobytu jego wpływ na szczęście przestaje być znaczący. W krajach zamożnych pieniądze nie mają już takiego znaczenia. Chyba jednak znacznie przeceniamy okoliczności zewnętrzne.

Choć z naukowego punktu widzenia ponurak zawsze pozostanie ponurakiem, to istnieją metody, aby swój stan szczęśliwości wznieść na wyższy poziom. Psychologowie podpowiadają, że trzeba rozwijać wdzięczność. Warto napisać list do osoby, której coś zawdzięczamy, a której jeszcze nie podziękowaliśmy. To nie list do szuflady – trzeba go opatrzyć adresem odbiorcy i znaczkiem. Trzeba także poznać swoje mocne strony. Poczucie humoru, empatia, nadzieja? Naszym zadaniem jest używać ich jak najczęściej, w różnych okolicznościach i na wiele sposobów. Osiągnąłeś sukces? Co robisz później? Przechodzisz do kolejnego zadania? Stój! To trochę jak wygrać dużą sumę w totolotka, ale nie odebrać czeku. Odkrywaj pozytywne strony życia. To okazja do zdobycia uznania. Buduj w sobie poczucie wartości, dumy, odwagi, poczucia sprawczości. Rozwijaj w sobie mentalność zwycięzcy. Nie przegapiaj okazji.

Kwadrat na środku mapy marzeń jest najważniejszy. To jest miejsce dla mnie. Tu wklejam zdjęcie siebie z najlepszych czasów lub zdjęcie osoby, którą chciałabym naśladować. Ta przestrzeń emanuje dobrym samopoczuciem. Podejrzałam mapę Ani. Pamiętam jej zdjęcie. Sama je zrobiłam. Zaróżowiona od słońca, pełna liryzmu, beztroska. Grasse, Lazurowe Wybrzeże. Światowa stolica perfum. Wszystkimi zmysłami czuję zapach mimozy, jaśminu, kwiatu pomarańczy i róż. 1996 rok. To był nasz szczenięcy wyjazd na wakacje. Kto by pomyślał, że dekadę później Ania zamieszka w tej okolicy? Dla mnie kluczem do szczęścia są marzenia. Kluczem do sukcesu jest ich realizacja. A dla ciebie?

 

Sylwia Znyk

 

 

Gazetka 219 – marzec 2023