Ruth Handler, córka polskich emigrantów, stała się symbolem spełnienia amerykańskiego snu o sukcesie. Postanowiła zaryzykować, wprowadzając na rynek zabawek lalkę, która w niczym nie przypominała słodkookich, pucułowatych dzieciaczków w wiktoriańskich łaszkach. Wielu osobom, także związanym z firmą Mattel, projekt zaprezentowany przez nieco ekscentryczną właścicielkę kojarzył się raczej z dziewczyną z ulicy, a nie zabawką dla małych dziewczynek. O jakiej laleczce mówię? Oczywiście o Barbie.

CHCĘ BYĆ NIĄ, KIEDY DOROSNĘ!

Na liczne pytania, dlaczego wybrała postać o talii osy, idealnym biuście, długich nogach i bardzo wyrazistym makijażu, Ruth zawsze odpowiadała tak samo: jej celem było danie dziewczynkom ideału, do którego będą dążyć, oraz inspiracji, by swoje życie układać tak, jak same tego chcą: „Moja filozofia Barbie była taka, że każda dziewczynka może zostać, kimkolwiek zechce. Barbie zawsze pokazywała, że kobieta ma wybór”. Jak wiemy, mimo przeciwności losu i niepewności związanych z realizacją projektu, świat pokochał zabawkę firmy Mattel.

Ale jak Ruth przyszło do głowy, by dać do zabawy dzieciom „coś takiego”? Inspirujące okazały się obserwacje jej własnych dzieci. Córka Ruth – Barbara – uwielbiała bawić się z koleżankami wyciętymi z gazet papierowymi laleczkami, które matce wydawały się brzydkie, nieprawdziwe oraz dosłownie i w przenośni – płaskie. Zamarzyła więc sobie, że stworzy zabawkę o ludzkich (kobiecych) kształtach, dorosłą i taką, którą dzieci będą kochały. Kiedy w roku 1956 odwiedziła Szwajcarię, w jednym ze sklepów zobaczyła lalkę dla dorosłych mężczyzn Bild-Lili. Figurka była przedstawieniem bohaterki jednego z tamtejszych komiksów, która osaczała i wykorzystywała bogatych mężczyzn. Handler uznała, że to jest to! Do Ameryki zabrała ze sobą kilka wersji Lili, która teraz żartobliwie nazywana jest „seksowną babcią lalki Barbie”.

BIG „BIZNES”

Kiedy Ruth wróciła do USA, rozpoczęła się dla niej walka z niedowiarkami. Kobieta zwerbowała do pomocy makijażystę Buda Westmore’a i projektantkę mody Charlotte Buettenback Johnson. Po trzech latach (1959 r.) intensywnej pracy Barbie zadebiutowała na targach zabawek i… nie zdobyła sobie wielu fanów. Firma Mattel, już znana na świecie, mogła pozwolić sobie na tę pierwszą porażkę. Zakasano rękawy i do pomocy wezwano znanego psychologa Ernesta Dichtera, który miał opracować plan kampanii reklamowej dla kontrowersyjnej lalki. Dichter podjął się zadania i rozpoczął badania naukowe na grupie 200 matek i córek, by przekonać się, jak widzą one Barbie. Zadawał respondentkom pytania: Czy Barbie jest miłą i lubianą przez wszystkich dziewczynką? Czy ma dobry gust? – i tym podobne. Okazało się dość szybko, że dziewczynki pokochały zabawkę i w przyszłości chciałyby wyglądać, ubierać się i zachowywać jak ona, a matki nienawidziły jej z szewską pasją. Psycholog zdecydował, że należy w kampanii pokazać córki opowiadające mamom o tym, jak lalka uczy je zachowywać się z klasą, jak inspiruje je, by ładnie i z klasą się ubierać.

Na badania i reklamy wydano miliony dolarów, wszyscy wstrzymali oddech, bo dni mijały, a zamówienia nie pojawiały się. Lawina ruszyła z początkiem wakacji. Dzieci i wtedy, i teraz właśnie w tym okresie oglądają więcej telewizji i przeglądają więcej gazet z reklamami, nic dziwnego więc, że właśnie wówczas woreczek się rozwiązał. Od tego momentu popularność zabawki jedynie rosła. Z czasem rozpoczęto sprzedaż przeróżnych gadżetów związanych z pięknooką blondynką, dodano jej do kompanii przyjaciółki i kolegę – Kena (takie też imię nosił syn Ruth). Inwestycje zwracały się z nawiązką, a biznes kwitł.

Firma zdecydowała się na wyjście naprzeciw oczekiwaniom społecznym oraz realizację pierwotnego planu Ruth – zaczęto tworzyć lalki astronautki, lekarki, Barbie z niepełnosprawnością, zespołem Downa, Barbie odkrywczynię – i wiele innych. Dziewczynki nie były już teraz ograniczone do marzeń o byciu bogatą panienką mieszkającą w różowej willi, ale faktycznie, jak sobie to zaplanowała projektantka – mogły wybierać, jaką lalką chcą się bawić, i wyobrażać sobie swoją przyszłość. Nie wszystkim jednak podobał i podoba się sukces Barbie, a powodów jest kilka.

DOBRA CZY ZŁA?

Najczęstszym powodem niechęci do Barbie (a przy okazji i do Kena) jest, tak jak na początku, wygląd – feministki, psychologowie i społecznicy zarzucają lalkom, że wbijają dzieciom do głowy niemożliwe do osiągnięcia ideały. Nie jest bowiem możliwe naturalne i zdrowe osiągnięcie ich proporcji; nawet mordercze treningi w większości przypadków nie są w stanie zmienić naturalnej budowy naszych ciał. Jeśli, tak jak ja, ma się dumne 156 cm wzrostu, to raczej na popularną laleczkę się nie załapię. Ken to także model o idealnych niemal kształtach, wylanych w chińskich formach produkcyjnych – bo ani jego mięśni, ani cech charakterystycznych twarzy skopiować się nie da. Udowadniają to tysiące osób, które poddają się setkom operacji plastycznych, by upodobnić się do zabawkowej pary. Jak wiemy, wszystko to z opłakanym skutkiem.

Dalej mówi się też o pustocie i naiwności bohaterów kreowanych przez następców Ruth i jej męża: pierwsze Barbie to modelki, bogaczki z wielką szafą i różowym luksusowym autem. Purystyczna i pruderyjna Ameryka musiała, wraz z rodzeniem się popularności lalek z zestawu, przełknąć bardzo gorzką pigułkę. Bo skąd ta lalka ma na to wszystko pieniądze, a czemu mieszka sama, czy ona nie ma normalnych ubrań, co łączy ją z Kenem?! Wiele osób miało producentom za złe, że kreują w dzieciach jedynie potrzebę posiadania i bycia atrakcyjnym. Z czasem pojawiły się Barbie pracujące, uczące się, „inne” od wszystkich, takie nieco bardziej życiowe, które miały za zadanie inspirowanie małych istotek i pomaganie im w pokonywaniu przeciwności losu. Kreskówki o Barbie stały się nieco mniej cukierkowe, przesłodzone, nijakie i naiwne, ale prawdziwą bombą miał okazać się pełnometrażowy hollywoodzki film.

OŻYWIONA

Scenarzystka i reżyserka Greta Gerwig stworzyła obraz, który w założeniu miał być satyrą na stereotypy płciowe, miał ośmieszać bezsensowną wojnę męsko-damską i pokazywać, jak bardzo potrzebne jest współczucie, wzajemna pomoc, walka o równość i bezpieczeństwo. Plan był ambitny nie tylko ze względu na malejącą popularność kin i brak filmów, które pozostają w pamięci widzów i są w stanie na nich wpłynąć. Potencjalnych problemów mógł też przysporzyć wybór bohaterów i tematu. Z wszystkim tym Barbie sobie poradziła i chwała jej za to!

Niestety, dla wielu osób zupełnie niezrozumiałe były wybryki Kena i ich rozwiązanie przez społeczeństwo wszystkich lalek Barbie. Mężczyźni w Barbielandzie są jedynie atrakcyjnym dodatkiem do samorealizujących się kobiet, są, bo są. Po wizycie w prawdziwym świecie towarzysz Barbie odkrywa, że mężczyźni są tam w o wiele lepszej sytuacji niż w jego rodzinnym „kraju” i postanawia to zmienić… Jak mu to wyszło i co z tego może wyniknąć dla nas? Musicie zobaczyć sami; powiem tylko tyle, że nikt na walce płci nie korzysta i nie ma w niej wygranych. Barbie udaje się do prawdziwego świata po to, by pomóc bawiącej się nią dziewczynce, która zaczyna mieć kłopoty, przestaje interesować się swoją zabawką, coraz częściej płacze, martwi się i smutnieje. Dzięki dorastaniu Barbie do takiego rzeczywistego świata, już nie całego w różu i uśmiechach, widz może zobaczyć w niej właśnie inspirującą i silną bohaterkę, która, tak jak zamierzyła to sobie Ruth, ma służyć bawiącym się nią dzieciom pomocą.

Film jest kasowy, ale warty obejrzenia w każdym wieku. Nie jest też, jak wiele obrazów obecnie, nijaki, na siłę zabawny i usiłujący przymilić się każdemu. Dzieci będą miały frajdę i może nauczą się rozwiązywania swoich kłopotów w inny sposób niż zamykaniem się na świat, a dorośli zobaczą, że nieustannie obrażanie się i przeciąganie liny nie prowadzi do niczego dobrego. Barbie i Ken są i zawsze będą tandemem, nieważne jak bardzo się od siebie różnią.

Barbie przeszła długą drogę od „lampucery” i „pustej blondynki” do bohaterki, ikony popkultury, inspiratorki. Jeśli nie lubicie jej w formie pięknej modelki o nienagannym biuście, pokażcie dzieciom, że jest też Barbie astronautka, lekarka i artystka, bo z nią, z Barbie, każdy może być, kim chce.

 

Anna Albingier

 

Gazetka 224 – wrzesień 2023