NIE BĄDŹ JAK JASIEK
Świętej pamięci Jan Himilsbach, aktor znany m.in. z filmów „Rejs” i „Wniebowzięci”, otrzymał propozycję zagrania w amerykańskiej produkcji. Był jednak pewien warunek: znajomość angielskiego. Janek tego języka nie znał. Ponieważ początek zdjęć był sprawą dość odległą, nauczenie się angielskiego przynajmniej w podstawowym zakresie było zadaniem nawet wykonalnym. Jednakże po długim namyśle Jasiu odmówił. Kiedy znajomi spytali go o powody tak niecodziennej decyzji (rola na Zachodzie za komuny to nie byle co!), aktor wypalił szczerze: „Kazali mi się nauczyć angielskiego, to podpiszą ze mną umowę. A ja, że najpierw umowa na rolę w filmie, a potem nauczę się angielskiego. A co! Namęczę się, nauczę języka, a oni potem się wycofają i ja jak ch… zostanę z tym angielskim”.

Oczywiście do udziału w produkcji nie doszło, a kariera Himilsbacha rozwijała się na swojskim poletku.

NASI TU SĄ!
Po wejściu Polski do Unii Europejskiej emigracja z Polski wzrastała skokowo, by apogeum osiągnąć w 2006 r. W tym roku również i ja postawiłam swoje pierwsze kroki na płycie lotniska w Zaventem, nie przypuszczając, że zagoszczę w kraju frytek, gofrów i muli na długie lata. Już w pierwszym tygodniu odnalazłam trzy adresy kluczowych polskich specjalistów: piekarza, fryzjera i internisty. Sporo czasu minęło, zanim odważyłam się skonfrontować z usługami w języku francuskim.

Polacy żegnali się z ojczyzną w różnych okresach historycznych i z różnych powodów: ekonomicznych, politycznych, religijnych, edukacyjnych. Niektórzy z nich nawet nie przekroczyli granicy Polski – to granice zmieniły swój bieg. Polskę mają w sercu.

Poza granicami naszego kraju mieszka ok. 20 mln Polaków. Polska emigracja jest jedną z najliczniejszych na świecie. Najwięcej, bo około 10 mln osób mających polskie korzenie, jest w Stanach Zjednoczonych. W samym tylko Chicago rezyduje ich blisko milion, co czyni to miasto drugim po Warszawie „polskim” miastem na świecie. Duże skupiska Polaków znajdują się także w Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii i… Brazylii. Przypuszcza się, że brazylijska Polonia może liczyć nawet 3 mln! Nasi upowszechnili tam wóz czterokołowy nazywany przez Brazylijczyków „carro polaco”, czyli „polski wóz”. Mało tego, w 2022 r. język polski stał się językiem urzędowym w gminie Aurea w południowej części kraju.

STATYSTYCZNIE LEŻYMY
Po pierwszej wizycie u brukselskiego stomatologa poziom kortyzolu wystrzelił mi w kosmos. Owszem, plombę wstawił pierwszorzędną (i chyba złotą, wnosząc po rachunku), ale co raz powtarzał „morde, morde”. Oburzona wyznałam znajomemu, że takiego słownictwa nie spodziewałabym się po człowieku z wyższym wykształceniem. Skoro chciał, bym szerzej otwierała szczękę, mógł posłużyć się innym synonimem, a nie rzucać mi „mordą” prosto w twarz. Znajomy, ku mojej konsternacji, parsknął śmiechem. Czasownik „mordre” znaczy gryźć. Za tydzień już byłam słuchaczką na kursie francuskiego dla początkujących. Jak zauważył Ludwig Wittgenstein, „granice mojego języka są granicami mojego świata”.

W czasach globalizacji i umiędzynarodowienia środowisk pracy znajomość języka obcego pomaga nie tylko w poszukiwaniu zatrudnienia za granicą, lecz także podczas samej pracy i życia w obcym kraju. Niestety nie wszyscy potrafią porozumiewać się w sposób komunikatywny. Rozejrzyjmy się wokół – kto z naszych znajomych opanował francuski lub niderlandzki do perfekcji, a kto dalej „miga” i gestykuluje przy podstawowej wymianie zdań w urzędzie? Ja pierwsza nie rzucę kamieniem. Dla wielu z nas język jest zmorą. Wywołuje frustrację, spędza sen z powiek. Karol Wielki zwykł mawiać: „Znać inny język to jak posiadać drugą duszę”.

Kilka lat temu przeprowadzono badania. Niespełna połowa z nas posługuje się tylko językiem polskim. Więcej niż co trzeci Polak zna jeden język obcy. Pozostałe osoby można zakwalifikować do poliglotów. Dwoma językami obcymi częściej posługują się ludzie młodzi – dwudziestolatkowie (47 proc.) oraz trzydziestolatkowie (45 proc.), a także najmłodsi, objęci jeszcze obowiązkiem szkolnym. Najpowszechniejszym w Polsce językiem obcym jest angielski. Wyprzedził rosyjski, który zdecydowanie przodował w 2000 r. To scheda pokolenia, które w PRL-u przymusowo wkuwało słówka z rosyjskich knig. Jak zauważył Roger Bacon, „znajomość języków jest bramą do wiedzy”.

Czy odnajdujesz się w tych statystykach? Po której stronie? Bywa, że blokada językowa pozbawia nas szans na lepszą pracę, lepszy status społeczny, ogranicza dostęp do wydarzeń kulturalnych. Tymczasem nie taki diabeł straszny, jak go malują. Moja koleżanka Ania, zręcznie władająca francuskim, angielskim i hiszpańskim, dała mi wskazówkę: jeśli zależy ci na skutecznej nauce, skup się na przyswojeniu od pięciu do dziesięciu wyrazów dziennie. To właśnie słowa są podstawą komunikacji w języku obcym, a nie – co naturalnie przeczy szkolnym wytycznym – znajomość gramatyki.

Język angielski ma około miliona słów. To czyni go bez wątpienia jednym z najbogatszych pod względem słownictwa języków na świecie. Nie łam się! Przeciętny Anglik używa ich zwykle 10–15 tys., a znajomość już 2–3 tys. pozwala na swobodną komunikację. Niemniej co roku do słownika języka angielskiego dopisywanych jest ok. 4 tys. nowych wyrazów. Wynika z tego, że średnio co dwie godziny powstaje nowe słowo. Widać, że czas nie jest dla nas łaskawy. Dla mnie to wystarczająca motywacja, by nie trzymać języka za zębami.


Sylwia Znyk



Gazetka 233 – lipiec/sierpień 2024