Na szkolnym korytarzu zawsze panował hałas, ale dzisiaj było wyjątkowo głośno. Wszyscy biegali, krzyczeli i wymieniali się nowinkami o najnowszych zabawkach, które pojawiły się w sklepach w związku ze zbliżającymi się świętami. Jedna z nich, szczekający psiak-robot, zdobyła szczególne uznanie wśród dziewczynek. Pies szczekał, wykonywał polecenia, a nawet tańczył! Gdy Zosia przyszła do szkoły tego dnia, miała szeroki uśmiech na twarzy, bo w ręce ściskała coś, co wzbudzało zazdrość w oczach każdego dziecka na korytarzu – najnowszego psa-robota. Dumna chwaliła się zdobyczą. I wtedy na horyzoncie pojawił się Filip. Chłopiec miał talent do robienia zamieszania i zawsze chciał być w centrum uwagi. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Filip próbował wyrwać zabawkę z rąk Zosi, ale ta nie puszczała. Zaczęli się przepychać, a dzieci wokół nich krzyczały, nie wiedząc, co robić. Po dzwonku na lekcję chłopak dał za wygraną. Zosia, zbulwersowana zachowaniem kolegi, poskarżyła się mamie.I tu moja znajoma rozłożyła ręce – ingerować w konflikt czy dać młodym przestrzeń do samodzielnego rozwiązania problemu?
AUTONOMIA
Dzieci już w piaskownicy zaczynają uczestniczyć w życiu społecznym, a w środowisku pełnym silnych temperamentów o aferę nietrudno. Któż z nas nie był w skórze Zosi? Któż z nas nie miał w szkole Filipa? Nieporozumienia w relacjach rówieśniczych to naturalna część rozwoju dziecka.Uczą one młodych, jak radzić sobie z emocjami, negocjować kompromisy i rozwiązywać problemy. Każdy rodzic roztacza parasol ochronny nad swoją pociechą, ale wiele wydarzeń odbywa się bez woli dorosłych. To nie konflikty są największą bolączką współczesnego świata, ale sposoby ich rozwiązania. Warto więc poświęcić czas na naszkicowanie problemu, zanim podejmiemy się roli mediatora czy wręcz wyroczni.
Z jednej strony maluchy muszą uczyć się rozwiązywania problemów samodzielnie, a z drugiej – interwencja rodziców bywa niekiedy konieczna. Wszystko zależy od skali problemu, ale też od rodzaju nie porozumienia i jego przebiegu oraz od osobowości i wieku zaangażowanych w spór stron. Inaczej będzie przebiegała wymiana zdań między nastolatkami, a inaczej między przedszkolakami.
W przypadku błahych niedomówień (spór o zabawkę czy drobne nieporozumienie) najlepiej dać dzieciom kredyt zaufania i pozwolić, by samodzielne doszły do ugody. Maluchy uczą się wtedy autonomii i umiejętności społecznych. Ograniczanie strefy wpływu utrwala w nich przekonanie, że jest im potrzebny zawsze ktoś z zewnątrz – arbiter. Ingerencja osoby dorosłej odbiera im poczucie sprawstwa. Wyznaczanie własnych granic i ochrona swojej strefy komfortu to bardzo ważna umiejętność życiowa. Nie odpalajmy się zbyt szybko; dajmy dziecku możliwość zbudowania zaufania do siebie i swoich decyzji.
Rodzic powinien ograniczyć swój udział w konflikcie do podjęcia próby jego analizy. To dobra okazja, by wskazać potomkowi, że każdej sytuacji należy przyjrzeć się z dystansem. Warto sprowokować dziecko do spojrzenia na nieporozumienie z różnych perspektyw. Chłodna, rzeczowa kalkulacja pozwala rozładować napięcie i uwolnić nagromadzony stres. Początki bywają trudne, zwłaszcza gdy emocje biorą górę, ale najlepiej zacząć dialog od zbudowania historii. Jakie były okoliczności pojawienia się konfliktu? Kto go sprowokował? Ile czasu trwa? Kto jest jego świadkiem? Po której stronie stoi grupa rówieśnicza? Aby nauczyć dziecko dobrego rozwiązywania problemów międzyludzkich, nie wolno problemu bagatelizować,ośmieszać czy zamiatać pod dywan. Trzeba o konflikcie rozmawiać. Tylko taka forma zbliża, a nie oddala od celu. Podawanie własnych gotowych recept niewiele dziecko nauczy.
Z perspektywy dorosłego wojna o głupstwo wydaje się marginalna. Często irytuje, mąci spokój i wymaga działania. Jednak czy gdyby to nam odebrano telefon, torebkę lub ulubiony zegarek, też tak lekko podchodzilibyśmy do tematu? Czy łatwo pogodzilibyśmy się z oddaniem, choćby tymczasowo, własności? Warto wykorzystać zaistniałą sytuację do nauki podstaw współżycia społecznego.To również okazja do uczenia się empatii i krytycznego myślenia, a także do lepszego poznania potomka. Jak ocenia sytuacje, w których uczestniczy? Jak argumentuje własne stanowisko?Jak odnajduje się w grupie? Każde dziecko, niezależnie od wieku, potrzebuje bycia dostrzeżonym i zaakceptowanym ze wszystkimi swoimi emocjami i zachowaniami.
ZALEŻNOŚĆ
Na drugi dzień w szkolnej świetlicy panowała zwykła popołudniowa wrzawa. Dzieci biegały, rysowały, grały w gry planszowe, a z kąta dobiegał śmiech tych, które bawiły się klockami. Wśród nich była Zosia, która kolejny dzień zajmowała się swoim niedawno nabytym psem-robotem. Delikatnie głaskała jego syntetyczną sierść i rozczulała się nad czarnymi oczkami z guzików. Filip, który bawił się z kolegami niedaleko, zauważył Zosię i jej pluszowego przyjaciela. Z impetem wyrwał dziewczynce zabawkę z rąk i cisnął nią w kąt.
–Odpuścić? – zapytała moja znajoma. Szkoła jest często areną pokazów siły. Tu dzieci walczą o uznanie – rówieśników, nauczycieli, rodziców. W społeczności szkolnej, jak w życiu, dzieci przybierają różne role – od lidera po kozła ofiarnego. Ważne jest, by żadnego sporu nie lekceważyć. Nierozwiązane konflikty mogą skutkować pogorszeniem się wyników w nauce, obniżonym poziomem własnej wartości, izolacją, lękiem przed szkołą, depresją czy dolegliwościami somatycznymi. W niektórych sytuacjach interwencja rodziców bywa konieczna. Łatwo siedzieć w pozycji lotosu i być zen, kiedy konflikcik skończył się, zanim na dobre rozpętała się akcja. Jednak kiedy widzimy, że bezpieczeństwo dziecka jest zagrożone, trzeba wkroczyć do akcji. Warto jednak mieć na uwadze, że natychmiastowej reakcji wymagają te burdy, które stanowią zagrożenie dla zdrowia lub życia. W pozostałych przypadkach można poświęcić chwilę na rzeczową analizę sytuacji. Psychologowie podkreślają, że rolą dorosłych jest zaopiekowanie się wszystkimi stronami konfliktu – obojgiem dzieci, których dotyczy spór. Zatem stawanie po jednej ze stron czy pochopna diagnoza to pójście na skróty. Należy porozmawiać z nauczycielem lub psychologiem szkolnym, aby wyjaśnić zachowania zaistniałe na terenie placówki edukacyjnej. Ważne, aby wystrzegać się wzajemnego oskarżania.
Kilka dni później rodzice Zosi i Filipa spotkali się na rozmowie w szkole. Z początku był to dla obu stron dość niezręczny i nerwowy dialog, ale okazał się rzeczowy i konstruktywny. Bo konflikty same w sobie nie są złe.Złe lub dobre mogą być ich skutki.Dzieci z powagą przysłuchiwały się wymianie zdań dorosłych. Nasz sposób rozwiązywania konfliktów najprawdopodobniej wynieśliśmy z domu rodzinnego. Nasze dzieci uczą się w ten sam sposób.
Sylwia Znyk