Oto parę słów o 27. Finale Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Brukseli, który pod wieloma względami znów był wyjątkowy.

Trzeci rok z rzędu podjąłem się zadania, by zorganizować wydarzenie, które w swojej nazwie ma słowa i „wielka”, i „pomoc”. 15 osób, które tworzą sztab, mobilizowało kolejne – w tym roku nie odmówił nam nikt. Znaleźliśmy nową salę, wolontariuszy, znaleźliśmy wspaniałych artystów z Polski i Belgii, od polskich firm dostaliśmy wodę, chleby i inną żywność. Otrzymaliśmy także wsparcie finansowe, które pozwoliło nam opłacić wszystko to, co było niezbędne. Wsparło nas kilku hojnych biznesmenów i firm titres-services, a także wiele polskich organizacji społecznych i kulturalnych. Były z nami też polskie szkoły, w tym po raz pierwszy Szkoła Europejska z Uccle. Znaleźliśmy kucharzy, cukierników i amatorów sztuki kulinarnej, którzy pomagali nam przez dwa dni nakarmić wszystkich, którzy przyszli na Finał.

Swoją obecnością zaszczyciły nas wielkie postacie: pan Jerzy Pomianowski (pokaz walki mieczem samurajskim) i Tomasz Organek (koncert). Odwiedzili nas też fani samochodów audi i niezwykłych motocykli. Było sporo tańca, śpiewu, bajkowych animacji i szalonych licytacji. Łącznie odbyło się ponad 40 różnych przedstawień, zlicytowaliśmy ponad 70 przeróżnych fantów i wydarzyło się wiele niespodziewanych, pełnych zwrotów akcji rzeczy – ot, choćby „licytacja setlisty koncertu, którego nie było”.

Dzięki całej masie ludzi, którzy z dobroci serca przyłączyli się do nas, znów udało nam się zorganizować wielki Finał. Przyszło mnóstwo osób, może tysiąc, zebraliśmy bardzo dużo pieniędzy (wciąż je liczymy, ale na pewno przekroczymy 60 tys. euro!). Ze sceny padło dużo pozytywnych słów. Po raz pierwszy w życiu współprowadziłem to wydarzenie i przez kilka godzin patrzyłem ze sceny na radosne twarze ludzi, którzy – mam nadzieję – świetnie się bawili. No i to, co najważniejsze: to był bezpieczny Finał; nikt się nie pobił, nikt nikomu niczego nie ukradł, nie powiedział złego słowa, nie było hejtu ani zawistnych komentarzy. Wszyscy byli absolutnie wspaniali.

„Jesteście piękni!” – śpiewał ze sceny Organek; chwilę później pękła mu struna w gitarze, gdy do Światełka do Nieba brakowało nieco ponad pół godziny. Przy kolejnym utworze zerwała się kolejna, ale publiczność, mimo że koncert musiał zostać przerwany, mocno wspierała artystę. Kilkanaście minut później zakończyliśmy 27. Finał euforią i podziękowaniami dla wszystkich, którzy dołożyli swoje serducho do tego wydarzenia. W tym samym czasie dwa tysiące kilometrów od nas ktoś wbił Orkiestrze nóż w serce. Ja dowiedziałem się o tym dopiero godzinę później, gdy wciąż płakałem ze szczęścia, że udało się nam stworzyć piękny, bezpieczny Finał. To są niewiarygodne emocje, będące najlepszą nagrodą za cały rok przygotowań. Kilkanaście godzin później te same łzy, ale jakże inne emocje…

Wszyscy wiemy, co się wydarzyło w Gdańsku, więc naszą pofinałową euforię musieliśmy schować głęboko w sercu, byliśmy też mocno przybici natychmiastową decyzją Jurka o rezygnacji z szefowania Orkiestrze. Jako sztab postanowiliśmy także symbolicznym gestem, od razu w poniedziałek, pokazać, jak bardzo nam żal i jak bardzo nie zgadzamy się ze złem, które się wydarzyło. Kupiliśmy białe kwiaty, przepasaliśmy czarnym kirem, nakleiliśmy małe czerwone serduszko i zanieśliśmy pod Stałe Przedstawicielstwo Rzeczypospolitej Polskiej przy Unii Europejskiej w Brukseli; zapaliliśmy też małe światełko.

Idea pięknego finału WOŚP została okrutnie skrzywdzona, „lecz Ludzi Dobrej Woli jest więcej”, dlatego będzie trwać i wydarzą się kolejne wspaniałe i wzruszające momenty, uratowanych zostanie też jeszcze wiele dzieciaków. Pamiętajmy o tym, co się stało, ale bądźmy też bardziej wrażliwi na każde złe słowo w przestrzeni publicznej – stop mowie nienawiści!

 

Piotr Wiśniewski

Szef Sztabu WOŚP Bruksela

Gazetka 178 – luty 2019