Przypomnijmy. Kiedy we wrześniu 2016 r. Sejm odrzucił obywatelski projekt „Ratujmy kobiety”, a w zamian skierował do prac w komisji projekt „Stop aborcji” ultrakatolickiej organizacji Ordo Iuris, wśród polskich kobiet zawrzało. Projekt „Ratujmy kobiety” liberalizował dotychczasowe prawo – zakładał m.in. prawo do przerywania ciąży na żądanie kobiety do końca 12. tygodnia oraz przywrócenie tzw. antykoncepcji awaryjnej bez recepty. Ordo Iuris chciało, by aborcja była karana pięcioma latami więzienia! W efekcie tysiące kobiet wyszły na ulice blisko 150 polskich miast w proteście przeciwko zaostrzaniu prawa antyaborcyjnego. Tak narodził się Ogólnopolski Strajk Kobiet – ruch obywatelski, którego twarzami są m.in. cztery kobiety: Marta Lempart – charyzmatyczna liderka ruchu, rocznik 1979, prawniczka, działaczka społeczna i przedsiębiorczyni; Natalia Pancewicz – aktywistka na rzecz osób LGTB, prawa ręka Marty, odpowiedzialna za PR, reklamę, pomysły i wsparcie finansowe; Klementyna Suchanow – dziennikarka, pisarka, tłumaczka, aktywistka polityczna, zawsze na „pierwszej linii frontu”; Oksana Litwinienko – Ukrainka mieszkająca od lat w Polsce, aktywistka grupy „Dziewuchy dziewuchom” w Toruniu.

Protest, który dziś znany jest pod nazwą Czarnego Poniedziałku, to pomysł Marty. Zainspirował ją wpis Krystyny Jandy, legendy polskiego kina, która na Facebooku przypomniała historię strajku kobiet w Islandii z 1975 r., kiedy to 90 proc. mieszkanek Islandii w tym samym dniu nie poszło do pracy lub przestało wykonywać prace domowe. Chciały w ten sposób pokazać mężczyznom wartość pracy kobiet. Tego dnia nie działały szkoły, urzędy i sklepy. Protest odbił się szerokim echem w społeczeństwie islandzkim, a jego symbolem stały się kiełbaski – jedyne danie, jakie mężczyźni potrafili przyrządzić dzieciom. W wyniku tej akcji w społeczeństwie islandzkim dokonały się głębokie zmiany zmniejszające nierówność płci. W efekcie pięć lat po proteście Islandia została pierwszym krajem na świecie, w którym kobietę wybrano prezydentem.

Marta Lempart chciała do podobnej akcji strajkowej namówić Polki – wbrew temu, co napisała Krystyna Janda, która uważała, że nie będziemy wystarczająco solidarne, by wspólnie zaprotestować na tak dużą skalę. Myliła się! W deszczowy poniedziałek 3 października 2016 r. dwieście tysięcy polskich kobiet, ubranych na czarno lub z czarną parasolką w ręku, zamiast pójść do pracy, przeszło ulicami polskich miast w marszach protestacyjnych.

Informacja o wydarzeniach w Polsce obiegła światowe media – niedługo po polskim proteście na ulice wyszły m. in. Koreanki, Rosjanki i mieszkanki wielu krajów Ameryki Łacińskiej. Tak narodził się Międzynarodowy Strajk Kobiet, koalicja kobiet z ponad 60 krajów świata!

Gdy zapytałam dziewczyny, co je popchnęło do zaangażowania się w działalność strajku, wszystkie mówiły to samo: miałyśmy dość! Jednocześnie za decyzją każdej z nich kryła się osobista historia. Kuzynce Marty, obciążonej wadą genetyczną, odmówiono w Irlandii badań prenatalnych. Kobieta urodziła dziecko, które wkrótce zmarło. Marta obawiała się, że wraz z propozycją zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej w Polsce będą zdarzały się podobne tragedie, i postanowiła temu zapobiec. Natalia studiowała tzw. nauki gender i zawsze była zaangażowana w działalność na rzecz społeczności LGTB. Gdy Prawo i Sprawiedliwość doszło do władzy, najpierw włączyła się w działalność Komitetu Obrony Demokracji, a następnie zaangażowała się w organizację Strajku Kobiet. Oksana, gdy zaszła w ciążę, odkryła, że w Polsce, w środku Europy, w XXI w., nie może dostać środków wczesnoporonnych bez recepty ani usunąć ciąży na własną prośbę. Urodziła chore dziecko, a gdy zdecydowała się na sterylizację, by zapobiec kolejnej, groźnej dla zdrowia ciąży, dowiedziała się, że taki zabieg jest w Polsce nielegalny. Klementyna po dojściu PiS do władzy uznała, że nie chce dla swojej kilkunastoletniej córki życia w takim kraju, i postanowiła walczyć o zmianę. Nie chciała pogodzić się z tym, że gdy sama była nastolatką, miała więcej praw i swobód, a także patrzyła w przyszłość z większym optymizmem i wiarą niż jej własna córka ćwierć wieku później.

Cztery kobiety, które wraz z wieloma innymi wyszły dwa lata temu na ulice, dziś są prawdziwie zaprawione w bojach. I nie są to tylko utarczki słowne z ich politycznymi przeciwnikami. Członkinie Strajku Kobiet, podobnie jak inni działacze i działaczki opozycji, narażone są na prawdziwą agresję fizyczną. Klementyna została podczas demonstracji skuta kajdankami i dotkliwie poobijana. W efekcie musiała poddać się operacji kręgosłupa, a dziś ma poważne kłopoty zdrowotne. Marta rozważa zamknięcie swojej firmy, podobnie jak jej matka. Obie mają dosyć ciągłych nieuzasadnionych kontroli skarbowych. Natalię inwigilowała policja. Córka Oksany spotyka się z groźbami w szkole. Państwowe i prywatne media prawicowe prowadzą prawdziwą nagonkę na aktywistów opozycji. Bez skrupułów publikują ich dane osobowe, miejsce pracy, adres szkoły dzieci. To powoduje, że dziewczyny ze Strajku żyją w ciągłym stresie i poczuciu zagrożenia. Mimo to nie składają broni i zapowiadają, że będą nadal protestować.

Marta Lempart uważa, że dzięki m.in. ich działaniom sprawy kobiet na stałe weszły do agendy polityków. Dziś już żaden polityk, zwłaszcza lewicowy, nie pominie kwestii kobiecej w swoim programie. Widać to było wyraźnie np. podczas konwencji ruchu Roberta Biedronia Wiosna. Czy działaczki Strajku Kobiet wystartują z listy tej partii w wyborach do Sejmu na jesieni? Być może. Nie ukrywają, że to jedyna partia, która ma w swoim programie postulaty podobne do tych, które widnieją na stronie Strajku: walka o prawa kobiet, mniejszości i osób z niepełnosprawnościami; ograniczenie wpływu Kościoła katolickiego na życie publiczne i obywateli; wyrównanie sytuacji ekonomicznej wszystkich grup społecznych; walka z przemocą wobec kobiet i rodziny.

Wiele kobiet zaangażowanych w ruch chce pójść o krok dalej i zająć się działalnością polityczną – w ostatnich wyborach samorządowych na listach komitetów obywatelskich znalazła się rekordowa liczba kobiet. Marta Lempart kandydowała na stanowisko prezydenta miasta we Wrocławiu. Wprawdzie nie udało się jej przekonać wrocławian, że jest najlepszą kandydatką na tę funkcję, ale jej zdaniem było to dobre doświadczenie. Pokazała innym kobietom, że nie należy bać się polityki i warto mierzyć wysoko. Jej zdaniem podział na polskiej scenie politycznej powoduje, że wyborcy nie głosują za kandydatem, ale przeciw. Tak było w wyborach samorządowych, w których przecież powinniśmy głosować na ludzi, którzy będą zajmować się sprawami bezpośrednio nas dotyczącymi, takimi jak budowa lokalnych dróg, szkół, zarządzanie wydatkami publicznymi i gruntami. Wyborcy zostali postawieni przed wyborem: albo kandydat partii rządzącej, albo kandydat opozycji. To, czy rzeczywiście był to człowiek, któremu na sercu leżały sprawy lokalnej społeczności, miało mniejsze znaczenie. Kobiety ze Strajku chcą to zmienić.

Działaczki Strajku Kobiet podkreślają, że ich organizacja to przykład prawdziwej demokracji bezpośredniej, i apelują do polityczek i polityków: jeśli chcecie pomoc kobietom – pozwólcie nam mówić własnym głosem! Głosem kobiet nie tylko z Warszawy, Gdańska, Wrocławia, Krakowa czy Poznania, ale też ze Strzegomia, Sanoka, Węgorzewa i wielu innych miast i miasteczek Polski.

Klementyna Suchanow podkreśla: – Cały czas musimy pilnować polityków. My protestujemy, a tu, za naszymi plecami, właśnie przyjęto ustawę o dekryminalizacji przemocy domowej!

Klementyna uważa, że im bardziej kobiety domagają się swoich praw, z tym silniejszym spotykają się oporem: – Tak się dzieje na całym świecie!

Jej zdaniem w 2016 r. wraz ze strajkiem polskich kobiet obudziła się nowa fala feminizmu. O swoje prawa upominają się już nie tylko intelektualistki, akademiczki i teoretyczki z uniwersytetów. Dziś feminizm dotarł do mas i stał się ruchem wszystkich kobiet.

Działaczki Strajku Kobiet nawiązały współpracę ze swoimi odpowiedniczkami z ruchów kobiecych z innych krajów. Do Brukseli przyjechały spotkać się z aktywistkami z Włoch i Chorwacji, które obserwują u siebie podobne procesy zaostrzania prawa wobec kobiet. Natalia Pancewicz: – Musimy współpracować ze sobą, dzielić się swoimi doświadczeniami i wspierać się. To trudne, bo jesteśmy ruchem obywatelskim. Nie mamy żadnych dotacji, działamy wyłącznie w oparciu o dobrowolne wpłaty osób, które popierają naszą działalność. A potrzeby są duże: to nie tylko wydatki na organizację protestów, ale także pomoc prawna i lekarska dla poszkodowanych kobiet. Dlatego wkrótce zostanie zarejestrowana fundacja „Parasolka”, której zadaniem będzie m.in. wspieranie protestujących kobiet.

Dziewczyny ze Strajku obiecują, że nie dadzą się zepchnąć ze sceny politycznej, i zapowiadają kolejne protesty.

Według Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, prawie trzy lata po Czarnym Poniedziałku 69 proc. społeczeństwa jest za pełną dostępnością aborcji do 12. tygodnia ciąży.

 

 

Marta Bark-Stelmaszczyk

Gazetka 179 – marzec 2019

 

Foto. © Basia Pawlik Photography