Historia Polska, ale i właściwie całego świata, jest często pisana z punktu widzenia mężczyzn, i to mężczyźni grają w niej pierwsze skrzypce. Kobiety często ukryte są w cieniu bardziej widocznych mężów, braci, przełożonych. A przecież miały one i mają nadal wielki, choć nieznany często szerokiej publiczności wpływ na dzieje nie tylko swojej rodziny, ale i państwa.

JADWIGA ANDEGAWEŃSKA

Znana jako młodziutka i piękna żona Władysława Jagiełły, która zmarła młodo. Niektórzy wiedzą, że była fundatorką reaktywowanej Akademii Krakowskiej, której zapewniła środki rozwoju poprzez przekazanie młodej uczelni całego swego majątku. To prawda, żyła niezbyt długo, bo tylko 25 lat, ale nawet w tak krótkim czasie potrafiła dokonać wielu rzeczy na polu polityki. Jako dziesięciolatka została koronowana na króla Polski, czyli przysługiwały jej te same prawa, co każdemu z mężczyzn zasiadających wcześniej na polskim tronie. Musiała jednak „wywalczyć” sobie respekt polskich panów.

Prawnuczka Władysława Łokietka i wnuczka Elżbiety Łokietkówny była wysoką blondynką o pięknym uśmiechu. Zrezygnowała ze związku z poślubionym w dzieciństwie Wilhelmem Habsburgiem (plotki o ich schadzkach i skonsumowaniu małżeństwa były przez kilka lat głównym tematem na europejskich dworach), by stać się żoną Jagiełły i chrystianizować Litwę.

Była wykształcona – znała nie tylko język węgierski, ale i polski oraz łacinę, niemiecki, włoski. Interweniowała z powodzeniem u samego papieża Bonifacego IX w sprawie polskich pielgrzymów napadniętych w drodze do Rzymu na uroczystości jubileuszowe. Przeforsowała obsadzenie na biskupstwo krakowskie Piotra Wysza mimo początkowej niechęci zarówno polskiego duchowieństwa, jak i papieża. A wybór okazał się najlepszym z możliwych, gdyż Piotr Wysz był jednym z najlepszych biskupów w całej historii Krakowa. Była mediatorem między Witoldem a Skirgiełłą, bratem Władysława Jagiełły. Prowadziła rozmowy z wielkim mistrzem Zakonu Krzyżackiego na temat odzyskania ziemi dobrzyńskiej.

Byłą przy tym miłośniczką książek i to za jej przyczyną powstał „Psałterz Floriański” – jedna z najważniejszych ksiąg w polskiej literaturze. Wspierała studentów, biedaków, robotników, fundowała stypendia, troszczyła się o swoich poddanych, także tych nowych – z Litwy. Dla młodych Litwinów wybudowała bursę na uniwersytecie w Pradze. A do tego – ciekawostka – jako młoda i chcąca się podobać kobieta przybyła do uzdrowiska (dzisiejsze miasto Busko-Zdrój), by skorzystać z solankowych kąpieli. Jej pobożność i oddanie sprawom państwa sprawiły, że została ogłoszona patronką Polski i świętą.

IZABELA Z FLEMMINGÓW CZARTORYSKA

Urocza i rozumna, wytrawna podróżniczka, mecenas sztuki, zapalona kolekcjonerka, działaczka polityczna i społeczna, gorliwa patriotka, aktorka, założycielka bogatej kolekcji sztuki oraz pierwszego publicznego muzeum, autorka rozpraw o ogrodach i dziejów Polski dla chłopów. Jednak w świadomości współczesnych Polaków znana jest, i to nieczęsto, jako żona Adama Kazimierza Czartoryskiego – przedstawiciela potężnego rodu, który mógł zostać królem Polski, oraz matka Adama Jerzego Czartoryskiego – wybitnego polityka: ministra spraw zagranicznych Rosji, przywódcy Hotelu Lambert.

Dokonania Izabeli Czartoryskiej nie są tak powszechnie znane, jak na to zasługują. W młodości zalotna kosmopolitka, niestroniąca od romansów (jej poufałe kontakty z królem Stanisławem Augustem Poniatowskim, rosyjskim posłem Nikołajem Repninem czy magnatem Franciszkiem Ksawerym Branickim były tajemnicą poliszynela), dojrzewa i zmienia się pod wpływem wydarzeń brzemiennych w skutki dla Polski. Przyszło jej bowiem żyć w czasach pierwszego i kolejnych dwóch rozbiorów, ogłoszenia Konstytucji 3 Maja, insurekcji kościuszkowskiej, powstania listopadowego.

Jest główną przedstawicielką opozycji przeciw królowi Stanisławowi Poniatowskiemu i Rosji. W 1788 r. bierze udział w pracy sejmików i słucha obrad sejmowych. Radosne dni związane z tworzeniem i uchwaleniem Konstytucji 3 Maja uświetnia wystawieniem w Puławach sztuki „Matka Spartanka”, w której zresztą gra główną rolę; układa także patriotyczną pieśń „Hej, hej, rycerze”. To właśnie ona gości u siebie Tadeusza Kościuszkę i to w jej domu ułożony zostaje plan przyszłej insurekcji. Polityczne ambicje przenosi też na swoje dzieci – córkę Marię wydaje za Fryderyka Wirtemberskiego (siostrzeńca króla Prus Fryderyka II), a synów oddaje na dwór carycy Katarzyny.

Jej ulubiona rezydencja w Puławach przyciąga elitę intelektualną i artystyczną epoki, więc nie bez kozery miasto zostaje nazwane „polskimi Atenami”. Izabela Czartoryska każe wybudować tam Świątynię Sybilli i Domek Gotycki, które stają się miejscem przechowywania pamiątek po Polsce, jak i dzieł europejskich mistrzów. Znalazły się tam m.in. chorągwie z wojen krzyżackich, trofea bitewne Stefana Batorego i Jana III Sobieskiego, trzewiczki koronacyjne Zygmunta Augusta (błędnie przypisane królowej Jadwidze) czy pamiątki po księciu Józefie Poniatowskim. Ale także „Dama z gronostajem” Leonarda da Vinci oraz „Portret młodzieńca” Rafaela Santi (niestety zaginiony po II wojnie światowej). Obecnie eksponaty te zobaczyć można w Muzeum Czartoryskich w Krakowie.

ALEKSANDRA SZCZERBIŃSKA

Żona Józefa Piłsudskiego i matka dwóch córek, choć mało kto pamięta jej imię i nazwisko, nie mówiąc już o dokonaniach. A miałaby się czym pochwalić. Rewolucjonistka, konspiratorka, więziona za działalność niepodległościową, odznaczona Orderem Virtuti Militari. Jako działaczka Organizacji Bojowej PPS odpowiedzialna była za opiekę nad składami broni, szmuglowaniem jej za granicę oraz dostarczaniem na miejsce akcji bojowych. Dla przypomnienia – w czasach zaborów za szmuglowanie broni groziła wieloletnia katorga.

Pomysłowa i odważna aż do brawury brała m.in. udział (zresztą razem z Józefem Piłsudskim) w napadzie na pociąg pocztowy pod Bezdanami przewożący podatki z Królestwa Polskiego do Petersburga, bo chciała zapewnić organizacji niezbędne do działania fundusze. Pieniądze ukryte w schowkach pod jej ubraniem posłużyły do kupna broni i wykupywania więźniów politycznych. Wsławiła się dopracowaniem metody przewożenia broni, amunicji i dynamitu ukrywanych pod sukniami i w gorsetach.

W czasie I wojny światowej należała do oddziału wywiadowczo-kurierskiego I Brygady Legionów Polskich, była komendantką kurierek legionowych. Sama nazywała siebie feministką i przekonywała Piłsudskiego do nadania kobietom praw obywatelskich, co też uchwalił rząd premiera Moraczewskiego w 1918 r., podkreślając ofiarność kobiet w walce o niepodległość. Na taki przywilej kobiety we Francji musiały poczekać do 1945 r., a w Szwajcarii – aż do 1971 r.

Pod jej patronatem wydano dwa tomy wspomnień uczestniczek walk o niepodległość Polski. Gen walki przekazała młodszej córce Jadwidze, która była jedną z trzech kobiet pilotów służących w brytyjskich siłach powietrznych w czasie II wojny światowej.

ANNA WALENTYNOWICZ

Przez długie lata jej rola w czasie wydarzeń w Stoczni Gdańskiej im. Lenina w 1980 r. była przysłonięta przez osobę Lecha Wałęsy. Zresztą były prezydent o swojej współpracowniczce w walce o prawa robotników wypowiadał się niekorzystnie, wręcz niegrzecznie, negując jej dokonania, a podkreślając swoje. Ale to właśnie dzięki niej dokonał się historyczny zwrot w historii Polski XX w.

Anna Walentynowicz urodziła się na Wołyniu przed II wojną światową, która odebrała jej rodziców i brata. Mieszkała na Pomorzu i pracowała w Stoczni Gdańskiej jako zwykła robotnica – była spawaczem i przodownicą pracy. Zawsze życzliwa i pomocna, była wyczulona na sprawy robotników, działając najpierw w ZMP, potem w Lidze Kobiet. To jej dyscyplinarne zwolnienie z pracy 8 sierpnia 1980 r. (na kilka miesięcy przed emeryturą) stało się przyczyną strajku szesnastotysięcznej załogi kombinatu. Robotnicy stanęli za nią murem, gdyż od wielu lat odważnie występowała przeciwko władzom stoczni, zarzucając jej różne nieprawidłowości i działanie na szkodę pracowników.

Postulat przywrócenia Anny Walentynowicz do pracy, jak również podwyżki płac, został przez dyrekcję stoczni spełniony, ale to jej apelom zawdzięczamy zatrzymanie robotników ze Stoczni Gdańskiej udających się do domu po podpisanych porozumieniach z dyrekcją, by kontynuować strajk solidarnościowy z innymi zakładami – robotnikami Stoczni im. Komuny Paryskiej w Gdyni oraz pracownikami komunikacji miejskiej w Gdańsku. Ona została przywrócona do pracy, ale ujęła się za tymi wszystkimi, którzy stanęli w jej obronie. Podczas gdy Lech Wałęsa uważał, że sprawy są załatwione, i na tym koniec. Protest robotników rozprzestrzenił się na cały kraj i doprowadził do powstania pierwszych niezależnych związków zawodowych w krajach Bloku Wschodniego.

We wrześniu 1980 r. Anna Walentynowicz została członkiem Prezydium Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego w Gdańsku – „Solidarności”. Jednak już rok później Lech Wałęsa „wyrzucił” ją ze związku. Była zbyt niewygodna dla niego – krytykowała jego postępowanie, podejrzewała, że współpracował z SB, a przecież sama zrezygnowała z przewodzenia strajkowi, mówiąc, że „ranga sprawy spadnie, jak na czele będzie baba”.

Uczciwość, bezkompromisowa postawa i dążenie do prawdy zjednały jej ogromny szacunek i popularność wśród robotników, ale przez władze stoczni i władze państwowe była prześladowana – przenoszona na inne stanowiska pracy, więziona, inwigilowana przez stu funkcjonariuszy i nękana przez UB. Ona zaś była zawsze osobą dość cichą i niechwalącą się swoimi czynami, choć to właśnie jej nadano przydomek „Anna Solidarność”. Doceniana – 13 grudnia 2005 r. odebrała Medal Wolności od Amerykańskiej Fundacji Ofiar Komunizmu na rzecz „Solidarności”. Zmarła tragicznie w katastrofie smoleńskiej w 2010 r., udając się do Katynia na obchody upamiętniające rozstrzelanych żołnierzy, o których pamięć dopominała się już jako robotnica w stoczni z równym zapałem, jak o pomnik dla robotników grudnia 1970.

 

Sylwia Maj

Gazetka 179 – marzec 2019