15 marca, strajk globalny dla przyszłości! Apel do młodych z całego świata.

„Zamiast wziąć się za naukę, to łazi taki jeden z drugim po mieście i się drze, i macha tymi tablicami, ciekawe, czy jakby go z tablicy Mendelejewa przepytać, to też by taki pierwszy był do rozmowy?  Ciekawe, czy w domu też taki ekologiczny, światła zgasić to nie ma komu, ale do Brukseli jeździć i drzeć się to każdy pierwszy. Matka z ojcem muszą toto wszędzie wozić samochodem, tylko laptopy i telefony kupować, co jeden to droższy, a czy jego obchodzi, że to, co tam w tej elektronice siedzi, to w Afryce dzieci w kopalni gołymi rękami muszą wykopać? Ale na marsze chodzić i zdjęcia robić i zakłócać porządek to w to mu graj, jednemu i drugiemu”. Podobnych komentarzy po każdym ekomarszu można usłyszeć na ulicy setki, resztę tych bardziej obraźliwych znajdziemy w internecie. Co i dlaczego tak bardzo przeszkadza niektórym w działaniu młodych ludzi, nie tylko w Belgii?

NIJAK, ALE STABILNIE

Nie wszyscy lubią zmiany i ludzi, którzy z własnej woli podejmują inicjatywę, by zmienić sytuację, która stoi im kością w gardle. Są wśród nas tacy, którzy na każdą, nawet najmniejszą iskierkę buntu reagują mdłościami i zaczynają wymiotować litrami jadu. I nie chodzi tu tylko o szeroko pojętych dorosłych, którzy jakby z reguły nie zgadzają się z młodzieżą, ale też o osoby z tej samej, co protestujący w czwartki, grupy wiekowej.

Zastanawiając się ostatnio nad powodami krytyki, zdołałam znaleźć kilka, ale za najważniejszy uznałam właśnie niechęć do zmian. Lubimy, kiedy jest nam wygodnie, dobrze nam w naszych znanych granicach, nie chcemy, żeby ktoś nam właził z butami na trawnik i wycierał błoto o ładnie skoszoną trawę. Ogólnie nie chcemy, żeby wytykano nam błędy, za to wolimy poklepywanie po pleckach i głaskanie po główkach. Dzięki ogólnym działaniom na rzecz poprawy stanu powietrza, wprowadzania odnawialnych źródeł energii i ograniczania produkcji i zużycia plastiku zaczęliśmy czuć się komfortowo z myślą, że „przecież wszyscy coś robimy dla Ziemi”. Niestety, nie jest aż tak kolorowo, bo nadal dzieje się za mało i ciągle wiele jest do zrobienia.

Protestujący są więc dla wielu jak kamień w bucie – uwierają, przypominając o każdej niepotrzebnej wyprawie samochodem do sklepu oddalonego o 5 minut piechotą, o każdej puszce wyrzuconej w parku, o każdym bochenku chleba wywalonym bezmyślnie do śmietnika. W głębi duszy wiemy, że nadal można zrobić więcej, zwłaszcza na tym podstawowym, „rodzinnym” poziomie, ale nie lubimy, gdy się nam o tym przypomina, zwłaszcza ustami jakichś wymazanych farbą, rozwrzeszczanych nastolatków.

Nawet politycy złapali się w taką pułapkę. Na początku lutego belgijska minister Joke Schauvliege zaskoczyła gości tradycyjnego spotkania noworocznego, zorganizowanego przez jedną z organizacji rolniczych, stwierdzeniem, że marsze to ustawka i że tylko ze względów bezpieczeństwa narodowego nie powie, kto steruje całym tym cyrkiem. Cała sytuacja była skandalem: począwszy od organizacji w lutym przyjęcia noworocznego, a skończywszy na poszukiwaniu układów w działaniach młodych ludzi.

ONI STOJĄ ZA NIMI

Wypowiedź byłej już minister środowiska i rolnictwa Schauvliege wywołała poruszenie – czy rzeczywiście służby bezpieczeństwa Królestwa Belgii mają informacje o działaniach grup destabilizujących? Czy czarna wołga krąży po ulicach Brukseli? Czy wśród uczniów podstawówek i liceów roi się od uśpionych agentów? Zapytani o zdanie odpowiedzialni za bezpieczeństwo nasze i wasze panowie w garniturach stwierdzili jednoznacznie, że minister poniosło i nikt dzieciakami nie steruje. Joke Schauvliege niby przeprosiła („Zagalopowałam się w szale wystąpienia…”), ale z drugiej strony nie powiedziała, że skłamała, mówiąc o sterowaniu.

O wystąpieniu pani minister na drinku można powiedzieć wiele, ale z pewnością nie to, że było porywające, płomienne i szałowe. Schauvliege, płacząc, podała się później do dymisji, ale smrodek pozostał. W wielu główkach wykiełkowało nasionko podejrzenia – może to jednak prawda, może coś jest na rzeczy i ten tłum, świadomy lub nie, jest przez NICH sterowany!? Kto za nimi stoi, jaki układ, o czyje w takim razie walczą? Rosja, Chiny, Izrael? To, co zrobiła belgijska minister, wywołało ferment w narodzie; zaczęto szukać ukrytych wrogów, mimo że wszyscy inni członkowie belgijskiego rządu zaprzeczyli, jakoby coś było na rzeczy. Krytycy maszerujących prześcigają się w wymyślaniu kolejnych teorii spiskowych, co nie uspokaja sytuacji wokół zapłakanej, załamanej i trochę skompromitowanej byłej minister.

Politycy mają w naturze rzucanie półprawdami, ubarwianie rzeczywistości i granie na nastrojach społecznych, zwłaszcza kiedy na horyzoncie wybory. Dzieciakom z transparentami dla Ziemi nie ma na razie co zbyt głośno przyklaskiwać, bo są za młodzi, żeby głosować, więc zwracamy się do rolników, jak to zrobiła Schauvliege. Im też nie zawsze jest po drodze z ekologią, a głosować już mogą. Wprowadzenie do gry mitycznych „onych”, którzy pociągają za sznurki, niemal zawsze jest sukcesem, jednak tym razem się nie udało. Dzieciaki się wściekły, a popierający ruch dorośli nie popatrzyli tym razem przez palce na to, co wygaduje pani w garsonce. Skończyło się dymisją, bo gra toczy się o dużo większą stawkę niż ciepła posadka w rządzie. Tym razem dobro planety, dobro nas wszystkich wygrało z nowomową i populizmem. Pytanie tylko, jak długo będzie się to udawało.

ZA CZY PRZECIW?

Pytanie to moim zdaniem wcale nie powinno w kontekście tych marszy padać. Jak w ogóle można zastanawiać się, czy warto popierać działania na rzecz Ziemi i ekologii? Oczywiście, że trzeba! Każdy z nas jest odpowiedzialny za to, co się dzieje ze środowiskiem, a nasza wyraźna niezgoda na działania bądź brak akcji ze strony rządu ma znaczenie. Politycy nie istnieją bez nas i jeśli nie będziemy głosować na tych, którzy chcą inwestować np. w trujący powietrze węgiel, nie będą mieli innego wyjścia i ugną się pod naszym naciskiem. W czasach, kiedy naukowo udowodniono, że za zanieczyszczenie i niszczenie środowiska odpowiada właśnie człowiek, nie można udawać, że nic się nie dzieje. Krytykować jest zawsze łatwiej niż zakasać rękawy i podjąć wyzwanie. Nie wszystkim musi podobać się forma protestu, którą wybierają młodzi ludzie w całej Europie, ale zamiast wypluwać obelgi w komentarzach, można znaleźć własną jego formę i zrobić wokół tego trochę szumu, żeby przyłączyli się inni. Kwaśne miny i zgryźliwe komentarze nie zmienią faktu, że wszyscy siedzimy po pas w śmieciach i jeśli szybko się nie weźmiemy do roboty, może się okazać, że już nic nie da się naprawić.

 

Anna Albingier

Gazetka 179 – marzec 2019