Spokojna i bezpieczna Polska, w której nie ma terrorystów, uchodźców, w której rzeki zasiłków rządowych wyznaczają polityczne trendy, a zaplątany we własne grzechy Kościół dyktuje, co jest moralne i dobre... Ta „spokojna i bezpieczna” Polska przeraża. Pokazuje oblicze, którego wkrótce mogą nie powstydzić się światowi ojcowie faszyzmu. Wzywani do wzajemnej nienawiści, wchodzimy na bardzo niebezpieczną drogę – segregacji społeczeństwa.

TĘCZOWE NAKLEJKI WYKLUCZENIAfot. fotolia

Prawicowo-konserwatywna „Gazeta Polska”, jedno z wiodących pism bieżącej władzy, zaplanowała w lipcu bardzo kontrowersyjną akcję promocyjną. Do jednego z wydań miały być dołączone naklejki z hasłem „Strefa wolna od LGBT” okalającym przekreśloną tęczową wstęgę, wzywające do podziału społeczeństwa w zależności od orientacji seksualnej. Finalnie do dystrybucji haniebnych naklejek jednoznacznie kojarzących się z segregacją nazistowską nie doszło – wyrokiem sądu zakazano promowania nienawiści wobec ściśle wskazanych grup.

Sam plan jednak oburzył opinię publiczną w Polsce i na świecie, bo wzywa zarówno do dyskryminacji, jak i akceptacji społecznej tego zjawiska. Po sieci rozbiegły się jak błyskawica słowa oburzenia, ale także poparcia dla wspomnianej idei wykluczenia. Emocje wybuchały po każdej ze stron – jednak internet na słownej nienawiści poprzestał. Choć zapewne wielu zachęcił, ośmielił. Podarował argument w postaci wirtualnej naklejki dającej prawo nienawidzić.

SZTURM W BIAŁYMSTOKU

Wkrótce po aferze naklejkowej doszło do planowanego od kilku miesięcy marszu równości w Białymstoku. Marsz poparcia dla środowisk LGBT zgromadził wielu zwolenników równości, tolerancji i szacunku dla drugiego człowieka bez względu na jego przekonania czy orientację seksualną. Zdecydowana większość uczestników nie utożsamiała się z tym środowiskiem, ale poparcie dla równych praw było naturalną inspiracją do dołączenia do marszu. Jak się okazało, wymagało także nie lada odwagi. Bo, niestety, była też druga strona tego pochodu. Brutalna, chamska. Trudno nazwać ją kontrmanifestującymi. W ich dłoniach były cegły, kostka brukowa, zgniłe jajka. W ustach przekleństwa i zniewagi – obok imienia Boga i Polski. Rękoczyny dokonywały się wszędzie, a policja nie była w stanie ich ujarzmić. Czasami policji w ogóle nie było, czasami odwracała głowę. Wygoleni na łyso pseudokibice z tatuażami Polski Walczącej kopali nastolatków, młode kobiety, osoby starsze. Relacji w sieci jest wiele, wszystkie przerażają równie mocno. Oto bowiem w państwie prawa, pod okiem służb bezpieczeństwa, do głosu dochodzi przemoc. A bezpieczeństwo już nie istnieje.

STREFA DOBRA, STREFA ZŁA

Wydarzenia podczas marszu w Białymstoku były straszne. Raczej mało który Polak chciałby się świadomie znaleźć w ich wirze, choć większość uczestników podnosiła głowę i szła dalej. Ten wymowny akt terroru sam w sobie jest okrutny, ale jeszcze bardziej przerażają środowiska – kościelne i polityczne – które do niego zachęcały. Po fakcie wyparły się złych intencji. Potępiły postawę „kontrmanifestantów”. Wezwały do szacunku. Zaprzeczyły własnym działaniom prowadzącym do tego chorego podziału, w którym jeden Polak jest tym dobrym, a drugi złym.

Nie tylko chuligani stali po „drugiej” stronie białostockiego marszu. Według większości relacji było tam wielu ludzi z sąsiedztwa, z miejskiej codzienności, którzy normalnie nie wytykają palcami, nie złorzeczą. Udział w marszu dodał im odwagi i aktywnie – choć nie cegłą i kamieniem – wsparli walczących bojówkarzy. Słowem pełnym nienawiści i pogardy, środkowym palcem, sprośnym gestem. Odpowiedzialność jednak nie leży bezpośrednio po ich stronie. Za ten niepojęty stan rzeczy odpowiada bezwzględna, polityczna machina manipulacyjna, która od kilku lat sieje między ludźmi podziały i nienawiść.

SOLIDARNOŚĆ NASZĄ BRONIĄ

Wydarzeniami w Białymstoku oburzyła się cała Polska, oburzył się cały świat. W ciągu czterech dni po białostockim marszu w największych miastach Polski doszło do demonstracji solidarnościowych. Oburzonych jest coraz więcej. Oburzonych, a może... obudzonych?

Przychodzi znowu czas solidarności, który w naszej polskiej historii znamy tak dobrze. Czas, w którym warto sobie przypomnieć, co nas łączy, a nie dzieli. Różnice między ludźmi były, są i będą zawsze, ale współżycie w zdrowym społeczeństwie opiera się na szacunku wobec tych różnic. O szacunku do drugiego człowieka warto też w tym momencie pomyśleć. Zawalczyć o niego – tylko nie kostką brukową, ale poparciem dla demokracji, udziałem w marszu, głosem w wyborach. Zawalczyć o świat, w którym nie ma zgody na przemoc.

 

Ewelina Wolna-Olczak

 

Gazetka 184 – wrzesien 2019