Internet nie przestaje mnie zadziwiać – z jednej strony ogrom wiedzy, wiadomości z całego świata, zdjęcia małych, słodkich hipopotamów i filmy o leniwcach, a z drugiej mułowate i śmierdzące odmęty głupoty. YouTube, Facebook i Instagram stworzyły grupę ludzi, którzy nazywają siebie „gwiazdami sieci” i „influencerami”, a światek, który sobie w necie stworzyli, jest już pod lupą dziennikarzy, socjologów, pedagogów, psychiatrów, a ostatnio również policji. Nie, to nie jest historia z gatunku „policja, proszę przyjechać na fejsbuka”, to poważna sprawa, ponieważ w tym idealnym i uśmiechniętym świecie instagramerów znaleźć można jednostki, które zasługują nie na krytykę, bo na to jest już często za późno, ale na całkowite potępienie. Mam tu oczywiście na myśli tak zwanych patostreamerów i patoinfluencerów.fot. fotolia

DAJCIE „LAJKA”, „PUKNIJ W DZWONECZEK”

Przysięgam, że za każdym razem, kiedy słyszę lub widzę coś podobnego, mam odruch wymiotny – żebranie o polubienia i zainteresowanie fanów jest obrzydliwe i świadczy o tym, że to, co pokazujesz, nie broni się w żaden sposób, nie jest dobre, ciekawe i warte uwagi. Jeśli zauważysz, że musisz błagać o reakcje na posty – zweryfikuj to, co umieszczasz na swojej stronie, kanale czy gdzie tam chcesz, i nawróć się, zadbaj o to „coś”, a „lajeczki” same przyjdą.

Niestety jest w internecie wielu takich, którzy chcą się wybić (co nie jest proste) za wszelką cenę, więc zaczynają zachowywać się jak wypuszczona na łąkę trzoda. W internecie sława może trwać tylko kilka dni, więc zależy im na szybkim zdobyciu jak największej liczby wyświetleń, a żeby to osiągnąć, sięgają do odmętów swojej chorej i łasej na kasę wyobraźni, wywlekając z niej wszelakiej maści obrzydliwości. Nie będę tu wymieniać tych wszystkich głupich (tak, mówię to!) „osobowości internetowych”, wypluwających z siebie codziennie tony niepotrzebnych nikomu i szkodliwych treści, ponieważ nie można ich promować. Każde wymienienie ich imion i nicków sprawia, że ludzie myślą: „hmm, nie znam, sprawdźmy, co to za potworek”. A więc klikasz i oglądasz, a za każdy film oni dostają pieniądze, co sprawia, że chcą robić swoich bezużytecznych filmów więcej. Dlatego nie wspomnę tu nikogo z imienia.

Wróćmy do tematu – w pogoni za odrobiną uwagi i kasą za reklamy patoinfluencerzy robią niewyobrażalne głupoty: celowo jedzą tabletki piorące, wylewają sobie na te puste głowy wrzątek i umieszczają na swoich kanałach relację z bicia własnej babci. (Staruszka powinna złapać cię na spaniu i zlać ci to durne dupsko pasem, ty mały gnomie!). Jeszcze inni postanawiają dla sławy skórować koty i relacjonować rozjechanie lisa, rżąc przy tym jak osioł na paszy.

Jesteście zszokowani – i dobrze, bo właśnie na takie „wzory” codziennie patrzą tysiące ludzi. Wielu z was powinno w tym momencie sprawdzić, kogo obserwują na Facebooku i Instagramie oraz na co gapią się godzinami na YouTubie wasze pociechy. Radzę zacząć kontrolować zainteresowania swoich dzieci dla ich własnego dobra, bo niektórzy z tych najpopularniejszych internetowych celebrytów zachęcają swoją młodą i naiwną widownię do wysyłania nagich zdjęć oraz kopiowania swoich nieodpowiedzialnych zachowań, nazywając je „wyzwaniami”. Jedzenie proszku do prania dla wielu dzieciaków już zakończyło się tragicznie; wyskakiwanie z jadących samochodów i atakowanie ludzi na ulicy również znaleźć można w tym patologicznym bagienku.

Nawet jeśli sam oglądasz i śledzisz te „osobowości” tylko dla śmiechu, pamiętaj, że dzięki tobie zarabiają kasę i stają się coraz bardziej niebezpieczni. Ilu z tych „twórców” żeruje na naiwności dzieci, wyciągając od nich pieniądze, wykorzystując seksualnie, upokarzając i degenerując ich zachowania? To przerażające widzieć, że jakiś znany w sieci, pozbawiony empatii i człowieczych odruchów suchoklates, zamknięty w pokoju, najpierw flirtuje z zapatrzoną w niego naiwną dziewczyną, wyciąga od niej nieprzyzwoite zdjęcia, a potem publikuje je na swoim kanale, namawiając innych do naśmiewania się z niej. Jesteś potworem, jeśli działasz w taki sposób, i mam szczerą nadzieję, że twój kanał na YouTubie poniesie klęskę, a ty popadniesz w zapomnienie.

JEDZ, PIJ, SMARUJ, KUP 

Patologia i degeneracja mają wiele twarzy: czasem to bogate dziewuszyska, które odwiedziły zbyt wielu raperów po koncertach, a teraz muszą okładać się z innymi po gębach, żeby mieć na tanie wino, a innym razem piękni, wysportowani i wiedzący najlepiej trenerzy twojego życia. Internet pełny jest blogów, filmów i profili, gdzie idealni ludzie namawiają każdego, kto chce i nie chce słuchać, do „zmiany swojego życia na lepsze”. Czasem można w stercie tego suchego i bezużytecznego gadania znaleźć jakieś perełki (Sustainably Vegan, Russel Brand, Gates Foundation, Neil de Grasse Tyson), ale większość profili motywująco-zdrowotnych pozostawia wiele do życzenia. Wielu sławnych i bogatych postanawia umieszczać w sieci swoje przemyślenia na temat „zdrowego żywienia” i zdrowia, przekonując swoich fanów do faszerowania się suplementami (często bez koniecznych badań). Namawiają do głodówek i kuracji zdrowotnych, zachwalając zbawienne korzyści wynikające z przyjmowania przez miesiąc jedynie wody oraz kosmetyków kosztujących krocie.

Fani są przekonani, że kupując to, co polecają internetowi guru, i kopiując ich zachowanie, będą mogli cieszyć się życiem podobnym do tego ze zdjęć na Instagramie. Wystarczy popytać wśród młodzieży i dzieciaków z podstawówek, kim chcą zostać, a usłyszycie, że modelką w internecie, vlogerem albo influencerem. Brutalna prawda o mediach społecznościowych jest taka, że tylko albo bardzo dobrzy, albo niesamowicie szkodliwi są w stanie się wybić. Wszyscy, którzy są średni, muszą zadowolić się skromną liczbą polubień, co nie jest złe! Istniejesz i jesteś wartościowy, nawet jeśli nie zarabiasz milionów na YouTubie i nie masz tysięcy obserwujących. Nie musisz kopiować idiotycznych zachowań małolatów z grubym kontem; nie pij płynu do mycia naczyń, nie nagrywaj pijanych sąsiadów, nie bij bezdomnych, nie strasz dzieci po nocach i przede wszystkim szanuj swoją babcię! Zwyrodnialec bijący tę biedną staruszkę powinien trafić do więzienia, tak samo jak wszyscy przyklaskujący mordercy Piotra Adamowicza, bestie znęcające się nad zwierzętami, czy wyśmiewający się z niepełnosprawnych, słabszych i chorych.

W społeczeństwie tak rozwiniętym, które uważa się za najwspanialsze i najmądrzejsze, każdy, kto je Vizir, żeby pokazać to w internecie, powinien zostać odizolowany. Matka ewolucja musiała popełnić błąd, jeśli wracamy do poziomu umysłowego planktonu, zabawiając się kosztem innych. Bądźmy poważni – kogo powinno się piętnować i wyśmiewać: chłoptasia namawiającego ludzi do lizania śmietników za pieniądze czy chorego człowieka, zmagającego się ze swoją słabością?

WIEM LEPIEJ!

Wiadomo nie od dziś, że w internecie aż roi się od wszelakiej maści ekspertów od wszystkiego. Dzięki mediom społecznościowym ich zasięg stał się jeszcze większy, a odbiorcy bardziej bezwolni. Najnowsze badania wskazują, że znaczna większość osób aktywnych w sieci czerpie swoją wiedzę o świecie z postów na Facebooku, co jest niepokojące, jeśli weźmie się pod uwagę, jak absurdalne wiadomości można znaleźć online.

Osoby popularne w internecie również bardzo często dzielą się ze swoimi fanami wiedzą zdobytą w internecie i nawet kiedy ich profile są „przyzwoite” pod względem treści, zdarza się im zabrnąć w bagienko. Związani kontraktami reklamowymi (albo na nie polujący), bardzo często zapędzają się w rejony wiedzy całkowicie im obcej i przez to sieją niepokojące i nieprawdziwe treści, które są powielane i mogą wyrządzić wiele zła.

Nie wszyscy, którzy dzielą się fake newsami w sieci, to patologiczni influencerzy – bardzo często to zwyczajne osoby, które nie porównują źródeł i nie włączają krytycznego myślenia. Gafy zdarzają się każdemu, jednak od osób na świeczniku powinno wymagać się nieco więcej uwagi i krytycyzmu. I tak na profilu jednej z pań znanych z tego, że są znane, można np. przeczytać, że nie ma dowodów naukowych na to, że promieniowanie słoneczne ma związek z występowaniem raka skóry – czerniaka. Pani ta po dyskusji z internautami, którzy zaczęli zalewać jej konto linkami do artykułów naukowych na ten temat, w końcu przyznała się do błędu, ale nie przeprosiła za szerzenie idiotyzmów. Wyobraźmy sobie sytuację, w której owa pani nie dałaby się przekonać i nadal obstawała przy swoim – może jakaś fanka postanowiłaby przestać używać kremu u siebie i swoich dzieci, bo skoro nie pomaga, to po co się paćkać?

Inna „świadoma” podróżniczka przekonywała o pozytywach używania plastikowych butelek. W jej poście można przeczytać, że plastik nie jest aż tak zły, bo właściwie chodzi o to, co się z nim robi po użyciu. Otóż nie, plastik to przekleństwo naszych czasów i nawet jego recykling jest niezwykle trudny i często szkodliwy dla środowiska. Kraje uprzemysłowione przetwarzają niewielkie ilości plastiku, reszta trafia w wielkich kontenerach do Afryki i Azji, a tam albo zalega na wielkich śmietniskach, albo trafia bezpośrednio do morza czy oceanu. Post, o którym mówię, był sponsorowany przez jedną z firm rozlewających wodę mineralną, i nie dziwi fakt, że nie ma w nim ani słowa krytyki. Dziwi jednak, że osoba z taką wiedzą o świecie, znająca nieciekawą sytuację ludzi mieszkających w Trzecim Świecie, pieje peany na cześć śmieci, kiedy tyle mówi się o niebezpieczeństwach związanych z zanieczyszczeniami plastikiem.

Jeśli jakimś dziwnym trafem natknę się w sieci na jedną z tych bagiennych poczwar zwanych „influencerami”, żałuję za każdym razem, że żadna platforma internetowa nie oferuje swoim odbiorcom przycisku „uwaga, patologia”, a jestem pewna, że byłby bardzo popularny. Wam, drodzy czytelnicy, życzę selektywnego i oceniającego gustu. Nie klikajcie bezmyślnie, bo może się okazać, ze promujecie jakiegoś patusa, na którym będą wzorować się wasze pociechy.

 

Anna Albingier

 

 

Gazetka 184 – wrzesien 2019