Andrea Bocelli, Elton John, Kiss, Rod Steward, Phil Collins, Alice Cooper, The Sisters of Mercy, New Order, Lisa Stansfield, Pascal Obispo. Co łączy wszystkich tych wykonawców? Nie są najmłodsi. Występują na scenie już od kilkudziesięciu lat. Nadal są idolami dzisiejszych czterdziesto- czy pięćdziesięciolatków. I w 2019 r. wciąż można ich usłyszeć na żywo.fot. fotolia

ESTRADOWA DŁUGOWIECZNOŚĆ

Ludzie żyją dziś dłużej niż kiedyś – średnia długość życia wynosi obecnie 82 lata. Ten medyczny fakt ma różnorakie konsekwencje. Dłużej musimy lub też chcemy być aktywni zawodowo. Choć emerytura jawi się jako okres zasłużonego odpoczynku, są tacy ludzie, którzy nigdy na nią nie przechodzą – znajdziemy wśród nich aktorów i artystów. Obecnie jednak mamy do czynienia z fenomenem piosenkarzy i członków zespołów, którzy koncertują i nagrywają nowe albumy pomimo zaawansowanego wieku. To nie pojedyncze przypadki, ale cała rzesza wykonawców, którzy rozpoczęli swoje kariery kilkadziesiąt lat temu i wciąż występują. A mogliby przecież prowadzić spokojne i ekskluzywne życie, odcinając kupony od popularności.

Skąd bierze się ich popularność? Legendy rocka czy popu koncertują, grając przeważnie swoje stare, ale też i nowe piosenki. Są sławni, mają wyraźny, znany od lat image oraz wiernych fanów, jak również nowych sympatyków. Przy nich młodzi artyści wyglądają często blado i nudno, a ich muzyczne kompozycje brzmią zbyt wtórnie. Soliści mają łatwiej – jeśli zdrowie i siły pozwalają, na koncertach śpiewają swoje największe przeboje. Zespoły rzadziej występują w oryginalnym składzie – zazwyczaj są w nim też nowi, młodsi członkowie.

DZIWNE LOSY ARTYSTY

Niektórzy niezwykle popularni piosenkarze kończą swą karierę przedwcześnie, by wymienić tylko Janis Joplin, Amy Winehouse czy Kurta Cobaina. Zazwyczaj nie z własnej woli, ale pokonani przez swoje demony – uzależnienie od alkoholu lub narkotyków oraz szaleńczo niebezpieczny tryb życia. Inni decydują się na odejście z show biznesu w chwili największej sławy, jak Jacques Brel czy zespół Abba, by dać się zapamiętać w szczytowej artystycznej i wokalnej formie. Jeszcze inni milkną na kilka lat, jak Adele czy Stromae, zajęci życiem rodzinnym i pozamuzycznymi planami. Wiernym fanom każą długo czekać na kolejny krążek lub oficjalny występ pomimo nagrania ogólnoświatowych hitów.

Ale jest też grupa wykonawców występujących od wielu, wielu lat, i chociaż przekroczyli już wiek emerytalny, wcale nie zamierzają schodzić ze sceny. Leonard Cohen koncertował do 79. roku życia. Charles Aznavour aż do śmierci – miał wtedy 94 lata. Przy okazji ustanowił wiele rekordów związanych z życiem na scenie: czynnym artystą był ponad 70 lat, nagrał 1200 piosenek, a jego płyty rozeszły się w nakładzie ponad 100 mln egzemplarzy. Był też najstarszym artystą, którego piosenki pojawiały się na listach przebojów.

MAGNETYZM SCENY

Być może artystów trzyma na scenie adrenalina i miłość fanów, które sprawiają, że „uzależniają się” od występów. Brakuje im śpiewania i koncertów. Większość wyznaje też szczerze, że studio nagraniowe i scena były całym ich życiem i nie potrafią być zwykłymi emerytami, którzy zasiadają w fotelu przed telewizorem. Życie artysty bowiem nie jest określone limitem wieku, a raczej wrażliwością i talentem, które domagają się ekspresji. Rodzą się pomysły dotyczące nowych piosenek, słowa nowych utworów praktycznie same się zapisują, a linie melodyczne komponują się mimochodem. Liczne są przypadki sławnych piosenkarzy, którzy wyruszają w ostatnie tournée lub nagrywają ostatnią płytę, by tak pożegnać się z fanami, lecz po dwóch lub trzech latach okazuje się, że ponownie wyruszają w trasę i ponownie wchodzą do studia nagraniowego. Tak było w przypadku Cher, która nazwała swą najnowszą trasę „Here We Go Again Tour”, bo z fanami pożegnała się już w 2016 r., na szczęście nie definitywnie.

Wiekowym gwiazdom można też pozazdrościć zdrowia i kondycji, tym bardziej że życie wielu z nich nadszarpnięte bywało szkodliwymi przyzwyczajeniami i licznymi używkami. Pomimo że na ich twarzach widoczny jest upływ czasu, to w świetle jupiterów biegają po scenie i dają show jak dawniej. Zapełniają ogromne sale, a ich przeboje w nowych wersjach śpiewane są przez coraz nowsze pokolenie artystów. Czasami rodzi się jednak pytanie, czy na pewno jest to miłość do muzyki, czy może potrzeba finansowa. Niemłode już gwiazdy nie zawsze są w stanie zapewnić dobre wykonanie swoich przebojów, bo głos już niestety nie pozwala na wielką ekspresję. Jednak show stoi zwykle na wysokim poziomie.

DZIADKOWIE ROCKA

Grupa Rolling Stones nadal wyrusza w trasy koncertowe, choć jej frontman Mick Jagger skończył 75 lat. Jego dobra kondycja to nie tylko dar genów, ale i odpowiedniego stylu życia – dieta, codzienne biegi, jazda na rowerze i fitness mają zagwarantować formę podczas wielotygodniowego tournée. Nawet operacja wymiany zastawki serca, którą niedawno przeszedł, nie sprawiła, że wycofał się z występów. Przełożył je o trzy miesiące, do czasu powrotu do zdrowia. Rekonwalescencja stała się wymuszoną pauzą, za którą gorąco przepraszał swoich fanów. Wrócił na scenę pełen energii i werwy, żeby zaśpiewać swe największe przeboje, m.in. „Let’s Spend The Night Together” czy „Satisfaction”, przed sześćdziesięciotysięczną publicznością na jednym z 15 zaplanowanych koncertów.

Iggy Pop wydał 6 września tego roku nową płytę. Nie byłoby w tym może nic zaskakującego, gdyby nie wiek piosenkarza – 72 lata. Ojciec chrzestny punka zatytułował swój album „Free” i taki właśnie – wolny – na niej jest, jak zawsze. Pomimo swoich lat i zmarszczek wciąż na koncertach występuje bez koszulki. Nagi tors stał się jego znakiem rozpoznawczym w młodości i artysta pozostał mu wierny aż do teraz, choć nie ma już ciała dwudziestolatka. Za to jak zawsze ma duszę buntownika. W 2016 r. obiecywał, że kończy nagrywanie płyt, ale słowa nie dotrzymał, i dobrze, bo możemy posłuchać jego najnowszej piosenki zatytułowanej „James Bond”. Co prawda otrzymał Lifetime Achievement Award – nagrodę za niemalże 60 lat kariery muzycznej oraz za eksplorowanie różnych muzycznych gatunków: od hard rocka przez punk rock po blues i jazz, ale jej odebranie nie oznaczało w jego przypadku zakończenia działalności.

Bob Dylan ciągle koncertuje, mając 78 lat. Bruce Springsteen otwierał niedawno listę pięćdziesięciu najlepszych wykonawców koncertowych świata według amerykańskiego magazynu muzycznego „Rolling Stone”. A liczy sobie ponad 60 lat. Na liście najlepiej zarabiających muzyków w 2018 r. znajdują się członkowie zespołu U2, czyli 60-latkowie (1. miejsce w rankingu), Roger Waters – 75 lat (9. miejsce), Paul McCartney – 72 lata (21. miejsce). A brane są pod uwagę przeważnie występy koncertowe, czyli na żywo przed publicznością. Ostatnia płyta McCartneya zajęła 11. miejsce na liście najlepszych krążków 2018 r. I coś z naszego podwórka – Skaldowie obchodzili niedawno 50-lecie istnienia zespołu.

BABCIE ROCKA

Tina Turner nazywana jest przez swoich fanów babcią rock and rolla, gdyż największą popularność zdobyła już po czterdziestce. Ale wyglądu i figury mogłaby jej pozazdrościć kobieta w każdym wieku. Jeszcze do niedawna występowała, będąc już właściwie prababcią. Joni Mitchell co prawda kilka lat temu porzuciła definitywnie muzykę, ale nie zaprzestała działalności artystycznej, bo skupiła się na malarstwie. Ostatni album, „Shine”, nagrała w wieku 64 lat – okazał się najchętniej kupowaną płytą artystki od jej bestselerowego wydawnictwa „Hejira” z 1976 r.! Zaś po nagraniu gościnnie piosenki „River: The Joni Letters” na płytę Herbiego Hancocka otrzymała wraz z nim nagrodę za album roku. Francuska piosenkarka Sylvie Vartan, choć zapewnia, że pewnego dnia trzeba zejść ze sceny, to w wieku 74 lat jeszcze nie zamierza tego robić. Cóż, publiczności nadal podobają się jej piosenki – „La plus belle pour aller danser”, „Irresistiblement”, „J’ai un problème”. Nana Mouskouri, popularna we Francji 84-lenia piosenkarka urodzona w Grecji, występowała zaledwie rok temu w Belgii. Mireille Mathieu przed trzema laty śpiewała na koncertach we Wrocławiu, Warszawie i Gdyni, a rok temu wydała ostatni album z utworami muzyki klasycznej, choć ma 73 lata i niezmiennie tę samą fryzurę.

W Polsce zadziwiającą formę i energię wykazuje Maryla Rodowicz – pomimo ukończonych w tym roku 72 lat. W 2017 r. obchodziła 50-lecie pracy artystycznej, ale nie jako szanowna jubilatka, tylko przygotowując jubileuszowy koncert. Nagrała 2 tys. piosenek i kilkadziesiąt płyt. Piosenki pisali dla niej najwięksi polscy tekściarze: Katarzyna Gaertner, Agnieszka Osiecka, Andrzej Sikorowski i Jan Wołek. Któż nie zna jej przebojów – „Małgośka”, „Niech żyje bal”, „Jadą wozy kolorowe”, „Remedium”, „Ale to już było”. Długie blond włosy i gitara są jej niezmiennymi atrybutami. Od wielu lat można ją zobaczyć na scenie z okazji koncertów sylwestrowych czy festiwalu w Opolu. Często zachwyca i zadziwia publiczność strojami estradowymi. Nadal aktywne zawodowo są też Urszula Dudziak czy Alicja Majewska.

Tymczasem w Brukseli możemy wybrać się na koncert Marii Callas… Co prawda gwiazda opery nie żyje już od 40 lat, ale od czego mamy współczesną technikę. Diwa pojawia się na scenie jako hologram. Jest więc szansa, że długowieczność na scenie może trwać nawet… po śmierci artysty.

 

 

Sylwia Maj

 

 

Gazetka 185 – październik 2019