O zmianach klimatu mówi się coraz częściej. Objawiają się różnorako i coraz trudniej wypierać je z naszej codzienności. Gdy jednak zaczynamy na poważnie zastanawiać się nad ich skalą, czytać artykuły naukowe i dokształcać się w tym temacie, przychodzi chwila paniki. Lęk przed nadchodzącym klimatycznym niewiadomym jest naturalny, czasem jednak przyjmuje depresyjną formę. Stąd też wzięła się, niestety coraz powszechniejsza, tak zwana depresja klimatyczna.

LĘK PRZED KOŃCEM ŚWIATA

Według definicji depresja klimatyczna to nic innego jak chroniczny lęk przed zagładą będącą skutkiem globalnego ocieplenia. W szerszym pojęciu można ją połączyć także z innymi zmianami zachodzącymi w środowisku naturalnym, które nie są jednoznacznie wynikiem ocieplania się klimatu. Lęk ten wiąże się z katastrofą, która jeszcze się nie zdarzyła, ale ma już swoje konsekwencje w psychice przestraszonych przyszłością ludzi. Najczęściej boją się oni zmian społecznych i politycznych, które nastąpią wskutek globalnego ocieplenia. W naszej części świata dominuje lęk przed kryzysem ekonomicznym, kiedy to pieniądz traci na wartości, a własność na znaczeniu, a także lęk przed napływem migrantów z przegrzanego Południa oraz lęk przed dostępem do podstawowych dóbr i usług – np. energetycznych, komunikacyjnych, informacyjnych. Wiele osób przejawia również realny strach przed głodem i dostępem do wody pitnej, co jest już w wielu zakątkach świata rzeczywistością, a zmiany klimatyczne pogłębiają tylko ten stan. Jest również lęk o przyszłość własnych dzieci czy wnuków, które mogą nie zaznać czasu pokoju, dobrobytu, wolności czy praw człowieka. Krótko mówiąc, wiele osób przerażonych zmianami klimatu ma realną świadomość końca cywilizacji we współczesnym wydaniu.

W GRUPIE SIŁA

Z depresją klimatyczną na pewno trudniej sobie poradzić niż z coroczną jesienną chandrą. Po pierwsze, powody depresji nie znikną nawet w bardzo odległej perspektywie. Po drugie, jest to zjawisko nowe, a więc też nie do końca jasne z punktu widzenia psychologii oraz farmakologii. Po trzecie, w codzienności tętniącej od informacji o klimacie tak naprawdę nie widać działań mających zapobiec nadchodzącej katastrofie. Co więcej, często widać takie działania, które wręcz przeczą logice i nauce, wypierając ze świadomości zagrożenie. Za czynami oczywiście stoją ludzie – a z powodu ich nieekologicznych zachowań wzrasta poczucie wyobcowania wskutek niezrozumienia, stereotypów, wyśmiewania.

Rozwiązania jednak powoli się znajdują i co najciekawsze – stawiają na drugiego człowieka. Otóż powstaje coraz więcej grup wsparcia dla osób, które dotknęła ta nietypowa choroba. Takie grupy działają już np. w krajach Europy Zachodniej, ale także w Warszawie, Krakowie, Trójmieście, Łodzi. Przerażeni skalą problemu klimatycznego gromadzą się również w grupach wirtualnych – ciekawym przykładem jest grupa Angry Parents na Facebooku, która zrzesza rodziców uczestników Młodzieżowego Strajku Klimatycznego.

W takich miejscach, i tych w realu, i tych w świecie wirtualnym, wiele osób szuka potwierdzenia, że nie są w swoim lęku sami. Że pomimo niezrozumienia we własnym środowisku istnieją ludzie równie mocno przerażeni jak oni. W takich grupach mogą dzielić się nie tylko swoim strachem, ale również złością, bezradnością, smutkiem, żalem, rozgoryczeniem, zwątpieniem. Jest jednak szansa, że wśród tych katastroficznych emocji zrodzi się promyk nadziei – ze wspólnej rozmowy, kłótni, a nawet ciszy. Że ta nadzieja objawi się chęcią walki o przyszłość, nawet jeśli jesteśmy sparaliżowani strachem.

NADZIEJA W „KROPLI” UKRYTA

Z lękiem klimatycznym dużo lepiej radzą sobie bez wątpienia osoby aktywnie działające na rzecz ochrony środowiska. Sposobów jest oczywiście wiele – można wyjść od siebie i zmienić własne nieekologiczne nawyki na bardziej przyjazne środowisku. Jest to jednak kropla w morzu potrzeb, a skrupulatne dążenie do bycia zero waste może tylko pogłębiać poczucie beznadziei. O wiele bardziej pożądane jest rozpowszechnianie samej idei ekologicznej codzienności na różnych płaszczyznach – bo nie o to chodzi, żeby jeden człowiek był idealny w ruchu zero waste, tylko o to, żeby miliony ludzi byli w nim nieidealni („We don't need a handful of people doing zero waste perfectly. We need millions of people doing it imperfectly” – słynne słowa popularnej blogerki ekologicznej Anne-Marie Bonneau).

Jednak obarczanie konsumenta winą za stan planety i wymaganie od niego wyrzeczeń jest hipokryzją – bo tylko ruchy (i to natychmiastowe) wielkich korporacji mają szansę cokolwiek zmienić. Konsumenci mogą wywrzeć na firmy presję przez swój konsumpcyjny protest. Jest to również jedna z dróg aktywności, która może być kolejną kroplą w morzu potrzeb. Można zrezygnować całkowicie z posiadania potomstwa w ramach ruchu Birth Strike i tym sposobem ograniczyć przeludnienie planety (kolejna kropla). Można brać udział w strajkach klimatycznych i protestach, można przywiązywać się do drzew, można pójść na wybory i głosować na formację proekologiczną... Kropla do kropli w końcu zmieni się w strumień i może otrzeźwiająco spadnie na głowę tym, którzy faktycznie mają władzę, by skutecznie przeciwdziałać. Możliwości jest naprawdę wiele, a każda z nich jest lepsza niż nicnierobienie, zamartwianie się i czekanie na nieuchronny koniec.

 

Ewelina Wolna-Olczak

 

 

Gazetka 186 – listopad 2019