O Bożym Narodzeniu wiemy chyba wszystko, ale…

ADAM, EWA, MARCIN LUTER I CHOINKA

Obecną popularność choinki zawdzięczamy zwyczajowi jej zawieszania w domu, początkowo czubkiem do dołu, przez niemieckich protestantów. Pomysł ten, podpatrzony w Alzacji, bardzo przypadł do gustu Marcinowi Lutrowi. Jednak powiązanie zielonego drzewka z Bożym Narodzeniem ma znacznie dłuższą historię. Już w średniowieczu wykorzystywano je podczas adwentowych misteriów odgrywanych przed kościołami. W tych widowiskach religijnych przedstawiane były poszczególne sceny z Biblii, w tym historia Adama i Ewy. Jodła lub świerk występowały tam jako rajskie drzewo poznania dobra i zła, a ozdabiano je czerwonymi jabłkami, czyli symbolem pokusy. I w ten oto sposób powoli rodziła się tradycja bożonarodzeniowego drzewka.

Mieszkańcy Alzacji jako pierwsi otrzymali prawo ścinania drzewek iglastych przed świętami, a stało się to na początku XVI w. Dekorowali je przede wszystkim jabłkami, ale też kwiatami, ozdobami z papieru oraz słodyczami. I właśnie taka choinka spodobała się Lutrowi, który zachęcał do spędzania świąt w domowym zaciszu, a zielone drzewko na pewno pomagało stworzyć odpowiednią atmosferę.

Niestety z powodu suszy w 1858 r. zbiory jabłek we Francji były katastrofalne, trzeba więc było wymyślić jakąś alternatywę dla popularnej dekoracji choinkowej. I znaleziono – bombki. Choć wyrabiano je już od jakiegoś czasu, to przegrywały z naturalnymi ozdobami. Wszystko zaczęło się zmieniać, od kiedy w 1847 r. w miejscowości Lauscha w Turyngii opracowano nową metodę ich wytwarzania. Ponoć producent szkła, Hans Greiner, nie miał pieniędzy na prawdziwe dekoracje i dlatego zrobił błyszczące szklane cuda w kształcie orzechów, jabłek i innych owoców. Obecnie to Polska jest potentatem na skalę światową, jeśli chodzi o bombki ręcznie robione.

I jeszcze jedna ciekawostka z naszego podwórka. Do Polski tradycja ubierania choinki dotarła w czasie zaborów, na przełomie XVIII i XIX w., za sprawą niemieckich protestantów. Początkowo zwyczaj zadomowił się tylko w miastach, ale w końcu dotarł na wieś, gdzie wyparł rodzimą podłaźniczkę (czubek jodły lub świerku zawieszany u sufitu) oraz jeszcze starszą słowiańską tradycję ozdabiania snopu zboża.

ŚWIĘTY MIKOŁAJ, JEŹDZIEC BEZ GŁOWY I ELEANOR ROOSEVELT

Kto nie kojarzy takiej baśniowej scenki: Święty Mikołaj szybujący wysoko po niebie na saniach zaprzężonych w renifery? To chyba najbardziej charakterystyczny dla kultury popularnej sposób przedstawienia tego siwowłosego brodacza. Tymczasem taki obraz został wymyślony i spopularyzowany przez amerykańskiego pisarza Washingtona Irvinga, twórcę innej znanej, ale już nie tak sympatycznej postaci – jeźdźca bez głowy. W swoich opowiadaniach z 1812 r., poświęconych Bożemu Narodzeniu, Irving przywołał i w ten sposób ożywił zapomniane już częściowo obyczaje związane ze świętami w Anglii. Opierał się na własnych wspomnieniach, oczywiście idealizując angielskie Boże Narodzenie urządzane w wielkiej rezydencji. I tak stworzył przemawiający do wyobraźni motyw Mikołaja sunącego na saniach wśród chmur.

A jak to się stało, że Mikołaj osiedlił się w Laponii? Finlandia ogłosiła się jego ojczyzną całkiem niedawno, bo dopiero w połowie lat 80. Pomogła w tym wizyta Eleanor Roosevelt, która w 1950 r., z ramienia UNICEF-u, odwiedziła region koła podbiegunowego. Z okazji jej przybycia zbudowano chatkę Świętego Mikołaja – a potem już tylko rozwijano ten lukratywny biznes.

ZAKAZANE ŚWIĘTA

To wcale nie tytuł świątecznego horroru! Naprawdę zdarzyło się, że obchodzenia świąt po prostu zakazano. Gdzie? W Anglii oraz w amerykańskim stanie Massachusetts, a zakaz obowiązywał przez prawie trzy dekady!

Od czasów średniowiecza okres Bożego Narodzenia był w Anglii świętowany radośnie, podobnie jak teraz: w kościołach odprawiano specjalne nabożeństwa, domy dekorowano ostrokrzewem i jemiołą, a na ulicach występowali komedianci. Rodziny i przyjaciele zbierali się, by wesoło spędzać czas przy stole zastawionym rarytasami, na które zwykle nie mogli sobie pozwolić. I oczywiście śpiewano kolędy. Ale nie wszystkim to się podobało. Pobożni purytanie uważali takie zachowanie za odrażające i grzeszne, a podpierali się tym, że nie uzasadnia go żaden zapis w Biblii. Cnotliwy i bogobojny człowiek powinien w tym okresie raczej pościć i się umartwiać. Wkrótce po zdobyciu władzy przez purytanów, w 1647 r., Parlament wprowadził… zakaz obchodzenia świąt Bożego Narodzenia. Obowiązywał on przez bez mała 20 lat. Wierni się jednak nie poddali i w tajemnicy śpiewali kolędy.

Walka zwolenników i przeciwników świąt rozgrywała się też za oceanem, w angielskiej kolonii – w Massachusetts. Purytanie, którzy wypłynęli z Anglii w 1630 r., przywieźli ze sobą do Ameryki m.in. pogardę dla świąt. Żeby pokazać innym chrześcijanom, co sądzą o głośnych i wesołych bożonarodzeniowych zwyczajach, ich sklepy i szkoły w tym okresie były otwarte. W końcu doprowadzili do tego, że sąd w kolonii Massachusetts zakazał w 1659 r. publicznego świętowania Bożego Narodzenia pod karą grzywny. Zakaz zniesiono dopiero w 1681 r., choć aż do początków XIX w. szkoły, sklepy i drobne biznesy 25 grudnia działały na tym obszarze jak gdyby nigdy nic – podczas gdy wiele kościołów pozostawało tego dnia zamkniętych.

 

Ale nas, Polaków, frapuje co roku zupełnie inna zagadka – czy święta wreszcie będą białe? Bo ostatni raz w Polsce śnieg na Boże Narodzenie mieliśmy siedem lat temu!

 

Halina Szołtysik

 

 

 

 

Gazetka 187 – grudzień 2019