Od trzech miesięcy kraj zmaga się z ogromnymi pożarami buszów. Lokalna fauna i flora została zdziesiątkowana. Pożary lasów i rekordowe temperatury w Australii to jeden ze skutków kryzysu klimatycznego.

Ogień dotychczas strawił 10,9 mln hektarów lądu, to jest obszar wielkości Belgii lub niemal jednej trzeciej powierzchni Polski. Dla porównania, ogromne pożary Amazonii z 2019 r. pochłonęły 900 tys. hektarów, a pożary w Kalifornii blisko 800 tys. hektarów.

Liczba ofiar śmiertelnych wynosi obecnie 28 osób, do tego dochodzą dziesiątki zaginionych. Zniszczeniu uległo ponad 2200 domów.

Szacuje się, że zginęło ponad miliard zwierząt – w tym m.in. tysiące koali, które nie poruszają się wystarczająco szybko, by uciec przed ogniem – a także przedstawiciele wielu innych gatunków ssaków (m.in. kangurowatych), ptaków (kakaduowate, miodojady) i gadów. Odbudowa tych populacji i ich siedlisk, jeśli w ogóle okaże się możliwa, potrwa dziesiątki lat. Naukowcy boją się, że w przypadku niektórych z nich obecna skala pożarów może oznaczać zagładę całego gatunku.

Skali tej tragedii winne są dotkliwa i długotrwała susza oraz rekordowe fale upałów. Południowo-wschodnia Australia, która najdotkliwiej doświadczyła pożarów, to jednocześnie obszar dotknięty najgorszą suszą w historii pomiarów. Temperatury w połowie grudnia 2019 biły rekordy. Na terenach dotkniętych kataklizmem temperatura oscylowała wokół 45°C. Przedmieście Sydney było najgorętszym miejscem w kraju – termometry pokazały tam 48,9°C.

Według oszacowań NASA 306 mln ton CO2 zostało wydalonych do atmosfery przez pożary. Jest to o 3 razy więcej od tego, co emituje Belgia w przeciągu roku.  

 

 

 

Gazetka 188 – luty 2020