Jednym z najsilniejszych wspomnień z mojego dzieciństwa jest głos czytających mi rodziców. Mimo że byłam czwartą córką, nigdy nie pozwolili mi odczuć, że są zmęczeni dziećmi, pracą, obowiązkami. Pamiętam półciemność w moim pokoju, zapaloną jedynie lampkę, ich głosy i moje dziecięce zdenerwowanie, kiedy nagle zanikały. „Mamo, nie zasypiaj. Czytaj dalej!”. Chociaż przeczytałam w swoim dorosłym życiu wiele książek, wciąż doskonale pamiętam ulubioną bajkę mojego Taty.

Od lat czytam swoim czterem synom. Od przebudzenia czekam na ten moment, gdy w moim domu przygasną światła, a po godzinnym czytaniu usłyszę głos swoich dzieci: „Mamo, nie zasypiaj. Czytaj dalej”.

Zapraszam więc i państwa do magicznego świata wspólnej lektury. Na łamach „Gazetki” będę się dzieliła naszymi rodzinnymi odkryciami. Dobrej lektury dorosłym i dzieciom!

Anna Pliszki-Fila,

mama Marka (11), Gerarda (8), Wiktora (6) i Oskara (2)

„Bułeczka” Jadwiga Korczakowska

Spośród książek z dzieciństwa wyjątkowo w pamięć zapadła mi „Bułeczka” Jadwigi Korczakowskiej. Książka po raz pierwszy wydana została w 1957 roku. Jest to historia dziewczynki, tytułowej Bułeczki, która z wioski trafia do Wrocławia, by zamieszkać z wujostwem. Oprócz wujka czeka tam też na nią rozpieszczona kuzynka Dziunia i opiekująca się nią gosposia. Tak naprawdę jednak nie jest to książka jedynie o powojennej losach osieroconej dziewczynki, ale opowieść o dziecięcych relacjach, które bywają trudne. O emocjach towarzyszących wzrastaniu. O trudnych, choć przecież nie zawsze zawinionych, sytuacjach. Ileż razy zdarza nam się coś zepsuć, o czymś zapomnieć, coś zagmatwać? A przecież nam, dorosłym, nikt nie będzie prawił morałów i wymierzał kary. Co innego z dziećmi – one zawsze mogą liczyć na przywołanie do porządku przez kogoś starszego. Książka o dziecięcej ciekawości, perypetiach z niej wynikających i o „niesprawiedliwościach” dziecięcego życia. Wbrew pozorom, wiele problemów poruszonych w książce pozostaje aktualnych również dziś. Tło historyczne stanowi zaś dodatkowy walor edukacyjny. Wyjątkowa lektura zwłaszcza dla młodszych dzieci (5–9 lat).

A po przeczytaniu książki zachęcam do obejrzenia filmu. Dla mnie była to kolejna wyjątkowa podróż do czasów dzieciństwa, bo film nakręcony został we Wrocławiu (rok produkcji 1973).

 

„Dziadek do orzechów” E.T.A. Hoffmann

Tytuł doskonale wszystkim znany, także dzięki licznym adaptacjom scenicznym. Choć pewnie gdyby zapytać o szczegóły historii dziadka do orzechów i fantastycznych przygód Klary, to wielu osobom trudno byłoby je odtworzyć. Sama przyznam, że fabuły książki nie pamiętałam, dlatego ucieszyłam się, odnalazłszy „Dziadka…” w domowej biblioteczce. Klara i jej brat oczekują na świąteczne prezenty – szczególnie na ten, który otrzymają w tym roku od ojca chrzestnego, Drosselmeyera. Jednym ze świątecznych upominków jest mało urokliwy dziadek do orzechów. Wraz z pojawieniem się nowej zabawki rozpoczyna się seria przygód w fantastycznym świecie. Bohaterowie toczą dramatyczną walkę z Królem Myszy oraz uczestniczą w historii tajemniczej księżniczki Pirlipatki. Czegóż trzeba więcej, by rozbudzić dziecięcą wyobraźnię? Polecam szczególnie wydanie opatrzone ilustracjami Jana Marcina Szancera. A może po skończonej lekturze nadarzy się okazja do obejrzenia baletowej wersji opowiadania?

 

„Zdobywcy orzechowego tortu” Piotr Wojciechowski

To kolejna w tym zestawieniu niemłoda już opowieść. Książka wydana w 1975 roku i dostępna już tylko z drugiej ręki. Wielka to szkoda, bo moim zdaniem spokojnie może konkurować z dziecięcą literaturą fantastyczną z najwyższej półki.

Nie każdy ma szanse, jak Jędrek Wrona, spotkać w swoim ogrodzie ostatniego z żyjących olbrzymów – Waligórę. Ba, nie tylko spotkać, ale i wyruszyć z nim na poszukiwanie kamienia filozoficznego. Tylko ten kamień może pomóc olbrzymowi w zmniejszeniu jego nieporęcznego rozmiaru. Poszukiwania na wielką skalę wymagają niecodziennego środka transportu – najlepiej użyć w tym celu latającego dywanu. A ile przy tym można poznać niesamowitych stworzeń, ile przeżyć przygód!

Książka wyjątkowo pobudzająca wyobraźnię, a do tego napisana plastycznym i barwnym językiem. Wszyscy wyczekiwaliśmy wieczoru, by poznać kolejne perypetie Jędrka i Waligóry.

Myślę, że książki J.K. Rowling nie powstydziłyby się sąsiedztwa na półce z książkami Piotra Wojciechowskiego. Gorąco polecam, nawet jeśli zdobycie egzemplarza z drugiej ręki wymaga poszukiwań w internecie. Do wspólnego czytania z dziećmi 6+.

 

„Albert i potwór” Gunilla Bergström

Znacie już serię o Albercie (który tak naprawdę w oryginalnej, szwedzkiej wersji ma na imię Alfons)? Albert pojawił się w naszym domu po raz pierwszy razem z potworem („Albert i potwór”). A właściwie razem z historią o piłce, dziecięcych konfliktach i lękach, które mogą z nich wyniknąć. Albert jest przedszkolakiem, który – tak jak większość dzieci na tym etapie życia – musi konfrontować się z trudnym światem emocji i poczuciem niesprawiedliwości. Musi uczyć się życia, a to czasem bardzo bolesny proces; obarczony błędami, których konsekwencjom trzeba stawić czoła. Tym razem Albert nie zapanował nad złością w czasie meczu piłkarskiego. Zrobił coś złego, czego żałuje. Jak sobie z tym poradzi? Tego możecie się dowiedzieć, wspólnie czytając.

Warto też sięgnąć po inne książki z tej szwedzkiej serii ilustrowanej przez samą autorkę (np. „Co cieszy Alberta?” czy „Urodziny Alberta”). Owocnej lektury!

 

 

Gazetka 188 – luty 2020