Prima aprilis to jedyny dzień w roku, kiedy można bezkarnie robić żarty zarówno bliskim, jak i nieznajomym. Ale uwaga! Także każdy z nas może paść ofiarą żartu, więc należy zachować czujność, bo zewsząd „grozi” nam niebezpieczeństwo. Dlatego też nie powinniśmy się obrażać za psikusa, lecz odpłacić pięknym za nadobne.

Dosłowne tłumaczenie tego łacińskiego wyrażenia to „pierwszy kwietnia”. W Polsce jest to jednocześnie nazwa zwyczaju polegającego na żartobliwym oszukiwaniu innych osób.

SKĄD WZIĄŁ SIĘ TEN ZWYCZAJ?

Jego pochodzenie nie jest do końca pewne i jasne. Najprawdopodobniej wywodzi się od starorzymskich uroczystości Cerealii. Święta te, obchodzone na początku kwietnia, polegały na zanoszeniu próśb do bogini urodzaju – Cerery – o dobrą pogodę i udane przyszłe zbiory. Cerera, choć bogini, została oszukana. Pod jej nieobecność i bez jej zgody jej córkę Prozerpinę oddano za żonę bogu podziemi Plutonowi, wywabiając młodą dziewczynę na spacer na pola, skąd została uprowadzona. Dodatkowo zrozpaczonej matce nikt nie chciał powiedzieć, co stało się z jej córką. Do Rzymu mit przywędrował z Grecji, gdzie mamy historię zrozpaczonej matki – bogini Demeter i porwanej córki Persefony-Kory. I tu również istnieje element podstępu – w czasie poszukiwań Kory matkę zwodziło echo głosu córki.

Według innych przekazów zwyczaj primaaprilisowy jest związany ze starożytnym Rzymem, w którym właśnie 1 kwietnia obchodzono święto ku czci Wenus, co wiązało się z mnóstwem wesołych zabaw i wygłupów – mężczyźni mieli się przebierać za kobiety i tańczyć na ulicach miast. Badacze obyczajów wysuwają również tezę, jakoby zwyczaj zwodzenia się był dalekim echem scen odsyłania Jezusa od Annasza do Kajfasza ze średniowiecznych dramatów pasyjnych lub też żartów związanych z obrzędami wielkanocnymi. Pierwszego kwietnia miał przyjść na świat Judasz, stąd dzień ten kojarzony jest z fałszem i oszustwem. Być może jest to odblask celtyckiego święta wiosny. Inni doszukują się związku z kwietniową pogodą, która potrafi „oszukać” – przeplatając ze sobą zimowe dni z prawie letnimi.

SKĄD MODA NA ROBIENIE ŻARTÓW?

Prawdopodobnie żartowano już w XIII w., ale zwyczaj primaaprilisowy miał się utrwalić i rozwinąć z powodu olbrzymiej zmiany związanej z liczeniem czasu, jaka dokonała się w XVI w. Otóż zmieniono datę początku roku. Miał tego dokonać w 1564 r. król Francji Karol IX. W jaki sposób ten fakt wiąże się z prima aprilis? Wcześniej Nowy Rok, zgodnie z wywodzącym się jeszcze ze starożytności kalendarzem juliańskim, był obchodzony 1 kwietnia i tego też dnia tradycyjnie ofiarowywano sobie prezenty noworoczne. Natomiast po wprowadzeniu kalendarza gregoriańskiego Nowy Rok przypadał 1 stycznia. Można sobie wyobrazić zamieszanie, jakie powstało. W tamtych czasach takiej zmiany nie można było przecież ogłosić wszystkim mieszkańcom Europy jednocześnie. Informacja docierała stopniowo i nie bez problemów w różne zakątki ówczesnego świata, a zwykli ludzie z powodu wieloletniego przyzwyczajenia dawali sobie prezenty nadal 1 kwietnia.

Z czasem pierwszy stycznia utrwalił się w świadomości ludzi jako początek roku, jednak nie zrezygnowano ze świętowania i pierwszego kwietnia – przesyłano sobie tego dnia upominki o małej wartości, za to o bardziej żartobliwym charakterze. Stał się więc ten dzień okazją do żartów i śmiechu oraz robienia sobie psikusów i kawałów. A ponieważ nie wszyscy usłyszeli o zmianie daty Nowego Roku lub w nią nie wierzyli, nadal świętowali rozpoczęcie roku 1 kwietnia. Stało się to okazją do robienia takim „zapóźnionym” osobom kawałów i nazywania ich „kwietniowymi głupkami”.

WSZĘDZIE W EUROPIE

Nadal dzień oszukiwania się dla żartów jest popularny w całej Europie, choć w różnych krajach znany jest pod różnymi nazwami. W Anglii i wielu państwach anglojęzycznych jest to Dzień Głupca, ale żarty dozwolone są tylko do godziny 12.00 w południe. W Szkocji ten dzień to polowanie na głupca. Trzeba bardzo się pilnować, gdyż na karteczkach przylepianych do pleców „kwietniowych gap” są zawarte różne polecenia, na przykład – kopnij mnie. Hiszpanie obchodzą dzień żartów 28 grudnia, kiedy przypada Dzień Świętych Niewiniątek. Osobie, którą wybrało się jako ofiarę żartów, przyczepia się na plecach papierowego ludzika. Na Litwie 1 kwietnia zwany jest Dniem Kłamcy i królują wtedy fałszywe wyznania, na przykład o byciu w ciąży lub zaciągnięciu się do wojska. W tym dniu w telewizji i prasie pojawia się mnóstwo niesprawdzonych informacji, więc trzeba być uważnym i nie dać się na nie nabrać.

We Francji i Belgii nazwa primaaprilisowego zwyczaju brzmi poison d’avril, czyli kwietniowa ryba. Tym razem oszustwo polegało na wysłaniu kogoś po świeżą rybę, a przekonanie delikwenta, by się tego podjął, polegało na wmówieniu mu, że zniesiono zakaz połowu ryb, który oczywiście cały czas obowiązywał ze względu na tarło. Głupim więc okazywał się ten, kto w to uwierzył. W powszechnej pamięci uległo to zatarciu, ale nazwa pozostała, podobnie jak zwyczaj przyczepiania do ubrań (zwłaszcza na plecach) ryby. Dawniej była to często prawdziwa ryba, która szybko traciła świeżość, więc za niezorientowaną ofiarą unosił się dość specyficzny zapach. Całkiem trudno było uświadomić sobie obecność ryby na ubraniu ze względu na obszerność i wielowarstwowość ówczesnej odzieży.

Obecnie jest to zwykle ryba wycięta z papieru i z dodatkiem żartobliwego zdania. Im dłużej ktoś nosi naklejkę na plecach, tym śmieszniej. Gdy ofiara żartu zorientuje się, w czym rzecz, wypowiada się głośno frazę poisson d’avril. Prostym i łatwowiernym ludziom wmawiano dawniej i wmawia się teraz nieistniejące rzeczy – po prostu łapie się ich jak ryby na przynętę. Podobny zwyczaj istnieje i we Włoszech. Na szczęście nie uległ zapomnieniu zwyczaj wypiekania wtedy ciasta w kształcie ryby – przepisy na nie można nadal znaleźć w książkach kucharskich. Jednak ta tradycja jest coraz rzadsza i znacznie mniej popularna od chociażby wypiekania gâteau des Rois – ciasta z okazji święta Trzech Króli. To ostatnie kupimy w każdej cukierni, a ciasto primaaprilisowe trzeba upiec samemu. 

NAJBARDZIEJ ZNANE ŻARTY

W epoce mediów prywatne żarty zaczęły ustępować publicznym. Już nie tylko członkowie rodzin, koledzy ze szkoły czy koleżanki z pracy próbują się nawzajem wyprowadzić w pole. Wprowadzają w błąd dziennikarze radiowi, telewizyjni czy internetowi. Łatwowierność lub rozkojarzenie współczesnych ludzi są nie mniejsze niż naszych przodków. Kiedy w 1957 r. BBC w swoim renomowanym programie informacyjnym podała informację o wyhodowaniu drzewa spaghetti, tysiące ludzi dzwoniło po informację, w jaki sposób można otrzymać sadzonkę, by zasadzić je we własnym sadzie. Dzisiaj wydaje się, że nikt by w taką wiadomość nie uwierzył, ale pamiętajmy – to były początki telewizji, a dziennikarze cieszyli się powszechnym zaufaniem.

1 kwietnia 2000 r. internauci mogli przeczytać, że wyszukiwarka Google oferuje nową usługę – czytanie w myślach użytkowników. Należało intensywnie patrzeć na znajdujące się na ekranie niebiesko-czerwone koło i w myślach powtarzać słowa klucze. Po kilku minutach zostawało się przekierowanym na stronę April Fools’ Day, czyli Dnia Głupca, i wszystko okazywało się primaaprilisowym żartem. W następnym roku ogłoszono, że dostępna jest już technologia, za pomocą której można pisać maile, wykonując gesty. Był to niestety tylko kolejny żart. Ale oba były całkiem prawdopodobne w erze szybko rozwijającej się technologii. Z kolei w 2005 r. angielski „The Sun” wywołał wielkie poruszenie, publikując artykuł, w którym informowano, że Unia Europejska ma zamiar zakazać primaaprilisowych żartów ze względu na ryzyko utraty zdrowia fizycznego lub psychicznego. Podano nawet numer odpowiedniego rozporządzenia i cytowano jego fragment. Na szczęście wiadomość okazała się żartem. Jednak w dobie narastającej lawiny fake newsów i często absurdalnych dokumentów unijnych artykuł wyglądał całkiem prawdziwie.

A W POLSCE…

Kiedy zwyczaj dotarł do Polski? Tak naprawdę nie wiadomo. Prawdopodobnie w XVI w. Wacław Potocki w XVII w. pisał bowiem: „Prima aprilis albo najpierwszy dzień kwietnia. Do rozmaitych żartów moda staroletnia”. Polacy wysyłali do siebie listy ze zmyślonymi historiami, stąd wzięło się stare przysłowie: „Prima aprilis, nie czytaj, bo się omylisz”. Wysyłano też widokówki tylko z nazwą tego zwyczaju albo dawano dziwne prezenty. Powodzeniem cieszyło się podmienianie różnych artykułów, na przykład soli z cukrem, by wywołać u ofiary kawału odruch zdumienia. Tego dnia robi się wzajemnie różne psikusy, bo przecież chodzi o to, aby kogoś nabrać. Dlatego też zwraca się komuś uwagę, że ma plamę na swetrze lub dziurę w palcie. „Prima aprilis – nie wierz, bo się omylisz” – to triumfalny okrzyk, gdy uda nam się kogoś wyprowadzić w pole.

Primaaprilisowym żartem, w który uwierzyli prawie wszyscy Polacy, było zawiadomienie na jednym z portali sportowych, że Adam Małysz, kilka lat po zakończeniu kariery skoczka narciarskiego, wraca do skakania. Na ten temat wypowiadali się trenerzy i prezes Polskiego Związku Narciarskiego oraz sam zainteresowany, opisując ze szczegółami swoje przygotowania do nowego sezonu, w tym informację, że musi zrzucić 10 kilogramów i popracować nad odbiciem.

Skąd czerpać pomysły na zabawne, ale  nie wulgarne czy groźne w skutkach kawały i psikusy? Można zostać przy starej tradycji klasycznych żartów – czyli w Belgii przylepić komuś na plecach papierową rybkę lub upiec ciasto w kształcie ryby, a w Polsce zwrócić uwagę na plamę na policzku lub swetrze i wygłosić stosowny wierszyka. Albo szukać inspiracji w internecie lub we własnej wyobraźni.

 

Sylwia Maj