Z pewnością nie tylko ja w 2020 r. bardziej spodziewałam się wojny z Iranem niż ogólnoświatowego kryzysu spowodowanego wirusem COVID-19. Naukowcy z całego świata ścigają się z czasem, usiłując znaleźć z jednej strony szczepionkę, a z drugiej strony lek, który złagodzi albo wyprze symptomy choroby. Lekarze urabiają sobie ręce po łokcie, żeby pomóc wszystkim potrzebującym i samemu nie oszaleć w tym koszmarze, który zaczął się na tętniącym życiem ryneczku w dalekich Chinach. Wszyscy staramy się jakoś pozbierać, dbamy o siebie i innych nieco więcej niż zwykle, patrzymy sobie (dosłownie!) na ręce i mamy nadzieję, że wszystko wróci do normy. Jednak musimy już teraz zacząć wyciągać wnioski z tego, co się dzieje, i zapamiętać bardzo ważne lekcje, które daje nam korona. Oto, czego według mnie uczy nas pandemia.

ŻE LEPIEJ ODWAŻNIE ZABRAĆ SIĘ ZA DZIAŁANIE

Już chyba wszyscy wiemy, że na początku „ktoś zjadł nietoperza”, a potem lawina ruszyła. Co dokładnie się wydarzyło i dlaczego wymknęło się spod kontroli? Od razu przyznam się, że prawdopodobnie jak większość z was, nigdy nie byłam w Chinach i nie mam pojęcia, czy skrawki nagrań i zdjęcia z pechowego targu w Wuhan oddają charakter i atmosferę tego miejsca. Jednak patrząc na nie i mając w pamięci programy podróżnicze, reportaże i przeczytane książki, myślę, że materiały te nie są naciągane i koloryzowane. Znakiem rozpoznawczym azjatyckich targowisk są stragany pełne egzotycznych roślin, przypraw i zwierząt, tych już poporcjowanych i gotowych do spożycia oraz tych jeszcze zupełnie żywych. Wielu turystów, których opisane doświadczenia można znaleźć w internecie, jest zszokowanych tym, że dzikie nietoperze, węże, ssaki i ptaki poupychane są w klateczki i gotowe na sprzedaż. Wiele z nich używanych jest w tradycyjnej chińskiej medycynie i kuchni, nawet jeśli kupujący nie ma pojęcia o ich pochodzeniu i stanie.

O ile przyprawy oraz warzywa i owoce są w takich miejscach jeszcze jako tako czyste i świeże, o tyle mięso i zwierzęta już nie zawsze. Nie jest jakąś wiedzą tajemną to, że wieprzowe żeberka i oskórowane pancerniki nie powinny leżakować na stole pamiętającym towarzysza Mao, otoczone chmarą much i innych owadów, ba, one nawet nie powinny znajdować się w swoim towarzystwie! Dzikie zwierzęta bardzo często są nosicielami różnego rodzaju bakterii, wirusów i pasożytów, które mogą być dla człowieka niebezpieczne. Samo trzymanie ich w sąsiedztwie zwierząt hodowlanych prowadzi do zakażeń i różnych potencjalnie groźnych mutacji, a co dopiero jedzenie ich mięsa! Wiem, wiem: co kraj, to obyczaj – naszą kwaszoną kapustę też nie każdy jest w stanie zrozumieć, ale prawda jest taka, że COVID-19 nie jest pierwszym wirusem, który pojawił się na targowisku w Chinach, i niestety, jeśli nie podejmie się kroków do uporządkowania tych miejsc, nie będzie on z pewnością ostatnim (nasza kapucha nie powoduje niczego więcej poza wzdęciem).

Władze Chin nie wyciągnęły wniosków z epidemii SARS, która w 2002 r. również zaczęła się na targowisku – zamiast zabrać się do pracy, wprowadzić kontrole i uporządkować te tykające bomby, postanowiły nic nie robić. Świat również zareagował zbyt spokojne – wirus zebrał śmiertelne żniwo, ale ofiar było zbyt mało, by ktoś wziął się na poważnie do pracy. Tradycyjna medycyna i kuchnia chińska często wykorzystują niecodzienne składniki, a że Azjaci są do tradycji przywiązani, włodarze nie chcą zadzierać z tłumem, żeby nie dostać rykoszetem. Dlatego nadal kwitnie tam nielegalny lub półlegalny handel tygrysim łojem, płetwami rekinów czy nietoperzami. Pieczone szczury leżakują tuż przy kurczaku, a rozbawieni mieszkańcy oblizują paluszki po obfitym posiłku. Nie mam zamiaru wywołać tu demona nietolerancji. Chcę jedynie zaznaczyć, że COVID-19 jest kolejnym wirusem, który pojawił się na chińskim targowisku, i powinien być ostatnim wzywającym chińskie (i nie tylko) władze do dzieła i uporządkowania bazarów, które są wylęgarnią zarazy hulającej teraz po całym świecie. Żeby nie było, że źdźbło w cudzym, a belki w swoim oku nie widzę – jestem też zdania, że z polskich zielonych ryneczków powinny zniknąć grzyby, które pan Zdzisio nie zawsze jest w stanie sklasyfikować jako jadalne, oraz mięso i jaja wylegujące się godzinami na słoneczku w plastikowych workach.

ŻE NIE JESTEŚMY PRZYGOTOWANI NA NAJGORSZE

Pojawił się wirus i zobaczyliśmy, że król jest nagi! Żaden rząd na świecie nie był gotowy na taki scenariusz – w większości krajów trzeba było ad hoc opracować jakieś plany działania, bo przecież bardziej jesteśmy przygotowani na odwiedziny obcych niż na pandemię. Personel medyczny, który wykonuje świetną robotę, nie tylko nie otrzymuje należytego finansowego wsparcia, ale też często boryka się z brakiem podstawowych środków ochrony i sprzętu. Tak, wiem: sytuacja pandemii jest wyjątkowa i kiedy wszyscy potrzebują maseczek i respiratorów, firmy nie nadążają. Ale nurtuje mnie pytanie – dlaczego rządy nie mają zapasów takich podstawowych środków, jak właśnie maseczki? Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że one też mają termin ważności, ale tak samo ma je na przykład mięso i ziarno, które jednak rządy na zapas przechowują. Nawet jeśli nie jesteśmy przygotowani na epidemię, to na przykład wojna też wymaga właśnie takich zapasów. Nie pojmuję, dlaczego nigdzie ich nie ma.

Rządy są od tego, żeby chronić obywateli, analizować dane, wymyślać ustawy i przygotowywać różne scenariusze – na wszelki wypadek. Skoro wiadomo na przykład, że każdy posiadacz motoru i ciągnika może zostać wezwany w czasie mobilizacji do oddania sprzętu, dlaczego nie ma zapisu, że w razie potrzeby (epidemii na przykład) Polmos musi przestawić się z wódki na żele antybakteryjne, albo że zakłady produkujące sprzęt medyczny muszą w chwili wybuchu pierwszego ogniska zwiększyć produkcję i zamrozić ceny, żeby nie było pola do malwersacji i oszustw? Decyzje niektórych krajów przyszły zbyt późno albo były zupełnie chaotyczne i niezrozumiałe – wszystko przez to, że nie było planu działania. Gdyby taki istniał, można byłoby się na niego powołać, a nie biegać jak kurczak bez głowy od wywiadu do wywiadu, bredząc trzy po trzy. Dziwne, że po hiszpance, eboli, SARS, malarii itp. chorobom nadal wydaje nam się, że możemy sobie z nimi poradzić bez żadnego przygotowania.

ŻE NIE ODRABIAMY LEKCJI Z HISTORII

Hiszpanka przyszła w najgorszym momencie – I wojna trwała w najlepsze, ludzie byli osłabieni, wymęczeni i niegotowi na kolejny policzek, nie byli przygotowani na to, co ta straszna epidemia im zgotowała. My jednak powinniśmy umieć wyciągnąć wnioski z historii, badań i przewidywań naukowców. Dzisiejszy poziom wiedzy medycznej powinien już dawno zagwarantować, by wirusy COVID nie były aż tak śmiercionośne. Firmy farmaceutyczne wolą jednak inwestować w kolejne suplementy diety, które przynoszą im bajońskie sumy, niż w lek na influenzę. SARS powinien obudzić ludzi mających fundusze i pchnąć ich do inwestowania w badania na tym polu. W tej chwili wszyscy rzucają miliony na walkę z COVID-19, ale prawda jest taka, że teraz jest już za pięć dwunasta i trzeba było się ruszyć wcześniej. Po epidemii SARS w 2004 r. naukowcy powinni byli dostać wsparcie na badania nad wirusami COVID, ponieważ nie od dziś wiadomo, że mogą one być dla ludzi niezwykle niebezpieczne.

Niestety, trzeba było aż tylu ofiar i tak wiele strachu, żeby w końcu ktoś poszedł po rozum do głowy i zajął się problemem. Dla wielu osób na świecie stało się to zbyt późno. Już dziś wiadomo, że COVID-19 zostanie z nami na zawsze – będzie nam towarzyszył jak „zwykła grypa” – ważne jest zatem, żeby istniały szczepionki i leki pomagające organizmowi go zwalczać. Mam nadzieję, że przyjdzie taki dzień, w którym korona przestanie być nieobliczalna i stanie się przeszłością jak polio i odra. Historia uczy nas, że medycyna, higiena, leki i szczepionki są w stanie nie tylko ratować życie jednego człowieka, ale także całego narodu, nie powinniśmy ich zatem spychać na dalszy plan z nadzieją, że już nigdy nam się nie przydadzą.

ŻE POTRAFIMY BYĆ DLA SIEBIE DOBRZY I ŻE BOHATEROWIE SĄ WŚRÓD NAS

Biłeś brawo lekarzom, aptekarzom, służbom mundurowym i pracownikom sklepów? Podziwiałeś ich pracę i determinację? Byłeś pod wrażeniem ich wyrzeczeń i ofiar? Cieszyłeś się, że rano mimo wszystko możesz kupić chleb? A teraz spójrz w lustro i przypomnij sobie, jak mówiłeś o rezydentach i pielęgniarkach, że chcą się nachapać, że ciągle im mało, że nic, tylko kasa. Pamiętasz, jak mówiłeś, że „głupia baba na kasie się guzdra”, że policja powinna łapać złodziei, a nie latać z alkomatem? Głupio ci? I dobrze, zapamiętaj to uczucie i nigdy więcej nie obrażaj lekarzy, pielęgniarek, policjantów i pań na kasie, nie wymyślaj rolnikom od najgorszych i nie szykanuj ludzi z firm oczyszczających miasto. To właśnie dzięki nim, bohaterom codzienności, świat nie runął w posadach. To nie politycy zapewniają ci opiekę w czasie choroby, nie oni stają za kasą w aptece i nie oni wykładają towary na półce.

Niektórzy usiłują grzać się w blasku tych, którzy walczą na pierwszej linii, ale nie zapomnij, komu tak naprawdę powinieneś być wdzięczny. Personel medyczny wykazuje się nie tylko odwagą i ofiarnością, ale też ogromną determinacją – w czasie kiedy wszystkiego brakuje, oni mimo wszystko pojawiają się na dyżurach. Sklepikarze i rolnicy nadal dostarczają najpotrzebniejsze produkty, więc nie powinniśmy o nich zapominać, wymieniając bohaterów ostatnich tygodni. To bohaterowie ze świecznika, ale są też i inni – pani Jadzia spod piątki, która wróciła z Włoch i posłusznie została w domu, dbając o siebie i innych; pan Miecio, który zdecydował się nie odwiedzać babci Jadzi, bo wie, że kaszle, i nie jest pewny, że to nic poważniejszego. Ci wszyscy, którzy szyli i szyją maseczki dla szpitali, którzy zbierają fundusze na respiratory dla szpitali, ci, którzy zamawiają jedzenie dla lekarzy – oni także zasługują na największe słowa uznania.

COVID nauczył nas też solidarności i wdzięczności nie tylko względem drugiego człowieka, ale także tej pięknej wdzięczności za małe, codzienne przyjemności, jak wyjście na spacer, spotkanie z przyjaciółmi i rodziną czy piknik w parku. Każdy, kto stosuje się do zaleceń lekarzy i władzy, jest bohaterem, bo przyczynia się do zmniejszenia liczby chorych. Pozostanie w domu jest ważne, nie zachowuj się zatem jak ostatni burak i nie cwaniakuj, że na pewno się nie zarazisz, bo za tydzień możesz wylądować pod respiratorem. Przekonaliśmy się, że COVID-19 atakuje i tych młodych i wysportowanych, i tych starszych i chorych. Nikt nie jest bezpieczny, dlatego tak ważne jest posadzenie czterech liter na stołku i siedzenie w domu. Pamiętaj słowa mądrości: zawsze lepsze dwa tygodnie w domu niż dwa metry pod ziemią. Myj ręce, nie wychodź, jeśli nie można, jeśli jest zakaz zgromadzeń i panuje epidemia, nie upieraj się, że chcesz iść na mszę, wybory czy na siłownię. Rób wszystko, żeby być bohaterem i pokonać COVID-19. Uda nam się to tylko wtedy, kiedy będziemy razem.

 

Anna Albingier

 

 

 

Gazetka 191 – maj 2020