Od kilku lat słyszymy coraz to gorsze prognozy dotyczące przyszłości naszej planety. Mnożą się czarne scenariusze, rządy opracowują programy naprawcze, niektóre nawet starają się je wdrażać w swoich krajach. Niestety, dane dezaktualizują się bardzo szybko, a nowe badania dowodzą, że czerń jest jeszcze bardziej czarna. W grudniu zeszłego roku ukazał się najnowszy raport na temat zmian klimatycznych, w którym naukowcy nie pozostawiają złudzeń: jest o wiele gorzej, niż nam się wydawało jeszcze rok czy dwa lata temu.

KRIOSFERA ZANIKA

Definicja kriosfery jest prosta. Określa się ją jako część hydrosfery, wypełnioną niezanikającym lodem z lodowców, wód morskich i gruntów. Według innej definicji – jest to powłoka lodowa na powierzchni Ziemi w postaci lodowców, lądolodów, wieloletniej zmarzliny i śniegów. Kriosfera powoli jednak przeczy swej istocie, bo w wielu miejscach na Ziemi stopniowo zanika. W licznych już niedługo zniknie całkowicie.

Raport Cryosphere Climate Initiative dotyczy stanu kriosfery Ziemi oraz jej zachowań w trakcie ocieplenia klimatu. Analiza różnych przypadków i możliwości nie pozostawia złudzeń. Bezczynność względem zachodzących zmian przyniesie już wkrótce katastrofę na skalę globalną. Tylko szybkie i zdecydowane działania mogą zahamować proces topnienia śniegów i lodów na lodowcach, powstrzymać zakwaszanie wód oraz zapewnić ludzkości (i innym gatunkom) dostęp do wody pitnej.

Chodzi przede wszystkim o podniesienie się poziomu mórz z powodu topnienia lodowców. Dotychczasowe prognozy wskazywały na kilkumetrowy wzrost poziomu morza w okolicach 100 lat. Zweryfikowana wiedza jest o wiele bardziej pesymistyczna: mowa tutaj nawet o 20 metrach wzrostu w przeciągu kilku dekad.

Raport opracowywało w ciągu ostatnich kilku lat ponad dwustu naukowców, kolejna setka weryfikowała i aktualizowała dane – wśród nich było ponad 40 specjalistów od kriosfery. Wnioski są zasmucające, ale jednocześnie jasne: albo teraz zadziałamy w pełni, ograniczając pogłębiające się ocieplenie, albo wkrótce będziemy wprowadzać działania kryzysowe na obszarze prawie całej Ziemi.

LÓD NA WAGĘ ZŁOTA

W badaniach wykazano, że aż 15 proc. lodowców roztopiło się w ciągu ostatniego półwiecza. Główną przyczyną jest intensywnie ocieplający się klimat. W przeciągu tysiącleci lodowce oczywiście roztapiały się i tworzyły na nowo, jednak współczesna sytuacja jest zdecydowanie inna. Zmiany nie następują stopniowo, przyroda nie jest w stanie tak szybko się do nich dostosować, w związku z czym cały świat (nie tylko ludzki, ale też roślinny i zwierzęcy) musi się zmierzyć z wyzwaniami ocieplenia, podwyższeniem poziomu wód, kataklizmami klimatycznymi oraz problemami z dostępem do wody i żywności.

Na szczytach klimatycznych zazwyczaj mówi się o nieprzekroczeniu klimatycznego progu ocieplenia w wysokości 2°C. Grudniowy raport wykazał, że próg ten wiąże się z zanikiem lodowców wszędzie poza biegunami i Himalajami. Przy takim założeniu poziom mórz podniesie się o około 12–20 metrów nad obecny. Według naukowców nie można dopuścić do takiego stanu. Jedyną możliwą barierą oddzielającą od katastrofy, tzw. „ostatnią barierą ochronną”, powinien być próg w wysokości 1,5°C. Niestety, ta wartość jest coraz rzadziej przywoływana na spotkaniach w sprawach klimatu. Pół stopnia różnicy w określaniu maksymalnego progu ocieplenia klimatu do końca stulecia ma ogromny wpływ na kriosferę. W sytuacji ocieplenia o 1,5°C do 2100 r. zniknęłaby „tylko” 1/3 himalajskich lodowców. W tym samym czasie, przy wzroście o 2,7°C, zniknęłaby połowa globalnego lodu. Przy wzroście o 5–6°C do końca bieżącego stulecia może zniknąć nawet połowa himalajskich lodowców. Ten abstrakcyjny wzrost temperatury wcale nie jest jednak tak niemożliwy – wystarczyłoby nie podjąć żadnych działań na rzecz ograniczenia szkodliwych emisji. To porównanie pokazuje, jak konieczne jest podjęcie natychmiast restrykcyjnych ograniczeń.

ZAMIAST SOLI – KWAS

W raporcie wskazano też na zagrożenia związane z intensywnym zakwaszaniem oceanów. Tempo tego zjawiska jest ogromne – w przeciągu 3 milionów lat nie zanotowano aż tak dynamicznego wzrostu zakwaszania wód. Jest to bezpośrednie zagrożenie dla ekosystemów oceanicznych, a w konsekwencji również dla wszystkich innych. Ograniczyć to zjawisko może jedynie utrzymanie jak najniższych emisji CO2.

Zakwaszanie wiąże się ze zmianą właściwości chemicznych wód, do których nie wszystkie gatunki będą mogły się w tak szybkim tempie przyzwyczaić. Te wrażliwsze zginą na samym początku, a pozostałe mogą stracić możliwości rozrodcze. Tylko niektóre – te o najlepszej zdolności ewolucyjnej reakcji na zakwaszanie – mogą poradzić sobie z tak intensywnymi zmianami. Odbudowa ekosystemów oceanicznych może potrwać dziesiątki, a nawet setki tysięcy lat. Brak wielu gatunków spowoduje lukę w łańcuchach pokarmowych wielu organizmów. Rzecz jasna, w końcowym etapie tego procesu znajdzie się także człowiek. Zakwaszania i jego skutków nie da się cofnąć, należy więc jak najbardziej ograniczyć występowanie tego zjawiska, oczywiście poprzez ograniczenie emisji CO2.

DEFICYT WODY PITNEJ

Kolejnym problemem wiążącym się z topnieniem kriosfery jest brak wody na całym świecie. Pasma górskie magazynują wodę oraz dostarczają ją poprzez strumienie do rzek, a w konsekwencji do wszystkich organizmów żywych. Tymczasem lodowce się topią, a jeziora w górach są zanieczyszczone. Dostawy wody zaczną maleć i przestaną pokrywać zapotrzebowanie całego bioróżnorodnego świata. Już dziś można oszacować, że również ludzie masowo ucierpią wskutek tego zjawiska. Jeśli lodowce himalajskie, ale i alpejskie, będą się topić tak intensywnie, już w latach 50. naszego stulecia bez wody mogą pozostać nawet 2 miliardy osób. Oczywiście do tego czasu ludzi będzie coraz więcej, a więc problem też będzie o wiele większy. Odpowiedź na to zagrożenie jest nadal ta sama, powtarzana jak mantra w raporcie: ograniczenie do maksimum emisji CO2 do atmosfery.

MILIONY POD WODĄ

Co jednak w praktyce będzie oznaczało podniesienie się poziomów mórz o kilkanaście metrów? Większość ludzi wolałoby chyba nie znać odpowiedzi na to pytanie… Wiadomo już jednak dokładnie, co zostanie zalane w pierwszej kolejności, a co niedługo potem. Ilu ludzi, ile terenów, zwierząt, pól uprawnych czy obszarów gospodarczych ucierpi.

Na całym świecie sytuacja sześciu państw będzie najgorsza – Chiny, Bangladesz, Indie, Wietnam, Indonezja i Tajlandia są w czołówce, jeśli chodzi o liczbę ludności, którą „zaleje” fala ociepleniowa. W najnowszych badaniach czterokrotnie wzrosły szacunki dotyczące zagrożenia – bez solidnej ochrony wybrzeży do połowy stulecia powodzie będą nawiedzały zagrożone tereny co najmniej raz w roku. Do końca stulecia tereny te mogą znaleźć się całkiem pod wodą.

Mowa tutaj już o konkretnych liczbach – w Chinach o 87 mln, w Bangladeszu o 50 mln, w Indiach o 38 mln (dzisiejsza populacja Polski), w Wietnamie o 35 mln, w Indonezji o 27 mln, w Tajlandii o 13 mln. Łącznie na świecie bezpośrednio ucierpi około 300 mln ludzi.

W Europie również skutki będą mocno odczuwalne. W zależności od „wysokości” nadchodzącej fali pod wodą znajdą się wszystkie tereny depresyjne z dostępem do morza, ogarniając dodatkowo tereny przyległe. Sytuacja, w której znaczna część Holandii, Danii, ale także niektóre tereny Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii znajdą się pod wodą, na pewno wystąpi w najbliższych kilku dekadach. Pytanie, jak wielkie obszary zostaną zalane i ilu ludzi będzie musiało znaleźć nowe miejsce do życia.

Również w Polsce skutki podniesienia się poziomu mórz będą mocno odczuwalne. Gdyby podniósł się on o 1 metr, stracilibyśmy „tylko” część Trójmiasta czy Szczecina. Gdyby podniósł się o wieszczone 20 metrów, pod wodą znajdzie się nie tylko cały Szczecin i połowa Trójmiasta, ale też Mierzeja Helska, Gorzów Wielkopolski, Tczew czy Grudziądz. W tym scenariuszu Żuławy Wiślane przekształcą się w basen Bałtyku. Taka sytuacja zmusiłaby około 300 tys. ludzi do migracji, a utracone tereny przyniosłyby straty nie tylko indywidualne, ale przede wszystkim gospodarcze, kulturowe czy polityczne.

OSTATNI DZWONEK

Nadchodzące zmiany nie wróżą więc ludzkości niczego dobrego. Naukowcy apelują – teraz wybrzmiał ostatni dzwonek, żeby nawet nie zatrzymać, ale znacząco spowolnić ten proces. Ostatni dzwonek, żeby ograniczyć rozmiar nadchodzącej katastrofy i zacząć rządzić dla planety (i ludzkości) jednym głosem. Ostatni dzwonek, żeby zahamować niekontrolowane emisje CO2. Bo o to w tej walce najbardziej dzisiaj chodzi.

Pełny raport można znaleźć pod linkiem: http://iccinet.org.

 

 

Ewelina Wolna-Olczak

 

 

 

Gazetka 191 – maj 2020