Cały świat w ostatnich miesiącach skupiony był na pandemii. Tymczasem równolegle rozwija się inne niebezpieczeństwo – związane z zasobami wody na całej Ziemi. Bieżący rok tylko potwierdza tezy o katastrofie klimatycznej, która nadciąga coraz szybciej i da o sobie znać w postaci klęsk żywiołowych. Niestety, także w Polsce ten scenariusz już staje się faktem. Susze, powodzie, pożary, trąby powietrzne to rozdziały tej samej książki, do której będziemy wracać każdego roku.

GLOBALNE PUSTYNNIENIE

Od lat 80. ubiegłego wieku zjawiska ekstremalne, takie jak susze, huragany czy powodzie, stały się codziennością na całym świecie. Struktura opadów we wszystkich zakątkach globu uległa znacznej zmianie – coraz częstsze są gwałtowne ulewy, ale również całkowity brak deszczu. Od tego czasu powierzchnia terenów dotkniętych suszą podwoiła się. Pustynnienie obejmuje coraz większe obszary, a te położone pomiędzy 20. i 45. stopniem szerokości geograficznej będą borykały się z coraz większymi deficytami wody. Przełoży się to automatycznie na zdolność produkcji żywności zarówno roślinnej, jak i zwierzęcej oraz na trudności z utrzymaniem bezpiecznego systemu sanitarnego.

Wiele ekosystemów ulegnie znaczącej modyfikacji – będą takie, które dość szybko poradzą sobie z gromadzeniem i zaopatrywaniem w wodę w nowych warunkach. Większość z nich jednak czeka o wiele trudniejsze zadanie. Na przykład drzewa nie są w stanie w szybkim tempie dostosować się do zmieniających się warunków klimatycznych. Jeżeli zmiany trwałyby stulecia, może nawet dekady, szanse na ich adaptację byłyby większe. Jednak w postępującym globalnym ociepleniu, spowodowanym głównie działalnością człowieka, wiele ekosystemów nie zdąży się naturalnie dostosować. Będą zanikać, a problemy związane z deficytem wody zaczną się przez to pogłębiać.

Klimat Polski ulega również znacznej zmianie, co sami obserwujemy od kilku lat. O ile klimat saharyjski, docierający już do południowej Europy, dzisiaj nam nie grozi, to jednak konsekwencje tego stanu rzeczy odczuwamy we własnym ogródku. Coraz częstsze intensywne burze i nawałnice oraz bezśnieżne zimy są bezspornym skutkiem zmian klimatu.

DESZCZ DESZCZOWI NIERÓWNY

Klimat Polski zmierza bowiem w kierunku dwóch pór roku – ciepłej pory suchej oraz zimnej pory deszczowej. Z tym zastrzeżeniem, że opady w okresie letnim będą nagłe i gwałtowne, a więc przyniosą człowiekowi i przyrodzie więcej szkody niż pożytku. Opady w porze zimnej powinny być bardziej stabilne, jednak coraz częściej doświadczamy ich braku w tym okresie, co jeszcze parę lat temu było nie do pomyślenia.

Samego deszczu na świecie powinno być więcej – sumarycznie z oceanów wyparuje go więcej, więc i spadnie go więcej, szczególnie na wyższych szerokościach geograficznych. W praktyce deszcze będą zazwyczaj nagłe, ulewne, obfite, a więc w większości części świata nieopłacalne dla środowiska żywego. Deszcz bowiem, aby spełnić swoje życiodajne funkcje, musi wsiąkać w glebę. Dzieje się tak, gdy spada równomiernie, powoli i ma czas, by dostać się do niższych partii gleby. Deszcz ulewny spływa szybko po powierzchni, nie dając szansy na wystarczające wzbogacenie wód gruntowych. Oznacza to problemy dla wielu roślin, a co za tym idzie – również dla zwierząt i człowieka.

TAJEMNA WIEDZA STAROŻYTNYCH

Tymczasem coraz więcej osób zaczyna mieć świadomość konsekwencji takich niewspółmiernych deszczy. Pojawiają się coraz to nowe rozwiązania hydrologiczne, mające zatrzymać jak najwięcej wody w obrębie danego terytorium. Czasem jednak wystarczy poszukać rozwiązań w kulturach starożytnych. Dzięki odpowiednim przekopom, rowom i zbiornikom retencyjnym w trakcie ulew deszczówka ma szansę zatrzymać się na dłużej i wsiąknąć w glebę. Metoda wydawałoby się stara jak świat, a jednak zaniedbana w ostatnich dekadach. Równie nieodkrywcze wydaje się zalesianie terenów okalających skupiska ludzkie oraz utrzymywanie terenów podmokłych w ich naturalnej formie. Tymczasem człowiek przez stulecia wycinał w pień i osuszał pod swoje gospodarcze cele co tylko się dało. Konsekwencją są m.in. problemy z zatrzymywaniem wód w miejscu ich opadów.

Coraz więcej miast i regionów, mając jednak dziś globalną świadomość deficytu wody, stara się wyprzedzić nadchodzące problemy. Mimo że beton i asfalt nie sprzyjają zatrzymywaniu wody, to istnieją już dziś systemy, w których miasta stają się „gąbkami” chłonącymi wodę i przetrzymującymi ją na później. Jest to możliwe m.in. dzięki specjalnym obszarom zielonym, tworzonym po to, by gromadzić wodę, a także dzięki ogrodom dachowym i kratownicom umożliwiającym spływanie wody do gruntu. Innowacje pojawiają się również na innym obszarze – są już na przykład zakątki na świecie, gdzie pije się oczyszczoną wodę ze ścieków, i nikogo to nie bulwersuje. To wszystko jednak jak na razie dzieje się zbyt wolno i obejmuje zbyt mało rejonów, ażeby miało faktyczny wpływ na osuszający się w zastraszającym tempie glob.

PRZYRODNICZE I GOSPODARCZE SKUTKI SUSZY

Skutków suszy nie trzeba dzisiaj szukać daleko, szczególnie że w Polsce wpisuje się ona powoli i w krajobraz, i w kalendarz. W przyrodzie susza już charakteryzuje się niekontrolowanymi pożarami lasów, degradacją gleby, uboższą roślinnością, w niektórych województwach wręcz stepowieniem, a także pośrednio powiązanymi innymi klęskami żywiołowymi: upałami, trąbami powietrznymi, tornadami, powodziami, lawinami błotnymi itp.

Gospodarczo tych skutków może być jeszcze więcej. Pierwszy i najważniejszy: deficyty wody. Polska jest pod względem zapasów wody jednym z najgorzej zaopatrzonych krajów Europy. Wody może brakować nie tylko do celów sanitarnych, ale także spożywczych. O deficycie wody pitnej jeszcze się nie mówi, i oby nie było takiego problemu. Całe rolnictwo, duża część handlu, a nawet część przemysłu odczują skutki niedoborów wody. Rolnicy zbiorą zubożone plony, hodowcy ograniczą liczbę w inwentarzu, konsumenci zapłacą więcej w sklepach za większość produktów spożywczych. Szacowany wzrost cen na ten rok wynosi ponad 5 proc., dla porównania zeszłoroczna susza przyczyniła się do wzrostu cen na poziomie 3 proc. Na tym jednak lista strat spowodowanych suszą się nie skończy. Powiązane z nią inne zjawiska klimatyczne również będą miały wpływ na naszą codzienność: na przykład mechaniczne uszkodzenia mienia podczas podtopień, nawałnic i burz. A podczas długotrwałych upałów będzie zagrożone także życie i zdrowie wielu ludzi.

OSZCZĘDZAJMY!

Tak naprawdę nie do końca zdajemy sobie dzisiaj sprawę z konsekwencji suszy w naszym otoczeniu – jeszcze nie do końca wierzymy, że może nas ona dotknąć bezpośrednio. Jednak najwyższy czas, aby wdrażać rozwiązania, które wspomogą zatrzymywanie wody w glebie i sprawią, że lokalne zapasy wzrosną, a nadmierne ulewy, zamiast siać spustoszenie, zamienią się w alternatywne zapasy na gorszy czas. Warto dążyć już na poziomie lokalnym do wprowadzania takich ograniczeń, a najlepiej zawsze zacząć od siebie.

Pierwszą zasadą jest oczywiście korzystanie z deszczówki oraz zaprzestanie korzystania z wody wodociągowej w celach ogrodniczych, co powinno już być oczywistością we wszystkim gospodarstwach domowych. Ograniczanie zużycia wody w celach sanitarnych również w czasie suszy ma ogromne znaczenie – prysznice powinny być krótsze lub rzadsze, a woda do toalet gromadzona np. podczas mycia rąk czy płukania warzyw. Wodę bieżącą, bez detergentów, można „łapać” do pojemników i podlewać nią okoliczne roślinki. Korzystanie z trybów „eko” w pralkach i zmywarkach to także jedna z możliwości ograniczenia zużycia wody. Warto również zastanowić się, w jaki nieoczywisty sposób możemy ograniczyć zużycie wody. Na pewno zużywają jej mniej w globalnym rozrachunku wegetarianie, a przede wszystkim weganie, podobnie jak miłośnicy idei „zero waste” w kuchni, którzy potrafią stworzyć kulinarne cuda z resztek i pozostałości po jedzeniu. Na pewno też oszczędzają ją domorośli ogrodnicy, którzy do produkcji własnej żywności używają deszczówki.

Takie kroki są bardzo potrzebne, ale to jak na razie w skali świata maleńka kropelka w oceanie potrzeb. Dlatego tak ważne jest myślenie na poziomie lokalnej społeczności, jak można zabezpieczyć się przed konsekwencjami suszy lokalnie i jakie działania mogą wzbogacić właśnie lokalne zasoby. Bo nie ma dla człowieka (i przyrody!) większej katastrofy jak brak zwykłej, czystej wody.

Ewelina Wolna-Olczak

 

 

Gazetka 192 – czerwiec 2020