W Polsce o Białorusi mówimy niewiele. Jako jeden z naszych sąsiadów powinien być to kraj naszego nie tylko gospodarczego, ale też turystycznego i kulturowego zainteresowania. Tymczasem jest to pewnego rodzaju państwo-widmo, z którego dochodzą do nas jakieś wieści, ale ani się w nie zanadto nie angażujemy, ani nie staramy wpłynąć na poprawę stosunków polskich i białoruskich obywateli. Jednak wydarzenia na Białorusi z ostatnich miesięcy przykuwają wzrok i pierwszy raz od bardzo dawna istnieje szansa na realną zmianę w tym kraju objętym bezwzględną dyktaturą.

TOŻSAMOŚĆ NARODOWA

Historia Białorusi jest bardzo skomplikowana, szczególnie jeśli chodzi o tożsamość narodową, która przez wieki była tłamszona – najpierw przez Polskę i Rosję, potem przez ZSSR. W latach 70. XX w. na Białorusi zapanował względny dobrobyt (głównie dzięki prężnej gospodarce rolnej i motoryzacyjnej) i jedna z lepszych wersji rosyjskiego socjalizmu. Po upadku muru berlińskiego wprowadził się pazerny kapitalizm, który zubożył większość społeczeństwa, wzbogacając tylko nielicznych, jednocześnie promując nierówność, korupcję i wyzysk. Społeczeństwo było rozczarowane demokracją, która zupełnie nie przystawała do wyobrażeń, jakie Białorusini mieli o wolnym i niezależnym państwie. Coraz częściej pojawiała się tęsknota za minionym systemem, w którym większość obywateli miała zapewniony dach nad głową, pracę i wyżywienie. Wtedy na arenie politycznej pojawił się Aleksandr Łukaszenka.

PREZYDENTURA-DYKTATURA

Jako prężny przywódca Łukaszenka zaistniał już pod koniec lat 80. – był dyrektorem sowchozu Gorodiec (państwowe gospodarstwo rolne), gdzie zreorganizował pracę, powiększając zyski i stwarzając nowe możliwości dla pracowników. Od tego czasu udzielał się publicznie, zaczął piastować stanowiska państwowe – oraz tworzyć siatkę kontaktów i współzależności. Sprawnego polityka, pochodzącego z ludu i występującego w imieniu ludu, z biegiem lat w destrukcyjnym kapitalizmie popierało coraz więcej Białorusinów. Ukoronowaniem jego starań było zwycięstwo w wyborach prezydenckich w 1995 r. Stanowisko to piastuje do dziś.

Od 1995 r. ustrój demokratyczny na Białorusi ulegał rozbiórce. Najpierw delikatnie, pod pozorami dbałości o interes obywateli, z przejęciem zakłamanych mediów, wyeliminowaniem skorumpowanej opozycji, dzięki referendom, z pominięciem władzy parlamentarnej i konstytucji. Z biegiem lat wszystkie inne organy władzy zostały podporządkowane prezydentowi, a ustrój demokratyczny zamienił się w autorytarny. Białoruś ponownie zbliżyła się do Rosji, uzależniając się od niej na wielu płaszczyznach, prowadząc prorosyjską gospodarkę i politykę.

Przez cały okres prezydentury Łukaszenki, czyli od 25 lat, za naszą wschodnią granicą dzieje się źle. Notorycznie łamane są prawa człowieka. Przeciwnicy władzy są porywani, bezprawnie aresztowani, bici, torturowani. Społeczeństwo jest zastraszane, szantażowane, pracownicy zwalniani za sprzeciwy, studenci wydalani z uczelni za protesty. Coraz więcej źródeł potwierdza, że Łukaszenka jest odpowiedzialny za udział w zabójstwach politycznych – liczonych w setkach. Co innego mówią media, sondaże, propaganda. Co innego pokazuje codzienność Białorusinów, niestety prawie niewidoczna poza granicami państwa. Widać tam tylko destrukcję całego systemu.

SFAŁSZOWANE WYBORY

Od jakiegoś czasu na Białorusi słychać coraz głośniej niezadowolenie z dyktatury, sprzeciwy wobec nieludzkich praktyk władzy oraz państwa milicyjnego. Do tej pory Białorusini często wybierali pozorny spokój i pozorne bezpieczeństwo zamiast rozlewu krwi i możliwej wojny domowej. Ten rok szczególnie mocno pokazał, jak bardzo społeczeństwo jest niezadowolone.

Wszystko przez sierpniowe wybory, które zostały sfałszowane i wygrane przez Łukaszenkę pomimo miażdżącej sondażowej przewagi jego przeciwniczki, Swiatłany Ciechanouskiej. Oficjalne wyniki dały dyktatorowi 80 proc. poparcia, a kontrkandydatce – 10 proc. Jednego z „czarnych koni” wyborów, Wiktara Babarykę, aresztowano w czerwcu i bezprawnie odmówiono mu udziału w wyborach. Na jego miejsce jako faworytka weszła Ciechanouska – żona blogera, który promował wolną, demokratyczną Białoruś, szanującą prawa człowieka. Wskutek swej działalności został oczywiście aresztowany, a w ramach protestu jego żona, niezwiązana z polityką, wystartowała w wyborach prezydenckich. I zgodnie z niezależnymi od rządu sondażami – powinna była je wygrać.

Od chwili ogłoszenia wyników wyborów Białoruś protestuje. Obywatele wychodzą na ulice, walczą w pokojowych manifestacjach o swoje prawo do wolnych wyborów i godnego życia. Łukaszenka wysyła przeciw nim służby bezpieczeństwa, które biją, zastraszają, aresztują, zabijają. Agresja władzy spotyka się z jeszcze większym sprzeciwem ludzi. Brakuje, niestety, skutecznego poparcia wśród sojuszników z zagranicy, z demokratycznej Europy; brakuje głosów sprzeciwu z całego świata.

ŚWIAT ODWRACA OCZY

Łukaszenka jest na tyle sprytnym politykiem, że prowadzi rozmaite gry, w których jego intencje nie są do końca jasne. Uwikłany jest w różne związki polityczno-gospodarcze, które blokują wiele krajów demokratycznych (w tym Polskę) przed jasnym wyrażeniem swojego stanowiska wobec łamania praw człowieka. Stoi za nim Rosja, z którą wielu krajom nie opłaca się zadzierać, by poprzeć jeden niewielki, 10-milionowy, niedemokratyczny kraj. Wiele rządów ma zasznurowane usta, więc nic nie robi.

Wielu ludzi, solidarnych z Białorusinami, wychodzi na ulice swoich stolic i innych miast, by wyrazić poparcie w walce o demokratyczne wartości. Ale jeśli nie będzie głosów politycznych, które zasadniczo wspomogą tę nierówną batalię Białorusinów z bezdusznym systemem, wszystko może skończyć się jak zawsze. Zastraszone społeczeństwo podkuli ogon, represje egzekwowane będą po cichu, a terror trwać będzie dalej w zawoalowanej dla reszty świata formie.

 

Ewelina Wolna-Olczak

 

 

Gazetka 195 – październik 2020