Zobacz, Staruszku, do czego to doszło, przez te wirusy to nawet i dzieci w tym roku na święta nie zobaczymy – powiedziała Babcia smutnym głosem. W kuchni oprócz niej był tylko leniwy stary kocur, którego wszyscy z szacunkiem nazywali Staruszkiem. 24 grudnia w tym roku rzeczywiście nie zapowiadał się jakoś specjalnie wesoło. Kot też to wiedział, ale w tej chwili nie miał ochoty na ckliwe rozmowy z Babunią, jak ją pieszczotliwie sam nazywał. On też tęsknił za wrzawą małych ludzików, które ostatnio nie odwiedzały przytulnego domku Babuni i Dziadunia. – No właśnie – pomyślał kot – gdzie jest Dziadunio?

Gdyby tylko kot zechciał na sekundę zostawić swoją miskę i wskoczyć na parapet, zobaczyłby w ogródku postawnego starszego pana, który właśnie owijał lampkami przyprószone śniegiem drzewko. Ale kot wolał popijać sobie w spokoju pyszne mleczko.

Dziadek był ostatnio ciągle nie w humorze. Tak samo jak Babcia liczył na przyjazd dzieci i wnuków, ale oczekiwania okazały się teraz zbyt wygórowane. – Trzeba na siebie uważać, święta świętami, ale zdrowie jest najważniejsze. Zachorować w naszym wieku na coś takiego… Co zrobić, zobaczymy się, jak wszystko się uspokoi… Staruszkowie bardzo długo rozważali wszystkie za i przeciw, ale w końcu zdecydowali, że lepiej będzie, jeśli dzieci i wnuki w tym roku zostaną u siebie.

Mimo wszystko Dziadek i Babcia nie chcieli, żeby jedyną rzeczą unoszącą się w powietrzu w te święta było rozczarowanie, postanowili więc jak co roku powiesić lampki w ogródku i na balkonie. Na najwyższym drzewku Dziadek zamontował dużą gwiazdę, która pięknie wyglądała w ciemności. Babcia z ciężkim sercem musiała znacznie skrócić tegoroczną listę zakupów, bo byli tylko w trójkę. Do rodziny wliczali kota, był z nimi przecież od zawsze. Babcia kończyła właśnie obierać buraki na barszcz, kiedy do domu wszedł dziadek. Kobieta słyszała, jak tupał z przekonaniem, żeby pozbyć się resztek śniegu z butów.

Całe szczęście, że mamy śnieg w te święta. Chyba bym już całkiem straciła ochotę na wszystko, jakbym jeszcze błoto wszędzie musiała oglądać. Powiesiłeś lampki?

Tak, tak. Dzieci dzwoniły? – Dziadek zawsze był ciekaw wiadomości od dzieci, zwłaszcza teraz, kiedy nie mogli się widywać tak często, jak przed pandemią. Babcia opowiedziała o nowych rysunkach, które przygotowały wnuki; o tym, że Karol musiał wziąć dyżur za kolegę i przez to zostanie w pracy dłużej.

Godziny mijały, zapachy unosiły się w całym domu, kot leniuchował przy rozgrzanym kaloryferze, staruszkowie zaglądali do stojących na stole pudełek i toreb. Babcia trzymała w ręku małą, ale bardzo piękną bombkę. Mieli ją, od kiedy pamiętała; w każde święta wisiała dumnie na jednej z gałązek i upiększała drzewko. Szklane cacuszko przedstawiało uśmiechniętego różowego pudla z małą białą kokardką pod szyją. Babcia już dawno nie miała okazji dokładnie przypatrzeć się nagromadzonym przez lata choinkowym ozdobom. Święta w ostatnich latach to rejwach, bieganina i zabawianie dzieci – najpierw własnych, a potem wnuków. Nie zrozumcie mnie źle, staruszkowie bardzo to lubili i zawsze z niecierpliwością wyczekiwali odwiedzin rodziny.

Przez COVID odwiedziny wyglądały jednak w tym roku inaczej – maseczki, żadnych uścisków, odstęp. Babcia i Dziadek nie mogli ryzykować – nie tylko dlatego, że sami nie byli już najmłodsi, ale przede wszystkim ze względu na Kazia. Kazio miał chore serduszko i każde przeziębienie mogło się dla niego skończyć w szpitalu. Wszyscy bardzo martwili się o niego i kiedy przyszło do podjęcia decyzji co z Wigilią, z ciężkim sercem, ale jednogłośnie zdecydowali, aby nie świętować razem – lepiej poczekać niż żałować. Trudno, będą następne okazje do spotkań, jak dobrze pójdzie, nawet bez maseczki.

Dziadek kupił w tym roku piękną choinkę w dużej donicy – każdego roku po świętach drzewko lądowało w ogrodzie, gdzie zapewniało schronienie ptakom i rodzinie wiewiórek. Dziadkowie zabrali się do ubierania choinki. Ostatni raz robili to wspólnie jeszcze zanim urodziła się Hania. Na początku byli oboje nieco skwaszeni, ale zapach piekącego się ciasta i mruczando kolęd w tle szybko ogrzały ich serca. Wymieniali się wspomnieniami, żartowali, nawet straszliwy wirus został solidnie obśmiany. Gwar salonu wywabił kota. Zwierzątko ostrożnie weszło do pomieszczenia i rozejrzało się dookoła: – Hmmm, nie ma małych ludzi, dlaczego Babunia i Dziadziuś śmieją się tak głośno? To pewnie na myśl o rybce. Hmmm – pomyślał kot i usiadł przy jednej z bombek.

Stół wyglądał wspaniale, wszystko pięknie pachniało. Dziadek miał na sobie koszulę i krawat, babcia odświętną sukienkę. Odczytali odpowiedni fragment z Pisma, podzielili się opłatkiem i zjedli barszcz. Życzyli sobie zdrowia i owocnego przyszłego roku, bez pandemii i strachu. Starali się, jak mogli, żeby się nie smucić, ale cieszyć swoją obecnością – o to przecież chodzi w Wigilię, o radość.

Nagle za oknem mignęły światła samochodów. – A co to? – pomyśleli staruszkowie, wstali od stołu i wyszli na schody. Było chłodno, sypał lekki śnieg, świeciły lampki i niebo iskrzyło się od gwiazd. Na podjeździe stały dwa auta, z których wyszło kilka postaci. Hania z mężem i dzieci, Darek z rodziną. Wszyscy mimo wszystko jednak spotkali się pod jasną gwiazdą!

O mój Boże! – wykrzyknęła Babcia. – A co wy tu wszyscy robicie?

Musieliśmy was przecież zobaczyć, mamo! Skoro nie możemy zjeść razem wigilii, to pomyśleliśmy, że chociaż na dworze wam pomachamy i złożymy życzenia! – zawołała Hanka, przytulając Kazia.

Żeby jus nie było baktejji! – zawołał Kazio z uśmiechem.

Tak, kochany mój, żeby już sobie poszły i żebyśmy mogli was znowu przytulić! Wesołych świąt wam wszystkim! – zawołał Dziadek.

Wesołych świąt, kochani! – zakrzyknęli wszyscy razem.

 

Anna Albingier

 

Gazetka 197 – grudzień 2020