Kiedy słyszymy „Hiszpania”, najczęściej myślimy: „morze, plaże, upały, paella, Gaudi, Dali…”. A czasami też „fiesta”. Tymczasem jest ich aż ponad 250! Wiele zależy od poszczególnych regionów. Niektóre fiesty mogą zaskakiwać, a nawet szokować. Może nie tyle treścią czy przekazem, co formą. Czasami mamy do czynienia z trumnami, innym razem z bitwą na pomidory, na mąkę czy… wino. Oryginalność niektórych z nich wprawia w osłupienie.

SALTO EL COLACHO – SKOK DIABŁA

Może nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, ot, niech sobie diabeł skacze, gdyby nie to, że ów diabeł skacze przez… dzieci poniżej pierwszego roku życia, kładzione na przygotowanych wcześniej na ulicy materacach. W sumie maluchów może być nawet około setki. Symboliczny diabeł, czyli aktor ubrany w czerwone i żółte szaty, przeskakuje nad nimi, aby, zgodnie z dawnym wierzeniem, uwolnić je od zła i wpływów szatana. Później każdy bobas otrzymuje błogosławieństwo od arcybiskupa Burgos. Papież Benedykt XVI próbował namówić diecezję Burgos do zaniechania praktyk kościelnych, uzasadniając to tym, że w obecnej formie nie mają one nic wspólnego z tradycyjnym chrztem. Zwyczaj okazał się jednak silniejszy. Festiwal odbywa się co roku w niedzielę zaraz po Bożym Ciele w miejscowości Castrillo de Murcia, a organizowany jest od 1620 r. Rzecz jasna, XVII-wieczne rytuały nie mają już wiele wspólnego ze współczesnością. Fiesta organizowana jest wyłącznie dla czystej zabawy i zachowania wielowiekowej tradycji.

LOS HOMBRES DE MUSGO – MĘŻCZYŹNI MCHU

To też tradycyjna hiszpańska fiesta związana z Bożym Ciałem, która odbywa się w Bejar w prowincji Salamanca i jednoczy mieszkańców regionów Castilla i Leon. Jej korzenie sięgają XIV w. W 1998 r. Regionalna Izba Turystyczna uznała ją za oficjalny festiwal, a 12 lat później ogłoszono ją świętem narodowym. Skąd się wzięli Mężczyźni Mchu? Większość hiszpańskich fiest związanych z chrześcijaństwem ma ścisły związek z historią i odbijaniem państwa z rąk Maurów. Jak głosi tradycja, król Kastylii i Toledo, Alfons VIII (od 1158 do 1214 r.), ukrył się razem z wojskiem w okolicy góry El Castañar. Ze względu na wilgotny klimat pasma górskiego Sierra de Bejar najlepszym kamuflażem było użycie mchu. Dzięki temu armia królewska niepostrzeżenie dotarła pod bramy miasta Bejar i po zaciętej i krwawej walce odbiła je z rąk Arabów. Dziś Mężczyźni Mchu niezawodnie towarzyszą tradycyjnej procesji Bożego Ciała. Dodatkowo w poniedziałek, osiem dni po obchodach Bożego Ciała, do Bejar ściągają pielgrzymi, aby odwiedzić zaniedbane dziś miejsce kultu poświęcone Santa Marina. Powstało ono dla uczczenia zwycięstwa armii króla Alfonsa.

WOJNA NA WINO

Każdego roku 25 lipca w miejscowości San Asensio odbywa się jedna z „najszczęśliwszych” fiest w Hiszpanii. Do północnego regionu La Rioja ściągają tysiące ludzi, aby wziąć udział w wojnie na wino. Na ten wyjątkowy festiwal przeznacza się około 40 tys. litrów wina Clarete. Podczas fiesty dosłownie wszystko tonie w tym trunku – ulice, budynki i oczywiście uczestnicy zabawy. A do walki używa się wszystkiego, co wpadnie w ręce: balonów, wiader, pistoletów na wodę. Sama fiesta w porównaniu z poprzednimi nie jest wiekowa, bo ma zaledwie 30-letnią tradycję. Początkowo był to żart, zwykły głupi wybryk członków stowarzyszenia Peña Clarete, którzy podczas wspólnej kolacji zaczęli oblewać się winem. W 2012 r. Regionalna Izba Turystyczna ogłosiła to wydarzenie oficjalnym festynem w regionie. Impreza zaczyna się od ostatecznych przygotowań na Plaza Nueva o godzinie 11.00. Wszyscy uczestnicy gromadzą się wokół cysterny z winem, którą dostarczają lokalne władze. Po dotarciu na miejskie wzgórze, w samo południe, rozpoczyna się 3-godzinna impreza, w której bierze udział około 5000 osób. Ci, którzy chcą bitwę jedynie obserwować, mogą później uczestniczyć w zbiorowej degustacji wina Clarete.

WOJNA NA MĄKĘ

Zostańmy jeszcze przy fiestach związanych z tematyką spożywczą. Tym razem chodzi o mąkę i festiwal Els Enfarinats, który odbywa się zawsze 28 grudnia w mieście Ibi w prowincji Alicante. W przeciwieństwie do innych niecodziennych hiszpańskich fiest ta zaczyna się o 8.00 rano i trwa cały dzień. Co prawda sama impreza nie jest jeszcze aż tak popularna jak La Tomatina w niedalekim Buñol czy wyścig z bykami, ale sama jej forma już cieszy się niezwykłym zainteresowaniem przede wszystkim wśród turystów. Uważa się, że korzenie Els Enfarinats sięgają dwustu lat wstecz i nawiązują do biblijnej przypowieści o królu Herodzie i rzezi niewiniątek. Jaki związek ma mąka ze znaną większości przypowieścią? Żaden. Fiesta luźno do niej nawiązuje i dla wielu ma raczej charakter primaaprilisowego żartu – tyle że grudniowego… Uczestnicy wydarzenia używają mąki i jajek. Do wojny przystępują dwie grupy: jedna zwana els elfarinats – obsypani mąką, a druga to la oposicio – opozycja. Ci pierwsi chcą zawładnąć miastem, a ci drudzy za wszelką cenę próbują bronić obowiązujących swobód i prawa. „Obsypani mąką” przejmują kontrolę nad miastem rano i zaczynają wlepiać najróżniejsze mandaty gapiom i turystom. Za cokolwiek; nie ma to żadnego znaczenia. Ale koło południa opozycja przemaszerowuje ulicami miasta do Placu Kościelnego i rozpoczyna się walka o jego odzyskanie. Broń: mąka i jajka. Zgodnie z zasadami fiesty, musi się ona zakończyć punktualnie o godzinie 17.00 tradycyjnym tańcem i przekazaniem pieniędzy z „mandatów” organizacjom charytatywnym.

PROCESJA Z TRUMNAMI

Każdego roku 29 lipca w parafii San José de Ribarteme w południowogalicyjskim miasteczku As Neves, około 60 km od miasta Pontevedra, organizowana jest fiesta na cześć św. Marty. Kiedy wybrzmią ostatnie dźwięki lokalnych dzwonów, rozpoczyna się procesja, która u wielu może wywołać wyjątkowo mieszane uczucia. Ulicami parafii, w stronę lokalnego cmentarza i z powrotem do kościoła, rusza niecodzienna procesja z trumnami. Znajdują się w nich ci, którzy otarli się o śmierć. Wchodzą oni do trumien, które niesione są przez As Neves jako forma podziękowania św. Marcie za czuwanie nad nimi i uratowanie ich życia. W przypadku dzieci małe trumny niesione przez uczestników procesji pozostają puste, choć zdarzało się w przeszłości, że dzieci niosły na ramionach trumny swoich koleżanek czy kolegów. Dziś zaniechano tej tradycji. Nic dziwnego, że niektórzy nie chcą kusić losu i nie decydują się na wejście do trumny. Mają do tego pełne prawo. Ale wtedy pokrywają swoje ubrania gazą i powoli maszerują za trumnami, niosąc w rękach zapalone świeczki. Powszechnie wierzy się, że św. Marta pozwoli tym, którzy uniknęli śmierci, żyć spokojnie i bezpiecznie. Fiesta zaczyna się wcześnie rano.

CASTELL – ŻYWA WIEŻA W TARRAGONIE

Castell – żywa wieża to fiesta i tradycja, którą pielęgnuje się w hiszpańskiej Katalonii, na Balearach i w regionie Walencji. Najpopularniejsza jest jednak tradycja castell w Valls niedaleko Tarragony, po raz pierwszy odnotowana w roku 1712. W ostatnich dziesięcioleciach fiesta rozprzestrzeniła się na różne regiony Hiszpanii, ale właśnie ta w Katalonii stała się najpopularniejsza. W języku katalońskim słowo „castell” oznacza zamek. Zadaniem uczestników festiwalu jest stworzenie żywej wieży, czyli jak najwyższej konstrukcji z udziałem ludzi, którzy stają piętrowo na swoich ramionach. Im wyższa konstrukcja, tym lepiej. Najpierw powstaje silna podstawa wieży, aby utrzymać ostateczny ciężar. Później stopniowo dołączają do niej kolejni uczestnicy fiesty. Baza pełni też funkcję dość rozległej siatki bezpieczeństwa na wypadek, gdyby któremuś z zawodników (dosłownie) powinęła się noga, jako że żaden z nich nie korzysta ze wsparcia choćby lin. Średnia wysokość „żywych wież” to 12 metrów. Wypadki podczas fiesty zdarzają się rzadko, niemniej odnotowano kilka znaczących. 23 lipca 2006 r. młody mężczyzna odpadł od „konstrukcji” i zmarł w wyniku odniesionych obrażeń. W sumie od początku istnienia tradycji odnotowano cztery wypadki śmiertelne.

Jakikolwiek festiwal z domieszką tradycji religijnej jest dziś wydarzeniem na pokaz, mającym na celu przyciągnięcie turystów i kultywowanie lokalnych czy regionalnych zwyczajów. Możemy dyskutować o ich formie, zgadzać się z nią lub nie, wytykać ich staroświeckość i nieprzydatność w XXI w. Ale przecież właśnie na tym polega tradycja. A co dany naród z nią robi, jak ją interpretuje i jak ją prezentuje, to wyłącznie jego sprawa. Skoro przyciąga ciekawskich, to najwyraźniej działa.

 

Filip Cuprych

 

 

 

Gazetka 203 – lipiec/sierpień 2021