Jestem świeżo po lekturze kilku fascynujących książek o mitologii słowiańskiej i ze zdziwieniem i smutkiem odkryłam, jak bardzo mało wiedziałam na temat religii i tradycji naszych przodków. Pewnie nie jestem jedyna. W szkole musimy znać na pamięć panteon bogów greckich i rzymskich, tymczasem rodzimą mitologię, wierzenia i legendy bardzo często się ignoruje albo uczy się o nich z przestarzałych, nie do końca kompetentnych leksykonów, zapominając, że dawne tradycje i przekonania nadal żywo objawiają się w naszej codzienności. Sami często zupełnie nieświadomie inicjujemy i praktykujemy starodawne, pogańskie z natury obrzędy, traktując je jako część tego, co lubimy nazywać „naszą tradycją”.

Coraz wyraźniej również widać chęć odnalezienia w religiach rodzimych tego, czego brakuje nam w chrześcijaństwie, judaizmie czy islamie. Wiele zgromadzeń boryka się obecnie z kryzysem wiary – kolejne wychodzące na jaw przestępstwa seksualne w Kościele katolickim, nawoływanie do przemocy przez islamskich przewodników duchowych oraz zaangażowanie niektórych rabinów w propagandę skierowaną przeciwko Palestyńczykom nie pomaga wielkim religiom w utrzymaniu i zdobywaniu wiernych.

Niektórzy występujący ze wspólnot postanawiają zerwać z tym, co znane, i starają się znaleźć swoje duchowe miejsce wśród neopogaństwa i wiary rodzimej. Wśród współczesnych pogan wielu jest także tych, którzy zdecydowali się na pogłębienie swojej wiedzy o zielarstwie, medycynie tradycyjnej oraz szeroko pojętej magii.

„WIARY PRZODKÓW NIC NIE ZNISZCZY”

To słowa tak zwanej „Pieśni bogów”, którą bardzo chętnie wykorzystują neopoganie podczas swoich zgromadzeń i rytuałów. W zacytowanym wyżej wersie kryje się moim zdaniem bardzo ważna prawda. Mimo przyjęcia chrześcijaństwa, walki księży z wyznawcami starych bogów i upływu wieków polskie (czy raczej słowiańskie) rodzimowierstwo przetrwało i w niektórych rejonach naszego kraju i kontynentu ma się całkiem dobrze. Rodzimowiercy byli i są często traktowani z przymrużeniem oka – większości kojarzą się z nieszkodliwymi miłośnikami lnianych koszul, wianków i spacerów po lesie. Ich pacyfizm oraz umiłowanie tradycji i przyrody sprawiają, że bardzo łatwo dają się lubić.

Zepchnięci w cień poganie nie zniknęli właściwie nigdy – działali w ukryciu, przemycając obyczaje i tradycje przodków do codziennego życia bez świętych gajów. Nie można też zapominać, że wczesne chrześcijaństwo, także to na ziemiach polskich, pełnymi garściami korzystało z tradycji i dawnych religii nawróconych narodów. Z jednej strony czyniło tak, by sukcesywnie zastąpić „obce” „swoim”, a z drugiej po to, by przekonać do siebie wiernych. Często zdarzało się, że tradycyjne miejsca kultu „chrzczono” i w świętych gajach stawiano kościoły, na rozstajach zamiast świętych kamieni – kapliczki, a dawnych bogów i magiczne istoty nazywano imionami świętych.

Księża walczyli z tym, co zwykli nazywać zabobonami i „diabelskimi sztukami”, ale nigdy nie udało im się ich do końca w narodzie wykorzenić. W wielu regionach kraju ludzie nadal po radę i uzdrowienie, kiedy tradycyjna medycyna zawodzi, udają się do baby albo szeptuchy. Wiele matek nadal wiąże na dziecięcych kołyskach i wózkach czerwone wstążki, nadal malujemy na święta jajka, nadal tańczymy w noc Kupały, nadal topimy Marzannę, plujemy przez ramię, szanujemy jaskółki i bociany.

Imiona bogów i duszków może i uciekły nam z pamięci, ale nigdy tak naprawdę nie wyrzekliśmy się rodzimej wiary w siłę natury, przeznaczenie, w „złe”, co to nie śpi, i w ochronną moc naszych przodków. Wiele z tego, co dziś nazywamy zabobonami albo tradycją ludową, to właściwie ostańce wiary naszych dziadów, którą neopoganie słowiańscy chcą przywrócić na stałe do swojego życia i nowoczesnej codzienności.

NIE TYLKO WIANKI I KRAJKI

Współcześni poganie nazywają siebie bardzo modnym ostatnio określeniem wiccanie, które wywodzi się z języka angielskiego i znaczy ni mniej, ni więcej właśnie „neopoganizm”. Wicca opiera się na przekonaniu o dwubiegunowości świata duchowego i rzeczywistego, którymi wspólnie władają Potrójna Bogini i Rogaty Bóg. Polscy neopoganie początkowo przejęli niemal cały panteon zagranicznych bogów oraz zaczęli organizować swój rok wokół świąt anglosaskich, obecnie jednak zaczynają sięgać głębiej do rodzimej religii. Chwalą zatem Mokosz – matkę bogów i opiekunkę ludzi oraz Peruna – stworzyciela i ojca. Nie zapominają też o Welesie, panu magii mieszkającym w korzeniach Wielkiego Dębu, ani o duszkach, boginkach i skrzatach zamieszkujących nasze łąki, pola i obejścia. Skandynawskie, germańskie i anglosaskie nici pogańskie przeplatają się z pięknymi i bogatymi tradycjami słowiańskimi, tworząc bardzo atrakcyjną dla wielu osób mieszankę spokoju, duchowości i poszanowania otaczającej nas natury.

Neopoganie sławią starych bogów i obchodzą święta ku ich czci, ale nie można na nich patrzeć jak na zakurzonych miłośników łapci z kory, którzy modlą się do kamieni i uważają, „że kiedyś to było lepiej, a teraz to nie jest”. Jednym z najsłynniejszych polskich rodzimowierców jest raper Donatan, o którym można powiedzieć dużo, ale z pewnością nie to, że jest zacofany. Rodzimowiercy badają historię regionów naszego kraju, a przy tym organizują pikniki i jarmarki połączone z konferencjami naukowymi, na których dyskutują o historii, archeologii tradycji i kulturze.

Wielu działa na rzecz ochrony przyrody i dziedzictwa regionalnego. Wszystko to ze względu na fakt, że wiara przodków nierozerwalnie łączy się z dbałością o otaczającą nas przyrodę oraz tradycję dziadów. Bez mądrości przodków, bez ich pomocy i wstawiennictwa żywi nie są w stanie wieść spokojnego życia, a bez przyrody, tej silnej i zdrowej, nie można sobie wyobrazić kwitnącej społeczności. Neopoganie wiele ze swoich obrzędów i świąt celebrują w lasach, na łąkach i w okolicy rzek – to właśnie te miejsca były naszym słowiańskim przodkom bliskie, to z nich czerpali siłę, tam najbardziej odczuwali obecność bogów.

Nie wszyscy neopoganie mieszkają na wsi i odziewają się w len; wielu jest wśród nich pracowników korporacji, którzy niekoniecznie obnoszą się ze swoimi przekonaniami, ponieważ często (to zasługa Kościoła) poganizm kojarzy się negatywnie – z barbarzyństwem, rozwiązłością, głupotą i zacofaniem, co absolutnie nie jest prawdą. To nie św. Wojciech przyniósł do Polski kulturę – ona miała się na naszych ziemiach całkiem nieźle na długo przed przybyciem mnichów i kapłanów krzyża. Wraz z przybyciem na nasze ziemie chrześcijaństwa pod lupę wzięto rzecz jasna również uzdrowicieli, kobiety „wiedzące” (wiedźmy) oraz kapłanów starej religii. Polskę nazywano w literaturze „krajem bez stosów”, ale nie oznacza to wcale, że posądzeni o czary mieli w naszym kraju lekko. Owszem, prześladowań było mniej, ale i tak zielarstwo, wróżenie i szeroko pojęta magia musiały zejść do podziemi, a czasem też sięgnąć po chrześcijańskie pomoce, by móc bezpiecznie trwać.

CZARY-MARY!

Uprzedzając wasze pytania: tak! Wiedźmy nadal istnieją i wydaje się, że w ostatnim czasie mają się coraz lepiej i zdobywają coraz więcej nowicjuszy i nowicjuszek! Dobromiła Agiles w swojej książce „Słowiańska wiedźma” pisze: „(…) bycie słowiańską wiedźmą to coś więcej niż odprawianie rytuałów i szeptanie zaklęć przekazanych nam przez pradziadów i prababki. To oddanie czci swoim przodkom, pamięć o ich wierze, zwyczajach, obrzędach. Uhonorowanie ziemi, na której się urodziliśmy, obdarzenie jej szacunkiem i roztoczenie opieki nad nią”.

Osoby współcześnie parające się magią bardzo często korzystają z nauk mądrych starców, zielarzy i szeptunek, którzy przekazują im wiedzę o białej i czarnej magii. Wspomniana przed chwilą autorka wielokrotnie pisze w swojej książce, jak bardzo ważna jest dla wiccan tradycyjna medycyna ludowa, która u swoich podstaw z magią ma raczej niewiele wspólnego. To właśnie strach, również strach księży, zrobił z kobiet znających się na roślinach leczniczych wiedźmy i kochanice szatana. W rzeczywistości ich wiedza pochodziła z poszukiwań, studiów oraz licznych prób i błędów.

Inne kojarzone z wiedźmami i magami sfery działania – rzucanie uroków, warzenie eliksirów i układanie zaklęć – nie pozostają jednak na uboczu zainteresowań dzisiejszych neopogan. Współczesne wiedźmy, które często związane są z ruchem rodzimowierców, nie tylko leczą ziołami, ale – podobnie jak ich słowiańskie poprzedniczki – przewodniczą niektórym obrzędom, oczyszczają aurę, przygotowują amulety i rzucają zaklęcia. Wiedza kiedyś bardzo tajemna i przeznaczona jedynie dla bardzo wąskiej grupy jest teraz nieco bardziej dostępna. Oczywiście nie można wszystkiego nauczyć się z jednej książki i kilku filmów w internecie. Osoby, które chcą zostać czarownicami i czarownikami, muszą stać się członkami specjalnych konwentów i przejść przez trudny okres pełny nauki i przygotowań.

Z informacji, jakie udało mi się zebrać o współczesnych „wiedzących”, wynika, że nadal do swoich rytuałów używają ziół, mioteł, kamieni oraz znalezionych w lesie piórek i kości zwierząt. Napary przygotowują w kociołkach i sami robią sobie ołtarze, starając się zanurzyć w moc, którą obdarza niektórych Weles. Osoby parające się czarami wciąż poszukują miejsc mocy, w dalszym ciągu odwiedzają Ślężę, kamienne kręgi i miejsca, w których kiedyś rosły święte gaje. Wielu jest takich (choć niechętnie by się do tego przyznali), którzy należą do Kościoła katolickiego, a mimo to szukają pomocy u wiedźm – rodzice przynoszą do nich przestraszone dzieci, które nie mogą nocami spać, starsi przychodzą z prośbą o zdjęcie klątwy. Pogranicze z Białorusią i Ukrainą pełne jest wiosek, w których wciąż jeszcze mieszkają szanowane przez wszystkich szeptuchy i baby, dlaczego zatem nasze miasta nie mogą mieć swoich „wiedzących”, które tradycje przodków chcą przechowywać i ożywiać?

Na neopoganizm, czarownictwo i wicca można rzecz jasna patrzeć z przymrużeniem oka, ale nie można ignorować faktu, że są one coraz bardziej w naszym społeczeństwie żywe i może się wkrótce okazać, że zagnieździły się w nim na tyle głęboko, że trzeba je zacząć traktować poważnie. Czy to dobrze, że słowiańska mitologia i tradycja przodków zyskują w naszej świadomości należne im miejsce? Oczywiście, że tak! Nie można przecież polskości i słowiańskości ograniczać jedynie do tego, co wniosło chrześcijaństwo, ponieważ nasza historia sięga znacznie poza datę chrztu Mieszka.

 

Anna Albingier

 

Gazetka 203 – lipiec/sierpień 2021