Płacze pani Słowikowa w gniazdku na akacji,
Bo pan Słowik przed dziewiątą miał być na kolacji,
Tak się godzin wyznaczonych pilnie zawsze trzyma,
A już jest po jedenastej – i Słowika nie ma!

 

SPÓŹNIONY SŁOWIK

O Julianie Tuwimie, autorze „Lokomotywy” i ekstatycznych liryków, mówi się, że jest geniuszem polszczyzny. Jego teksty nadal śmigają w kulturze masowej. Kiedy po wakacjach nastawiam budzik na szóstą rano z opcją trzech drzemek w odstępach pięciominutowych, przypominam sobie biedną panią Słowikową, która odchodziła od zmysłów, gdy jej mąż nie zjawiał się o czasie. Może mu się coś zdarzyło? Może go napadli? Szare piórka oskubali, a srebrny głosik skradli? I choć na mnie rano nikt nie czeka z zupką z muszek na wieczornej rosie, komarami nadziewanymi w konwaliowym sosie czy z motylem z rożna, przyprawionym gęstym cieniem z lasku, to jednak sen mam niespokojny.

Spóźnialscy są nadmiernie optymistyczni, zwłaszcza w kwestii zarządzania swoim czasem. Mają niczym nieuzasadnione przekonanie, że odległość między domem a miejscem pracy (szkoły, spotkania…) jest na tyle niewielka, że zdążą dotrzeć tam w kilka minut. I choć niejednokrotnie przekonali się, że talentu matematycznego im brak, nie uczą się na błędach i raz po razie powtarzają schemat spóźnienia. Optymiści czasowi, święcie przekonani, że zawsze zdążą na czas.

GAMBIT

Trudna dola, kiedy w sierpniu budzi nas pianie koguta, a we wrześniu mamy na gwizdek wskoczyć w codzienny młyn obowiązków. Mówią, że organizmu nie oszukasz. Fakt, ale istnieją fortele, by go subtelnie okantować. W dobrej intencji, rzecz jasna.

Teorii na temat przyczyn spóźniania się jest wiele. Zapewne tyle, ilu samych spóźnialskich. Eksperci przekonują jednak, że istnieją uwarunkowania psychologiczne, które mogą być u niektórych powodem częstego spóźniania się. Jedna z teorii – według mnie najbardziej racjonalna – tłumaczy spóźnianie jako formę podświadomego oporu. Spóźniamy się tam, gdzie nie mamy ochoty zdążyć. Mało rozwojowa lub szargająca nerwy praca. Rozmowa z kimś, kto wyzwala w nas niewyczerpane pokłady agresji. Nieuniknione spotkanie z windykatorem niestrudzenie nagabującym i straszącym monitami o ciążących zobowiązaniach. Lekcja chemii z nauczycielem, który w podopiecznych wywołuje lęk związany z nadmierną surowością. Klasa szkolna wypełniona po brzegi agresorami z upodobaniem zaczepiającymi i obmawiającymi tych, którzy odstają od grupy. Randka z facetem o sylwetce pływaka, mięśniami jak stal i twarzą hollywoodzkiej gwiazdy, ale będącym na bakier z podstawami higieny osobistej.

Zdarza się często, że osoba, która ewidentnie ma sprawę do załatwienia lub zgłasza gotowość do pracy i chęć zmian, nie stawia się na czas. Dzieje się tak dlatego, że na co dzień korzystamy ze swojej podświadomości. Umysł podświadomy zajmuje aż 95 proc. To w nim gromadzimy emocje, nawyki, przekonania, prawdy o życiu.

Podświadomość jest jak lew. Przed lwem powinniśmy czuć respekt, bo to niekwestionowany król zwierząt i jeden z największych dzikich kotów. Majestatyczny, obdarzony przez naturę bujną grzywą. Siła lwa jest taka, że zwierzę to uderzeniem łapy złamie grzbiet koniowi, a zamachem ogona wywróci człowieka. Porywa jałowicę jak kot myszkę. Samiec gra rolę obrońcy stada. Pilnuje swych samic i młodych lwiątek przed intruzami. Młodym zagrażają drapieżniki – sępy, hieny i lamparty. Gniew lwa pobudza. Najeża wówczas grzywę, uderza łapą w ziemię, bije sam siebie długim ogonem i gotów rzucić się na wszystko. Jego ryk słychać z odległości ośmiu kilometrów. Pomimo tej srogości ma w sobie duże pokłady dobroci i wdzięczności.

Podświadomość podpowiada nam rozwiązania w oparciu o to, co ma w swoich zasobach. Nie jest zbyt kreatywna. To, co ma zapisane na dysku twardym, to według niej dla nas najlepsze i najbezpieczniejsze rozwiązanie. Dobre, bo znajome. Dlatego tworzy opór. Nie przeciwko nam, ale paradoksalnie w trosce o nas. Jak ten lew chroni nas przed zmianą, przed nowym. Przed tym, co potencjalnie groźne, niepewne, niepokojące, ryzykowne, szkodliwe. Opór to wyraz wewnętrznej siły. Podświadomie uciekamy od doznawania bólu zarówno fizycznego, jak i emocjonalnego. Jednak opór, choć z pozoru natarczywy i nadopiekuńczy, może okazać się nie tyle kulą u nogi, co sprzymierzeńcem. Na podstawie analizy własnych wymówek warto wydedukować, skąd nasza niechęć do punktualności. Może należałoby rozejrzeć się za przyjaznym miejscem pracy, do którego galopuje się w podskokach? I gdyby tak ostudzić relację z kimś, kto okazał się padalcem niegodnym cienia uwagi? I może lepiej postawić na negocjacje z windykatorem, będące szansą na ugodowe zakończenie sprawy? Wielu bolączek nie da się z miejsca wyleczyć, ale sama świadomość ich istnienia jest krokiem milowym w lepszym, punktualnym funkcjonowaniu.

KIJ I MARCHEWKA

Joanna Chmielewska, autorka genialnych kryminałów podszytych ironią, również nie omieszkała wspomnieć w swej twórczości o spieszących się powoli. Bohaterem jednej z jej powieści jest Lesio Kubajek – roztargniony architekt o romantycznej duszy, pracujący w warszawskim biurze projektów i wiecznie spóźniający się do pracy. Jest pełen najlepszych chęci, jednak często jego lekkomyślność przyczynia się do wielu tragikomicznych pomyłek, a beztroskie podejście do życia przysparza mu nie lada problemów. Obok Lesia główną rolę w powieści odgrywa Księga Spóźnień. Notorycznie roztargniony bohater przeżywa koszmary i załamania, gdyż nie zdarzył się jeszcze taki dzień, aby nie spóźnił się do pracy. Z tego powodu w jego głowie rodzi się plan, aby pozbawić życia kobietę, która owej knigi strzeże jak trzygłowy Cerber bramy Hadesu. Za każdym razem, gdy wracam pamięcią do prozy Chmielewskiej, nie mogę wyjść z podziwu, że bohater (i co z tego, że literacki?) szuka tak niekonwencjonalnych metod na zatuszowanie swoich złych manier, wplątując się bądź co bądź w międzynarodowe intrygi kryminalne. Czy aby warto?

Niepunktualne stawianie się w miejscu pracy może mieć przykre konsekwencje dla pracownika. Kodeks pracy daje pracodawcy możliwość wymierzania kar porządkowych, poczynając od upomnienia, przez naganę, aż po karę pieniężną. Szef ma także prawo do zwolnienia pracownika w sytuacji powtarzających się spóźnień. Spóźnienie jest usprawiedliwione wtedy, gdy okoliczności w sposób obiektywny uniemożliwiają pracownikowi przybycie do pracy punktualnie. Obiektywizm ten polega na tym, że w konkretnej sytuacji spóźniłby się każdy pracownik, a nie tylko ten, który nie stawił się o czasie. Pracownik rozpoczyna pracę o określonej godzinie, zgodnie z obowiązującym go grafikiem. Otrzymuje wynagrodzenie za czas przepracowany. Natomiast nie nabywa prawa do wynagrodzenia w przypadku nieusprawiedliwionej nieobecności, w tym spóźnienia (chyba że zdoła je odpracować).

Zanim srogi szef przytnie ci pobory, sam załóż sobie kaganiec na złe nawyki. W widocznym miejscu, najlepiej na stoliku nocnym przy łóżku, postaw duży słój z naklejką „Mandaty za spóźnienia”. Za każdym razem, kiedy nie uda ci się przybyć w wyznaczone miejsce o czasie, wrzucaj do słoika pieniądze. Tylko banknoty! Bilony to za słaba grzywna. Po miesiącu depozyt ze słoika oddajesz żonie, dzieciom, koledze, mamie lub sąsiadowi. Bez wnikania, na co przeznaczą forsę. Za pierwszym razem pewnie uśmiejesz się po pachy, ale za kolejnym strata już zaboli. Jeśli twoje spóźnienia są utrapieniem dla zespołu współpracowników, podobną skarbonkę zainstaluj na swoim biurku lub w sekretariacie firmy. Tyle że po miesiącu słoik opróżnią twoi koledzy, a jego zawartość przeznaczą na imprezę firmową. Ty nie będziesz zaproszony. Jeśli jednak przez cały miesiąc słój pozostanie pusty, masz prawo do spełnienia swojej choćby ekstrawaganckiej zachcianki. Oszałamiający zegarek, torba od projektanta, wypasiona karta graficzna. Z rozmachem świętuj sukces!

Ze skutecznością metody zwanej „kij i marchewka” nie każdy psycholog się zgodzi, ale jedno jest pewne – proste kary i nagrody działają od razu i przynoszą łatwe, natychmiastowe efekty.

SUMA UCZYNKÓW

Ewa Mleko jest z wykształcenia ekonomistką, z zamiłowania pisarką, a z powołania mamą. Jej wiersze to rymowane historyjki, które z humorem opisują ludzkie przywary oraz przekazują uniwersalne wartości. Do głębi poruszył mnie stworzony przez nią portret Stasia Spóźnialskiego, który wiecznie przychodził za późno. Do szkoły, na przystanek, do kina, na mecz, do teatru, na podwieczorek. Grał na nosie wskazówkom zegara. W swoje urodziny postanowił wyprawić przyjęcie dla przyjaciół. Upiekł tort, wyciągnął świeczki, włożył garnitur. Cały dzień na próżno czekał na gości. W odruchu rozpaczy miał zamiar wezwać policję, bo to przecież niebywała historia, by cała wataha pomyliła drogę. Dopiero późnym wieczorem usłyszał pukanie do drzwi. Goście spóźnili się na wzór jubilata. Taka spotkała Stasia zapłata.

Na jedno spóźnienie można spuścić zasłonę milczenia. Gorzej, jeśli niepunktualność wchodzi nam w krew i brak usprawiedliwień, by udobruchać poszkodowane osoby, których ten nasz nonszalancki styl życia dotyka do żywego. Warto wówczas wcielić się w rolę wspomnianego Lesia z kryminałku Chmielewskiej i (na własne życzenie) metodycznie spisywać okoliczności spóźnień. Może okazać się, że rano to nie budzik spłatał figla, ale dodatkowy kwadrans straciliśmy na dobór i odprasowanie odpowiedniej garderoby. Albo skomponowanie zbilansowanego drugiego śniadania do pracy. Albo szukanie kluczyków do samochodu, które wciąż zmieniają lokalizację. Na podstawie listy łatwiej dostrzec powtarzający się nawyk (lub jego brak). By zwalczyć wroga, trzeba go najpierw poznać.

Wrzesień to idealny czas na rachunek sumienia. Wracamy do obowiązków szkolnych i zawodowych, ale po wakacjach jesteśmy bardziej skłonni do zmian. Niech niedola Lesia i Stasia będzie dla nas przestrogą. Bo według mnie pan Słowik miał kapitalną wymówkę.

EPILOG

Nagle zjawia się pan Słowik, poświstuje, skacze...
Gdzieś ty latał? Gdzieś ty fruwał? Przecież ja tu płaczę!
A pan Słowik słodko ćwierka: „Wybacz, moje złoto,
Ale wieczór taki piękny, że szedłem piechotą!” 

 

Sylwia Znyk

 

 

 

Gazetka 204 – wrzesień 2021