W lipcu doszło w Europie do wielu powodzi, które zaniepokoiły cały świat zatrważającym tempem oraz katastrofalnymi skutkami. Jednocześnie w różnych zakątkach globu odnotowywano inne ekstremalne zjawiska pogodowe, które – nawet jeśli wcześniej się zdarzały – to nigdy z taką częstotliwością i siłą. Bez wątpienia ta kumulacja katastrof naturalnych nie jest przypadkowa – stanowi efekt zmian klimatu, które zachodzą na całej planecie w dużej mierze wskutek działań człowieka. Niestety dramatyczne sceny podobne do tych z lipcowych powodzi mogą towarzyszyć ludzkości w nadchodzących dekadach wyjątkowo często.

WODA JAK BŁYSKAWICA

Rzeki z impetem wdzierające się w centra miast, płynące ulicami, woda dostająca się do budynków mieszkalnych. Płynące z nurtem auta, dryfujące sprzęty, uwięzieni ludzie wyglądający z wyższych pięter domów. Pojazdy lokalnej pomocy brodzące w wodzie, ratownicy i strażacy ściągający na drabinach przez okna i z dachów uwięzionych w mieszkaniach ludzi. Krzyki pełne strachu, trwogi, niedowierzania. Setki ofiar i zaginionych, tysiące zniszczonych domów, uszkodzone mosty, całkowicie zniszczone drogi i tory kolejowe.

W to, jak wyglądała powódź, która dotknęła Europę Zachodnią, trudno uwierzyć. Wskutek gwałtownych nawałnic i ekstremalnie wysokich opadów deszczu (nawet do 200 l/m2 w ciągu kilku godzin) woda nie zdążyła wsiąknąć w ziemię ani spłynąć, więc zalewała wszystko, co znalazło się na jej drodze. W tak zawrotnym tempie, że ludzie nie zdążyli się ewakuować, często nie słyszeli nawet ostrzegających syren. Setki z nich ta nagła fala zastała w ruchu, co dla wielu oznaczało wyrok śmierci. Pod koniec lipca było ponad dwieście ofiar śmiertelnych. Kilkaset osób nadal uważanych jest za zaginione.

POZA PROGNOZĄ

Najmocniej żywioł uderzył w Niemcy, Belgię i Holandię. Tam ludzie mieszkający na terenach zalewowych często nie mieli żadnych szans. Stracili zdrowie, mienie i grunt pod nogami, którego nie przywrócą lata odbudowy. Z powodziami walczyły też Austria i Szwajcaria; w Polsce doszło do lokalnych incydentalnych podtopień.

Najwięcej ofiar, a także najwięcej szkód materialnych odnotowano w Niemczech – w Nadrenii Północnej-Westfalii i Nadrenii-Palatynacie. Te regiony dodatkowo borykać się mogą także przez długi czas z dostępem do wody pitnej. W wielu miejscowościach zaobserwowano jej znaczne zanieczyszczenie przez ropę naftową czy olej napędowy, dlatego tysiące mieszkańców mogą być pozbawieni wody. Paradoks tej powodzi objawia się również w tym zestawieniu – ogromne ilości wody sprowokowały deficyt wody. To niestety czarna ekologiczna wróżba dla całego świata na nadchodzące dekady.

Katastrofy, która przydarzyła się w Niemczech, Belgii i Holandii, nie dało się przewidzieć. Powodzie błyskawiczne odznaczają się nieprzewidywalnością, a ich skutki – jak podczas lipcowego dramatu – są trudne do wyobrażenia. Podobne zjawiska zdarzały się w przeszłości, ale nigdy w takiej skali i z takim impetem. W Niemczech pierwsza powódź stulecia była w 1993 r., druga w 1995 r., trzecia w 2021 r. W najbliższych latach należy się spodziewać raczej intensyfikacji takich zjawisk (w tym towarzyszących im okresów susz), bo odpowiedzialność za zaistniałą sytuację leży niestety po stronie nieodwracalnych zmian klimatu. Oczywiście zagospodarowanie przestrzenne terenu, likwidacja lokalnych ekosystemów, karczowanie przestrzeni zielonych oraz wszechobecny beton nie będą sprzyjać poprawie sytuacji. Nieumiejętne korzystanie z zasobów wodnych, w tym pozbycie się w krajobrazie terenów zielonych, zalesionych, pól, łąk, terenów zalewowych, a nawet bagien i torfowisk jest jedną z bezpośrednich przyczyn katastrof w stylu powodzi błyskawicznych. Dawniej ludzie mieli świadomość, że na terenach zalewowych nie można budować, że chronią one poprzedzające je miasta i wioski, że są niezbędne, by zapewnić podstawowe bezpieczeństwo.

ZEMSTA PLANETY

Patrząc na liczne katastrofy naturalne z ostatnich miesięcy, nie można oprzeć się wrażeniu, że świat nie tylko się zmienia, ale uderza z całą siłą w człowieka i jego moc sprawczą do zmian. Pożary, które trawiły Syberię czy Amerykę, temperatury dochodzące do 50 st. Celsjusza w Kanadzie, powodzie o niespotykanej skali w Europie, coraz liczniejsze lokalne trąby powietrzne oraz gwałtowne nawałnice i burze to tylko niektóre wydarzenia, które były pośrednim lub bezpośrednim skutkiem działalności człowieka.

Emitujemy nadal zbyt dużo CO2 do atmosfery. Podgrzewamy atmosferę, lodowce topnieją, podnosi się poziom wody w oceanach, zmieniają się prądy morskie, zmieniają się stałe zjawiska pogodowe, w końcu – cały klimat. Od intensywności zmian zależy tak wiele, że strach na głos wypowiadać potencjalne zagrożenia: zanikanie gatunków, które jest raczej nieuchronne i obejmie zapewne 99 proc. wszystkich żywych organizmów, ilość terenów na Ziemi, które faktycznie zostaną zalane, pogarszająca się jakość powietrza, utrudniony dostęp do wody pitnej lub jej całkowity brak…

Czarnowidzący naukowcy często alarmują, że już jest za późno i nie ma drogi odwrotu od katastrofy klimatycznej, od kolejnego – prawdopodobnie największego w historii planety – wymierania gatunków. Planeta mści się za nasze żądze, nasz popyt na więcej bez względu na koszty. Czy można ją jeszcze przebłagać?

ASCEZA I PREWENCJA

Większość badaczy klimatu daje jeszcze na szczęście szansę Ziemi i wzywa do jak najszybszego porzucenia emisyjnej ścieżki rozwoju na rzecz energii odnawialnej. Zalecany byłby powrót do wręcz ascetycznych wzorców życia, w których konsumpcja i emisyjność ograniczone są do minimum. Ten model oczywiście w świecie XXI w. się nie spełni, ale wiele krajów prędzej czy później obierze kilka dróg dążących do niego.

Niezależnie jednak od wybranych ścieżek ekologicznych większość państw świata musi zacząć prognozować nieprzewidziane zjawiska i tworzyć struktury odpowiednio na nie reagujące. To nie tylko strażacy i ratownicy, to nie tylko sprzęt, ale i inwestycje w infrastrukturę, w edukację ludności, tworzenie funduszy zapomogowych i odpowiednio wyszkolonych specjalistów, którzy będą umieli zarządzać kryzysem i poszukiwać z niego ucieczki. Prócz ogromnej pracy na rzecz ekologii, którą powinien odrobić cały świat bez wyjątków w prawie każdej dziedzinie życia gospodarczo-społecznego, takie filary pomocy w walce z żywiołami muszą powoli zacząć prężnie funkcjonować, by uprzedzać katastrofy. By dało się w trakcie inicjacji zjawiska klimatycznego minimalizować straty finansowe oraz ograniczać liczbę ofiar.

Ci, którzy twierdzą, że zmian klimatu nie ma, powinni się przyjrzeć światu z trochę szerszego obiektywu. Żywioły nie są wyjątkowym incydentem gdzieś na końcu świata, ale częścią codzienności większości społeczeństw. I to niestety także tutaj – jeśli jeszcze nie teraz, to już bardzo niedługo. Lipcowe powodzie pokazały, że człowiek niewiele znaczy wobec kaprysów natury i nawet w najbardziej zaawansowanych gospodarczo krajach mogą one zdruzgotać stabilny przecież system w zaledwie chwilę.

 

Ewelina Wolna-Olczak

 

 

 

 

 

Gazetka 204 – wrzesień 2021