Bartosz, piętnastoletni syn mojej znajomej Krysi, oświadczył mi bezceremonialnie, że w jego szkole obowiązują mundurki. W postaci butów marki X oraz bluzy z firmy Y. Zanim zajarzyłam, co autor miał na myśli, młody dał dyla w telefon i gadka ucięła się w pół zdania. A ja dalej rozkminiam.

STYLON I NYLON

Chodziłam do szkoły w latach osiemdziesiątych. Wygląd odzieży szkolnej regulowany był przez odgórne przepisy. Fartuszki przewidziane były zarówno dla chłopców, jak i dla dziewcząt. Różniły się jedynie krojem. Uczennice wkładały dłuższe, a uczniowie krótkie, sięgające do pasa. Mundurki miały zgaszone kolory, podobnie jak czasy, w których przyszło nam żyć. Czarne lub granatowe, rzadziej bordowe. Do fartuszka przypinałam guziczkami biały kołnierzyk, a mundurek ozdabiałam tarczą z numerem szkoły. Musiała być obowiązkowo przyszyta! Za przypiętą agrafką obrywało się u woźnej. Jakość materiału, z którego fartuchy były wykonane, pozostawiała wiele do życzenia. Tkaniny syntetyczne, stylon lub nylon, były łatwe w utrzymaniu i nie gniotły się, ale nie przepuszczały powietrza i uwydatniały kompleksy okresu dojrzewania, kiedy ze względu na zmiany zachodzące w gospodarce hormonalnej pot miewa nieprzyjemną woń. Ujednolicenie strojów znacząco likwidowało podziały majątkowe. Pojęcia nie miałam, ile rodzice Michała przywieźli z saksów i czy Magda nosi pocerowane pończochy po starszych siostrach.

Dziś mundurki są domeną szkół społecznych, niepublicznych oraz placówek uznawanych za elitarne. Nie mają jednak nic wspólnego z plastikowymi, bezkształtnymi chałatami. Dzisiejsza odzież szkolna wykonana jest z wysokiej jakości tkanin, choć trzeba za nią uiścić równie wysoką opłatę. Każdy dyrektor szkoły na wniosek własny, rady szkoły, rady rodziców, rady pedagogicznej lub samorządu uczniowskiego może ustanowić indywidualny „dress code” w postaci zbioru norm dotyczących ubioru uczniów. Bo nie ma nic złego w wyrażaniu indywidualności i w kreatywności, ale do instytucji szkolnej należy podchodzić z należnym jej szacunkiem.

ADAPTACJA

Bartosz w podstawówce nosił mundurek – granatową bluzę z logotypem szkoły oraz szare spodnie. Buty nie miały znaczenia, byleby nie były białe i sportowe. Czy tęskno mu za oficjalnym uniformem? „Umiarkowanie” – rzuca pod nosem, zbywając moją dociekliwość.

Obok wsparcia ze strony rodziców w okresie adolescencji nadrzędne stają się wspierające relacje z rówieśnikami. To zdanie kumpli jest punktem odniesienia. Wykluwający się dorośli  szukają swojego miejsca w grupie i dążą do zagarnięcia w niej korzystnej pozycji. Zdobycie akceptacji kolegów staje się dla młodych świętym obowiązkiem. Ubiór stanowi narzędzie do ekspresji i wyrażenia siebie, dlatego nosząc ubrania pochodzące od znanych projektantów lub marek, ukazują swój status społeczny. Moda służy do identyfikacji z rówieśnikami. Nastolatek poprzez wygląd zewnętrzny buduje swoją tożsamość i ujawnia nowo rozwijające się wyobrażenia o sobie. Marka jest pewną wizerunkową metką statusu. Ma to niebywałe znaczenie szczególnie w szkolnym półświatku, gdzie odpowiednia prezencja jest bardzo ważna, a pierwsze wrażenie ma wpływ na zawieranie znajomości. Wygląd może zapewnić powodzenie wśród dziewczyn, a przede wszystkim szacunek i uznanie wśród rówieśników. To ostatnie jest na wagę złota. Drobiazgowo przemyślana stylówka pomaga nastolatkowi pokazać, że jest na topie. A przy okazji szpanuje, że ma forsy jak lodu i stać go. Na nową bluzę, sneakersy, joggery i bejsbolówkę.

Młodzież identyfikuje się z grupą nie tylko ideowo, poprzez tożsamą postawę wobec rodziców, szkoły czy społeczeństwa, ale także zewnętrznie, przyjmując niekonwencjonalny styl bycia. Moda grupy odzwierciedla jej sytuację, poglądy i charakter. Jest ona zjawiskiem estetycznym, socjologicznym, a nawet politycznym. Z pozoru cudaczne i niezrozumiałe zachowania służą rozładowaniu agresji i frustracji, które przybierają na sile, kiedy w nastolatku następuje przemiana z dziecka w młodego dorosłego. Kiedy jedni wykorzystują modę, aby pokazać, że znają się na trendach, inni poprzez ekscentryczne outfity manifestują przynależność do subkultur młodzieżowych. Emo, gotyk, grunge, hip-hop, punk, metal… Upraszczając, ich oryginalność wynika z niezadowolenia z ogólnie przyjętych standardów. Nieformalne stowarzyszenia czy – jak to zgrabnie ujął francuski socjolog Michel Maffesoli, badający więzi społeczne we wspólnotach – „nowoplemiona” lub „miejskie plemiona”. Przedstawiciele takich ruchów różnią się znacząco od ogólnej masy.

POŻYWKA

Nienachalnie zerkam przez ramię Bartosza, kiedy zblazowany przeczesuje strony internetowe w swoim telefonie. Młodzież inspirują rówieśnicy. Instagram, TikTok, YouTube, amerykańskie seriale, influencerzy.

Tyle że produkty sygnowane znanymi nazwiskami, a szczególnie markowe ubrania, często mają zaporowe ceny. A najczęściej za zakupy płacą rodzice, a nie dzieci. Kiedy podpytuję Krysię, czy wydaje dużo na ciuchy syna, znajoma bez ogródek popularyzuje rady, które zasłyszała od rodziców nastolatków. Na kupno nowych ubrań warto wprowadzić limity. Dobrą praktyką jest także ugoda, że rodzice kupują jedynie rzeczy pierwszej potrzeby (kurtka, buty, bielizna), natomiast resztę przyjemności pociecha musi pokryć z własnego kieszonkowego. Krysia zachęca Bartosza, by sam zarabiał na swoje wymarzone szmatki, pomagając sąsiadowi przy pracach w ogrodzie lub udzielając korepetycji dzieciom przyjaciół. Zaznacza przy tym, że nie wszystko złoto, co się świeci. Markowe ubrania wcale nie muszą być drogie. Wiele sklepów (zwłaszcza internetowych) organizuje sezonowe wyprzedaże lub kilkudniowe promocje specjalne. Markowe ubrania można dorwać za grosze w outletach oraz komisach, a nawet – jeśli ma się wprawne oko i trochę szczęścia – w second handach. Zakup wysoko notowanej odzieży może być inwestycją ze zwrotem. Jeśli koszulka lub bluza z kapturem znudzą się młodemu po kilku miesiącach lub z nich wyrośnie, a nie będą miały żadnych widocznych uszkodzeń, to można je z powodzeniem odsprzedać za całkiem rozsądną cenę. W przypadku taniej konfekcji z bazarku nie ma najmniejszych szans na odzyskanie nawet niewielkiej części wydanych pieniędzy. Zarobek ze sprzedaży można przeznaczyć na następne modowe pokusy. Tym sposobem uczy się nastolatka, w jaki sposób optymalizować decyzje zakupowe.

Czy Krysia stawiała opór? Przyznaje, że gdy pierwszy raz zerknęła na metkę wybranego przez syna wdzianka, od razu poleciała wyświechtanym frazesem „Za moich czasów…” i stanowczo odmówiła wysupłania ze skarpety ostatnich oszczędności. Dopiero po kilku tygodniach naszła ją refleksja, że kiedy sama dorastała, w okresie ostatniej dekady przed przekształceniami ustrojowymi, także panował w Polsce pośród młodzieży „terror ciucha”. Pogoń za tym, co modne, zachodnie. Ubrania jej pokolenia wyrażały całą gamę pragnień, opinii i postaw wobec rzeczywistości. Jeansy, swetry, flanele były symbolem wolności, buntu, aspiracji. Sęk w tym, że modne było to, czego nie było. Każdy wypatrywał paczek od krewnych z USA. Krysia oddałaby całą skarbonkę, żeby ktoś przesłał jej tzw. marmurki, czyli spodnie dekatyzowane. Bo rodzice w nosie mieli jej stylowe fanaberie. A Krysi nie chodziło wcale o epatowanie logo. Żaden lans na metki. Nie chciała jedynie odstawać od reszty. Teraz lepiej rozumie potrzeby Bartosza.

SYNERGIA

Bacznie przyglądam się Bartoszowi. Niegłupi chłopak. Kulturalny, uważny, ambitny. Chce zostać programistą. Grunt, żeby nastolatek zrozumiał, że najbardziej indywidualizuje go to, jakim jest człowiekiem i jakie uznaje wartości. Wartość ubrania nie świadczy o wartości człowieka. Posiadanie też nie. Wygląd zewnętrzny to tylko jedna ze składowych wizerunku.

Rozmowa z nastolatkiem jest jak pole minowe. I choć nie wiesz, gdzie czai się wróg (podpowiem: wszędzie!), to warto iść na tę misję i starać się budować pozytywne relacje. Potrzeby i uczucia dziecka trzeba traktować z należytym szacunkiem. Zachęcając młodego do poszukiwania rozwiązań i wspierając, odkrywamy w nim poczucie sprawstwa, wpływu i odpowiedzialności. Dobrze jest wczuć się w problem dziecka, nie pomniejszając go, nie bagatelizując i nie wyśmiewając. Słuchać bez osądzania i bez krytyki. Bez kazań. Bez instrukcji. Nie ma co przesadnie ingerować w garderobę nastolatka, o ile są to ciuchy schludne i adekwatne do okoliczności. Lekcja to nie pokaz mody, a szkolny korytarz to nie wybieg. Więcej swobody dziecku należy się przy okazji spotkań z przyjaciółmi, podczas koncertów czy festiwali. I w tym przypadku należałoby jednak zachować czujność – przykrótkie spódniczki, duże dekolty, prowokacyjne lub dwuznaczne napisy na koszulkach mogą siać niepokój, zgorszenie i prowokować do zaczepek.

Krystyna nie może zawieźć Bartka na trening. Awaria akumulatora. W zastępstwie stawiam się pod szkołą tuż po dzwonku. Bluza marki X, buty marki Y. Widzę Bartka! Jednego, drugiego, piętnastego, trzydziestego. Do diaska! Czyżby miał rację z tymi mundurkami?

 

Sylwia Znyk

 

 

Gazetka 204 – wrzesień 2021