W lipcu tego roku mijają dokładnie dwa lata od mojej wyprawy na Arktykę. Choć samo słowo „wyprawa” brzmi poważnie, to na Arktykę dziś dostać się jest łatwiej niż kiedykolwiek, szczególnie latem.

Nie pamiętam dokładnie pierwszej fascynacji tym niezwykłym miejscem. Może wszystko zaczęło się od niedzielnych filmów przyrodniczych, gdzie głos Krystyny Czubówny zabierał mnie ze sobą w przeróżne ciekawe miejsca. A może to, że zimno znoszę o wiele lepiej niż upał, ukierunkowało wybór moich destynacji wakacyjnych... Zawsze ciągnęło mnie na północ.

Najpierw była Norwegia. Cztery lata temu pojechałam na pierwszy trekking, 300 km za koło podbiegunowe, na cudowny archipelag norweskich wysp Lofotów. To tam pokonałam swoje ograniczenia i zmierzyłam się ze sobą, ze swoim strachem i ze zmęczeniem, ale za to w iście rajskich warunkach. To tam doświadczyłam pierwszy raz dnia polarnego, a gdy po dwóch tygodniach, wracając do domu samolotem, zobaczyłam noc, ogarnęło mnie poczucie przygnębienia. Wiedziałam, że wrócę jeszcze na północ – dzień polarny uzależnia.

Dwa lata później, po wcześniejszym przeczytaniu książki znakomitej pisarki Iwony Wiśniewskiej „Białe”, siedziałam z koleżanką w samolocie na Arktykę.

Gdy samolot wylądował o 2.00 w nocy na południowym krańcu wyspy Spitsbergen, położonej w archipelagu Svalbard, w arktycznej stolicy Longyearbyen panował dzień polarny, który trwa w tym północnym zakątku świata od 19 kwietnia do 23 sierpnia. Słońce wtedy nie chowa się za horyzont. Natomiast od 26 października do 16 lutego na archipelagu Svalbard panuje wieczna noc. Zachodnia i północna część archipelagu ogrzana dzięki ciepłemu prądowi Golfstrom doświadcza lata, podczas kiedy na zachodnim brzegu zima nie ustępuje nigdy. Latem śnieg topnieje, tundra zakwita, a lisy polarne zmieniają kolor sierści na brązowy – wtedy nie widać ich na tle monochromatycznego krajobrazu. Temperatury szybują w górę – latem średnio jest tu 4°C. A z powodu tego, że nie zapada noc, nie występują wahania dobowe i temperatury są dodatnie. Przez ostatnie dekady średnia temperatura wzrosła tu o 4 stopnie Celsjusza. To jest właśnie miejsce na kuli ziemskiej, które ociepla się najszybciej. Witajcie w Arktyce!

Na kempingu, tuż poniżej lotniska czekał na nas, wraz z materacami i śpiworem, wynajęty namiot – pomarańczowe tipi z wyprawy na Antarktydę z 1987/88 r. Do namiotu wchodziło się przez długi tunel z materiału, który później trzeba było wciągnąć do środka i zawiązać, aby zamknąć się w namiocie. Podłoga nie była połączona ze ścianami; wystarczyło podnieść delikatnie ścianę namiotu, by ukazała się wieczna zmarzlina i mikroskopijne rośliny arktycznej tundry. Namiot obłożony był dookoła ciężkimi kamieniami – poza wartownikiem na wieży lotniska i psem na kempingu to było nasze jedyne zabezpieczenie przed niedźwiedziami polarnymi, których jest tu więcej niż ludzi. Kemping uchodził za miejsce bezpieczne – normalnie niedźwiedzie nie zbliżają się tak blisko do osad ludzkich, chyba że są głodne. Rok po naszym pobycie być może właśnie wygłodniały niedźwiedź odwiedził kemping i pozbawił życia arktycznego turystę.

Niedźwiedź polarny ciągle jest jeszcze królem Arktyki. Znajduje się pod ścisłą ochroną, ale mimo to za każdym razem, opuszczając miasteczko, trzeba być uzbrojonym – uprzednio należy postarać się o pozwolenie na broń i wynająć ją w jednym ze sklepów. Broń jest tak naprawdę tylko straszakiem, ponieważ za zabicie niedźwiedzia grożą horrendalne kary.

W 1920 r. podpisany został Traktat paryski, według którego cały archipelag Svalbard stanowi własność Królestwa Norwegii, ale państwa-sygnatariusze, których jest 42, w tym Polska, mają równe prawo do korzystania z zasobów naturalnych archipelagu i prowadzenia na jego terenie badań naukowych. Prawa przyznane zapisami traktatu wykorzystują jedynie Norwegia i Rosja, które mają na Svalbardzie kopalnie węgla kamiennego. Węgiel kamienny jest podstawą gospodarki miasteczka Longyearbyen, nie rosną tu żadne drzewa. Dzięki elektrowni węglowej ogrzewane i zasilane są w prąd wszystkie budynki. Na szczęście elektrownia ma ulec w najbliższej przyszłości ekologicznej transformacji. Poprawi to zapewne w miasteczku jakość powietrza, która pozostawia wiele do życzenia. Na jakość powietrza wpływa nie tylko elektrownia, ale również samochody, które nie spełniają norm emisyjnych, oraz ogromne promy – molochy wpływające do małego portu, przewożące po kilka tysięcy turystów z całego świata.

Turyści wpadają tu na parę godzin zrobić zakupy w sklepach z pamiątkami i zjeść obiad w jednej z kilku restauracji, by następnie wrócić do portu z plastikowymi reklamówkami wypełnionymi pluszowymi niedźwiedziami i udać się w dalszy rejs po dzikiej Arktyce.

Turyści, którzy zostają na dłużej w Longyearbyen, mogą wybrać spośród bogatej oferty turystycznej szereg atrakcji w zależności od pory roku: kajaki, skutery, wyjście na lodowiec lub w góry w asyście uzbrojonego przewodnika. Można też popłynąć w całodzienny rejs do niedalekiego rosyjskiego miasteczka Barentsburg i poczuć się prawie jak w domu wśród komunistycznej architektury i głowy Lenina górującej nad miasteczkiem. Po drodze podpłynąć pod czoło roztapiającego się lodowca i usłyszeć jego śpiew, a wracając być eskortowanym przez setki bieług białych, delfinów i kilka waleni.

Na szczęście ta część Arktyki, mimo zwiększającej się liczby turystów, pozostaje jeszcze królestwem zwierząt. Trudno przejść spokojnie drogą i nie być zaatakowanym przez ptaki, które składają swoje jaja na ziemi. Jedyną ochroną przed nimi jest machanie rękami lub rękawiczką, by uchronić się przez wydziobaniem dziury w głowie. Ptaki są tu u siebie. U siebie są też morsy, które pojawiając się na plaży, zawsze wzbudzają sensację. Nietrudno zobaczyć tu renifery czy lisy polarne, natomiast trudno jest je sfotografować bez odpowiedniego sprzętu. Zwierzęta unikają towarzystwa ludzi. A kiedy na kempingu wszyscy śpią, a na dworze panuje wieczny dzień, renifery wypasają się w pobliżu namiotów. Można usłyszeć ich obecność. Ucho człowieka śpiącego na Arktyce jest jakby wrażliwsze na dźwięki.

Więcej historii o Arktyce będę mogła opowiedzieć Państwu osobiście podczas mojej wystawy zdjęć, którą będzie można obejrzeć od 16 sierpnia do 25 września w bibliotece gminnej miasteczka Gesves, Rue de la Pichelotte 9E, 5340 Gesves. Wystawa jest darmowa, a wszystkie zdjęcia z wystawy są na sprzedaż.

Ze względu na nieduże pomieszczenie galerii oraz ograniczenia sanitarne nie mam możliwości zorganizowania wernisażu, natomiast zapraszam serdecznie do umówienia się ze mną za pomocą elektronicznego kalendarza. Skanując ten kod QR, mogą Państwo przejść na stronę, gdzie można umówić się ze mną osobiście na darmowe zwiedzanie wystawy, wybierając dzień i godzinę.

 

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

www.monikakrasowskaphotography.com

 

 

Gazetka 204 – wrzesień 2021