KONKURS „BYĆ POLAKIEM” organizowany jest od 12 lat przez Stowarzyszenie „Wspólnota Polska” oraz Fundację „Świat na Tak”. Jest on skierowany do dzieci i młodzieży ze szkół polonijnych na całym świecie oraz ich nauczycieli.

Konkurs polega na samodzielnym przygotowaniu przez ucznia pracy w jednej z trzech form: plastycznej, pisemnej w języku polskim lub filmu (wideo) o konkretnej tematyce.

Celem konkursu jest uświadamianie i umacnianie tożsamości narodowej oraz kształtowanie postaw patriotycznych, które pozwolą na przygotowanie do pełnienia funkcji „ambasadora polskości” w kraju zamieszkania.

W tym roku na konkurs nadesłano ponad 900 prac. Jury wyłoniło 32 laureatów, wśród nich Gerarda Filę.

Szczegółowe informacje nt. konkursu znajdują się na stronie www.bycpolakiem.pl.

 

 

GERARD JAN FILA

Gerard ma 11 lat i od urodzenia mieszka w Brukseli z mamą, tatą i braćmi. We wrześniu rozpocznie naukę w pierwszej klasie szkoły średniej w Szkole Europejskiej. Uczęszcza też do Szkoły Polskiej im. Joachima Lelewela. Lubi czytać i grać w gry komputerowe. Pasjonuje go także sport – trenuje koszykówkę i karate. Do udziału w konkursie „Być Polakiem” zachęciła go mama oraz wujek Grzegorz, który pomógł w gromadzeniu materiałów źródłowych.  

Strych, piwnica, szafa – lamus czy kopalnia polskich wspomnień?

Boże Narodzenie spędziłem u moich dziadków w Kłodzku. Dziadkowie mają duży dom. Jeden pokój nazywany jest „biblioteką” i zastawiony książkami. Ponieważ pogoda była bardzo deszczowa, a ja strasznie się nudziłem, to postanowiłem poszukać w dziadkowej bibliotece jakiś komiksów albo przynajmniej ciekawych książek. Niestety nic takiego tam nie znalazłem, ale szperając natrafiłem na nieznany mi wcześniej, stary dokument. Był to pożółkły, otwierany dyplom z grubego papieru. Wewnątrz niego był napis: „Dyplom uznania za ofiarną pracę w zwalczaniu epidemii ospy na Dolnym Śląsku ob. Michał Fila. Prezydium W.R.N. Wrocław, październik 1963 r.

Bardzo mnie ten dokument zainteresował. Chciałem się dowiedzieć: Co to była za epidemia ospy? Kto to był Michał Fila (bo chyba nie mój tato, który też się tak nazywa, ale nie jest tak „stary”, jak ten dyplom)? Poszedłem więc zapytać dziadka Jurka i wujka Grześka o tę historię. Okazało się, że jest to dyplom mojego pradziadka.

Dziadek Jurek opowiedział mi, że pradziadek Michał urodził się w Wołczyńcu, nieopodal Stanisławowa, w grudniu 1917 r. Nic mi te nazwy nie mówiły i nie znałem wcześniej takich miast w Polsce. Dziadek Jurek wyjaśnił mi, że było kiedyś, na wschodzie dawnej Polski, takie miasto: Stanisławów. Obecnie znajduje się ono na terytorium Ukrainy i nazywa się Iwano-Frankowsk. Potem dziadek Jurek opowiedział mi, że pradziadek Michał dostał ten dyplom, gdyż w 1963 roku pomagał w zwalczaniu epidemii ospy prawdziwej. Dziadkowie wytłumaczyli mi, że był on wtedy sanitariuszem i kierowcą karetki. Nauczył się tych zawodów w wojsku, na wojnie. Gdy usłyszałem, że pradziadek był na wojnie, chciałem się więcej o tym dowiedzieć. Dziadek Jurek mocno się zamyślił, westchnął i powiedział tylko: „Oj, Gercysiu, ja nie wiem, czy ty to wszystko zrozumiesz… To nie takie proste. Może później Ci opowiem, jak będziesz większy”. Jednak, gdy już raz usłyszałem o tej wojnie i wojsku, to nie dałem dziadkowi spokoju. Wówczas dziadek uległ moim namowom i wytłumaczył mi, że pradziadek Michał służył w armii generała Andersa. Wojsko to było gromadą Polaków, którzy bardzo chcieli uciec z niewoli radzieckiej. Ucieszyłem się, bo ja przecież już o tym wojsku słyszałem. Razem z mamą czytaliśmy o przygodach niedźwiedzia Wojtka, który również służył w tej armii. Nie wiedziałem tylko, że w tej armii Andersa był też mój pradziadek Michał. Dopiero dziadek Jurek mi wytłumaczył, że pradziadek też wędrował z tą armią po pustyni i walczył z Niemcami we Włoszech, aż do zakończenia wojny.

Bardzo zainteresowała mnie ta historia, ale chciałem jeszcze się dowiedzieć, jak to się stało, że pradziadek Michał z wojska trafił do karetki oraz jaka była jego rola w zwalczeniu epidemii.

Dziadek Jurek wyjaśnił mi, że gdy zapanował pokój, to pradziadek wrócił do Polski, ale nie na Ukrainę. Powrót tam był zbyt niebezpieczny. Tak naprawdę to chciał wrócić do Wołczyńca, ale niestety na terytorium Związku Radzieckiego ludzi z armii Andersa aresztowano, więziono, zsyłano i dlatego tam nie wrócił. Bał się, że znów trafi do niewoli. Zatrzymał się za to w Kłodzku, czyli w dawnym niemieckim mieście Glatz, na Śląsku. W czasie, gdy dziadek osiedlił się w Kłodzku (lata 1947-48) w mieście brakowało rąk do pracy i chętnie przyjmowano nowych osiedleńców i za bardzo ich nie pytano skąd przychodzą. Dziadek szybko dostał pracę w pogotowiu, ponieważ był dobrym kierowcą i umiał udzielać pierwszej pomocy.

Pracował w karetce wiele lat, także w roku, z którego pochodzi ten dyplom (1963) – roku epidemii ospy prawdziwej. Na dziadka dyplomie napisano „za zasługi w zwalczaniu epidemii ospy” – ale wujek Grzegorz mi wyjaśnił, że to nie chodziło o ospę, na którą teraz chorują niektóre dzieci (ospa wietrzna). Była to ospa prawdziwa (variola vera) – groźna i śmiertelna choroba zakaźna. Wujek Grzegorz powiedział jeszcze, że przy tej ospie, to dzisiejszy COVID-19 wydaje się być niegroźną chorobą. Wyszukał w Internecie, że na ospę prawdziwą umierało ok. 30% zakażonych, czyli co trzecia osoba, a w przypadku COVID-19 umiera ok. 3% zakażonych. Te informacje wskazywały, że to naprawdę musiała być groźna epidemia.

Razem z wujkiem Grześkiem zaczęliśmy szukać różnych informacji i filmów w internecie, o samej chorobie i o epidemii. Okazało się, że epidemia ospy prawdziwej w 1963 r. zaczęła się we Wrocławiu od jednej osoby – pracownika Służby Bezpieczeństwa, czyli takiego policjanta (wujek powiedział, że wtedy się mówiło: „milicjant”), który wyruszył z tajną misją do Indii i stamtąd przywiózł chorobę do Polski. Z Wrocławia choroba rozprzestrzeniła się na dużą część Śląska. Bardzo szybko zarządzono powszechne szczepienia przeciwko ospie (na szczęście istniała już wtedy szczepionka przeciwko varioli verze). Zamknięto też całe miasto. Ustanowiono blokadę: przekraczać granicę miasta mogli tylko ludzie zaszczepieni przeciw ospie.

Przedstawiciele służby zdrowia mieli za zadanie odszukać tych, którzy mieli kontakt z chorymi (tzw. łańcuchy epidemiczne).

Mój pradziadek dostał dyplom, ponieważ wówczas ważne było, aby dobrze rozpoznać, kto jest chory na ospę. Chorego należało odizolować od społeczeństwa i leczyć. Także ludzie zdrowi, którzy mieli kontakt z zakażonym, musieli być izolowani. Izolowano ich w tak zwanych izolatoriach. Jeżeli u kogoś występowały objawy, natychmiast przenoszono taką osobę do szpitala zakaźnego i poddawano leczeniu.  Aby uodpornić ludność konieczne były szczepionki. Trzeba było je rozwieźć, by dotarły do jak największej liczby osób. Ta misja została powierzona sanitariuszom i kierowcom pogotowia, którzy jeździli na konsultacje, transportowali chorych i dowozili szczepionki oraz lekarzy. Pracy w czasie epidemii było bardzo dużo, więc wszyscy pracowali od świtu do zmierzchu. To właśnie wtedy mój pradziadek Michał zapracował na wspomniany dyplom.

Po wysłuchaniu tych historii zapytałem wujka Grzesia, czy mój pradziadek nie bał się tej ospy, skoro na co dzień stykał się z chorymi. Wujek Grześ powiedział, że tego nikt już nie wie, ale że jego zdaniem pradziadek pewnie się bał. Z tym, że wtedy – powiedział wujek - lata temu, ludzie byli bardziej oswojeni ze śmiercią. W tamtych czasach każda rodzina miała kogoś, kto zaginął lub zginął na wojnie. Ludzie częściej umierali też z powodu różnych, ciężkich chorób, których leczenia jeszcze nie znano. Umierali nie tylko ludzie starsi, ale też dzieci i młodzież, ponieważ medycyna nie była jeszcze tak rozwinięta. Mój pradziadek, urodzony jeszcze podczas I wojny światowej, przeżył II wojnę światową, walczył na wielu frontach. Mógł zginąć wiele razy. Dlatego na pewno bał się ospy, ale godził się na konsekwencje swojej pracy.

Jeszcze jedną sprawę musiałem wyjaśnić. Wystraszyła mnie ta ospa. Zapytałem więc wujka, czy ja też mogę na nią zachorować. Wujek na szczęście mnie uspokoił i wyjaśnił, że w latach siedemdziesiątych XX w. udało się opanować wirusa ospy ogromnym wysiłkiem służby zdrowia na całym świecie. Wirus ospy przetrwał tylko w zabezpieczonych laboratoriach w nielicznych krajach – m.in. w Rosji, Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Jest tam teraz zamknięty w próbówkach i zamrażarkach, a naukowcy dbają o to, by się stamtąd nie wydostał. Niektórzy ludzie chcieli całkowicie zniszczyć wirusa, aby już nikt nigdy się nim nie zaraził. Uspokoiłem się trochę, złożyłem dyplom pradziadka i odniosłem go na miejsce.

Bardzo mi się spodobała i historia pradziadka Michała, i opowieść o epidemii. Ciekawe rzeczy można odkryć w dziadka bibliotece. Będę częściej tam zaglądać. Dzięki znalezieniu dyplomu pradziadka Michała i rozmowie z dziadkiem oraz wujkiem powiększyła się moja wiedza nie tylko o mojej rodzinie, ale także o historii Polski i o tym, jak losy mojego pradziadka i Polski były ze sobą związane. Zrozumiałem też, że COVID-19 nie jest pierwszą i zapewne nie będzie ostatnią chorobą, z którą musi walczyć człowiek. Nie jest nawet aż taka przerażająca i szkodliwa, jak np. śmiertelna ospa prawdziwa. Choroby, bakterie i wirusy zawsze towarzyszyły ludziom i zapewne tak już pozostanie. Mam jednak nadzieję, że tak jak dotychczas, tak i w przyszłości ludzkość wygra walkę z chorobami i wirusami. Człowiek jest niezwykle silny i ma bardzo silną broń: naukę i naukowców, którym należy się wielki szacunek i uznanie.

Przy napisaniu pracy korzystałem z następujących źródeł:

Rozmowy z Dziadkiem Jurkiem (Jerzy Fila) i wujkiem Grzesiem (Grzegorz Fila)

Wikipedia

Film PKF 1963 – Epidemia ospy we Wrocławiu - YouTube

Film Variola Vera (czarna ospa we Wrocławiu) – YouTube

Film Zaraza – na podstawie prawdziwych wydarzeń z 1963 we Wrocławiu - YouTube

 

 

Gazetka 204 – wrzesień 2021