W przyszłym roku 95-letnia dziś Elżbieta II świętować będzie wyjątkowy, bo platynowy jubileusz, czyli 70 lat na brytyjskim tronie. Jedenaście lat temu monarchini „pokonała” swoją praprababcię, królową Wiktorię, i tym samym została najdłużej panującą koronowaną głową w historii Wielkiej Brytanii. Dzisiaj każdy kolejny rok życia Elżbiety II to kolejny kamień milowy w historii kraju i rodziny królewskiej.

NAJDŁUŻEJ PANUJĄCA BRYTYJSKA MONARCHINI

Elżbieta II jest też jedną z najdłużej panujących monarchiń na świecie. Przed nią plasują się tylko król Sobhuza II, władca Suazi, który panował przez 82 lata, następnie Ludwik XIV, który zasiadał na francuskim tronie przez 72 lata, oraz książę Lichtensteinu Johann II i król Tajlandii Bhumibol Adulyadej – obaj rządzili przez ponad 70 lat.

Elżbieta Aleksandra Maria urodziła się 21 kwietnia 1926 r. jako pierwsza córka księcia i księżnej Yorku. Choć jej ojciec nie był pierwszy w kolejce do tronu, życie potoczyło się nieco inaczej. Po śmierci Jerzego V na brytyjskim tronie zasiadł Edward Albert, który przybrał imię Edwarda VIII. Ale po jedenastu miesiącach król zrezygnował z tronu z powodu małżeństwa z amerykańską rozwódką Wallis Simpson. Zgodnie w ówczesnym prawem brytyjskim koronowana głowa miała tylko jedną możliwość – albo zrezygnować z romansu, albo oddać tron. Edward VIII wybrał drugą opcję. Tym samym ojciec Elżbiety zasiadł na brytyjskim tronie w roku 1937 jako Jerzy VI, a jego najstarsza córka, znana wtedy jako Lilibeth, oficjalnie została dziedziczką korony.

DYNASTIA ANGIELSKA CZY NIEMIECKA?

Król nie cieszył się zbyt dobrym zdrowiem. Z początkiem lat 50. ubiegłego wieku księżniczka Elżbieta zaczęła coraz częściej wyręczać schorowanego ojca w jego służbowych obowiązkach. Jednym z nich była podróż do Australii i Nowej Zelandii z postojem w Kenii. Właśnie tam 6 lutego 1952 r. dotarła do księżniczki wiadomość o śmierci króla. Tym samym natychmiast została ogłoszona królową Wielkiej Brytanii i wszystkich krajów Wspólnoty Narodów. Pojawił się wtedy jednak banalny problem. Mianowicie – nazwa rodowa nowej dynastii. Mąż Elżbiety II, książę Filip, był przekonany, że małżonka przyjmie jego rodowe nazwisko. Jego matka nazywała się Battenberg (zangielszczone: Mountbatten), a ojciec Schleswig-Holstein-Sonderburg-Glucksburg. Kiedy w roku 1947 Philip przyjął brytyjskie obywatelstwo, zachował nazwisko matki. Świeżo po wojnie nikt nie chciał nawet słuchać o jakichkolwiek konotacjach z Niemcami, więc ostatecznie książę zasugerował kompromis i zaproponował dynastię Edynburgów z racji przyznanego mu tytułu księcia Edynburga. Premier Churchill i babcia Elżbiety, królowa Maria, byli stanowczo przeciwni obu rozwiązaniom i nalegali, aby monarchini zachowała Windsor jako nazwę nowej dynastii.

Elżbieta II została królową 2 lutego 1952 roku, ale na oficjalną koronację musiała poczekać szesnaście miesięcy. Od czasu śmierci jej ojca musiał upłynąć stosowny czas żałoby, ale istotne były także względy organizacyjne, dlatego oficjalnie zasiadła na brytyjskim tronie 2 czerwca kolejnego roku. Koronacja odbyła się w londyńskim Westminster Abbey i było to pierwsze tego typu wydarzenie transmitowane przez telewizję. W tym samym roku królowa rozpoczęła wraz z mężem siedmiomiesięczną podróż dookoła świata, odwiedzając trzynaście krajów Wspólnoty Narodów. Była też pierwszą brytyjską monarchinią, która w trakcie swego panowania odwiedziła Australię i Nową Zelandię. W sumie odbyła setki zagranicznych podróży, w tym jedną, trzydniową, do Polski – 25 marca 1996 roku przyleciała do Warszawy. Była to jej jedyna wizyta nad Wisłą, bo zgodnie z brytyjskim protokołem dyplomatycznym królowa odwiedza państwa spoza Wspólnoty Narodów tylko raz.

GOD SAVE THE QUEEN

Te słowa brytyjskiego hymnu kilkakrotnie sprawdziły się w praktyce. Tekst niby przesycony banałami, a jednak proroczy.

29 kwietnia 1970 r. Elżbieta II jechała pociągiem przez Nową Południową Walię w Australii – z Sydney do Orange. W pobliżu miasta Lightow ktoś ułożył na torach belkę, która miała doprowadzić do wykolejenia pociągu. Niedoszły zamachowiec nie spodziewał się jednak, że pociąg z monarchinią i jej mężem będzie jechał na tyle wolno, że przeszkoda zostanie na czas zauważona.

Jedenaście lat później znów próbowano zagrozić życiu Jej Królewskiej Mości. Tym razem okoliczności były znacznie poważniejsze, choć ostatecznie niegroźne w skutkach. Choć Elżbieta II urodziła się w kwietniu, to w czerwcu w Londynie odbywa się jedna z najbardziej widowiskowych parad jej z udziałem – Trooping The Colour. Ma to oczywiście związek z pogodą i sezonem turystycznym, ale właśnie dlatego mówi się, że Elżbieta II obchodzi urodziny dwa razy w roku. 13 czerwca 1981 r. odbywała się właśnie jedna z takich parad – ostatnia, kiedy królowa jechała na koniu. Kiedy wraz z orszakiem zbliżała się do Placu Defilad na końcu alei The Mall, 17-letni Marcus Sarjeant oddał sześć strzałów w stronę królowej. Ostatecznie okazało się, że użył ślepych naboi. Został natychmiast aresztowany, a królowa zachowała zimną krew. 14 października 1981 r. inny 17-latek, Christopher John Lewis, strzelił w kierunku Elżbiety II, używając prawdziwego naboju. Było to podczas wizyty w Nowej Zelandii. Kula nie trafiła, Lewis został natychmiast aresztowany. Wtedy policja mówiła, że huk broni był odgłosem fajerwerków. Prawdę ujawniono oficjalnie dopiero w 2018 r.

Kolejnym głośnym przykładem nieskuteczności ochrony Elżbiety II był przypadek z 9 lipca 1982 r. 31-letni Michael Fagan przedostał się przez ogrodzenie Pałacu Buckingham, a potem wspiął po ścianie Pałacu i wszedł do sypialni królowej. Elżbieta II obudziła się i przez dziesięć minut z nim rozmawiała, znów zachowując zimną krew. Kiedy włamywacz spytał, czy Jej Wysokość ma zapalniczkę, bo chciałby zapalić, królowa ze spokojem odpowiedziała, że sama nie pali, ale poprosi lokaja, żeby jakąś przyniósł. Fagan chętnie przystał na tę propozycję, królowa wcisnęła odpowiedni przycisk przy łóżku i chwilę później mężczyzna został aresztowany.

NAJWAŻNIEJSZA JEST RODZINA...

…mimo niemal wiecznych z nią problemów, które przez dziesięciolecia trafiały na pierwsze strony tabloidów. Siostra królowej, księżniczka Małgorzata, która zmarła 9 lutego 2002 r., w wieku 71 lat, nigdy nie była zainteresowana oficjalnymi salonami – zawsze prowadziła swoje własne. W roku poprzedzającym koronację starszej siostry oznajmiła jej, że chce poślubić Petera Townsenda, rozwodnika, starszego o szesnaście lat. Królowa poprosiła siostrę, aby ta wstrzymała się z ostateczną decyzję do czasu koronacji. Z nadzieją, że romans się wypali. Głos zabrali też ówcześni politycy i przedstawiciele Kościoła anglikańskiego, sprzeciwiając się ewentualnemu małżeństwu. Ostatecznie Małgorzata zmieniła plany.

W rodzinie królewskiej niemal bez przerwy działo się coś niedobrego, co Jej Wysokość znosiła z pełną godnością. Do historii przeszedł już rok 1992, który sama Elżbieta II określiła mianem „Annus Horibilis”, czyli „potworny rok”. Najpierw książę Karol i księżna Diana ogłosili separację. Później ukazała się biografia Diany uderzająca w rodzinę królewską. Następnie rozwiodła się córka monarchini – księżna Anna. Potem tabloidy prześcigały się w publikowaniu półnagich zdjęć księżnej Sary, ówczesnej żony księcia Andrzeja, w objęciach pewnego „doradcy finansowego” i ich separacją. Aż w końcu częściowo spłonął dom rodzinny królowej, zamek Windsor. Z czasem przybywało problemów na niwie rodzinnej, z którymi monarchini musiała sobie radzić. Wywiad Diany dla BBC z 1995 r., który do dziś wzbudza kontrowersje, śmierć matki i śmierć Diany; zdjęcia wnuka, Harry’ego, w mundurze esesmana, ze swastyką na ramieniu; jego niedawny wywiad u Oprah Winfrey wraz z żoną Meghan Markle i, oczywiście, w ostatnim okresie śmierć męża, księcia Filipa, po 73 latach związku. Ostatnie wydarzenia i dramaty osobiste monarchini nie pozwalają jej zwolennikom zwalniać tempa. Robią oni wszystko, aby nie powtórzyła się historia królowej Wiktorii, która po śmierci Alberta zaszyła się na zamku Windsor.

SENS MONARCHII

W tym roku Elżbieta II skończyła 95 lat. Dzisiaj coraz rzadziej słyszy się pomruki brytyjskich republikanów, którzy co jakiś czas domagali się likwidacji korony. Owszem, monarchia w Wielkiej Brytanii jest już wyłącznie kwiatkiem przy kożuchu, ale nie zmienia to faktu, że przeciętnego podatnika nie kosztuje prawie nic, a generuje przeogromne pieniądze do państwowej kasy.

Utrzymanie rodziny panującej kosztuje podatnika niecałego funta rocznie. Tyle, co burger. Zwolennicy monarchii mówią wprost – nie zjesz jednego burgera w roku, będziesz zdrowszy. I właściwie nie ma co z tym dyskutować. Sama królowa jest patronką ponad 600 organizacji charytatywnych. Szacuje się, że dzięki temu udało im się zebrać ponad 1,5 mld funtów na działalność statutową i pomoc.

Tylko z końcem roku podatkowego 2020 wszystkie królewskie posiadłości razem wzięte osiągnęły profit rzędu 475 mln funtów. Oznacza to, że wszystkie posiadłości i wszystko związane z koroną zostało opodatkowane w wysokości 75 procent i trafiło do skarbu państwa. Dodatkowo, prywatne zarobki i wydatki królowej, zagwarantowane przez tak zwaną Privy Purse, dały rodzinie królewskiej 30 mln funtów, i to już po odprowadzeniu wszystkich należnych podatków.

Nikt o zdrowych zmysłach nie odważy się dzisiaj namawiać społeczeństwa do obalenia monarchii, wiedząc, ile pieniędzy przynosi państwu. Pojawiają się komentarze w stylu: „A co te nieroby robią?”, „A komu to potrzebne?”, „Po co komu monarchia?”. No właśnie, po co? Choćby po to, żeby budżet państwa cieszył się ogromnym przychodem rok po roku. I żeby każdy mógł w pełni korzystać choćby z dobrodziejstw brytyjskiego systemu pomocy społecznej i służby zdrowia, która finansowana jest także z pieniędzy generowanych przez rodzinę królewską.

 

Filip Cuprych

 

Gazetka 205 – październik 2021