Po okresie wielkiego zachwytu strzelistymi budowlami sięgającymi niemalże chmur nadszedł czas na zastanowienie się nad tym, jaki wpływ na środowisko wywierają. Mieszkańcy miast nie są już tak przychylni powstawaniu niebotycznych budynków.

Podczas gdy w Warszawie z zapałem budują najwyższy (nie tylko w Polsce, ale w całej Unii) wieżowiec – Varso Tower, który docelowo ma mieć 310 m, inne kraje są takim budowlom nieprzychylne. W Nowym Jorku stawianie wieżowców jest coraz częściej zakazywane, londyńczycy także już takich budowli nie chcą, paryżanie wręcz protestują przed stawianiem kolejnych. Drapacze chmur są po prostu nieekologiczne – zyżywają ogromne ilości energii, a przy tym w samych tylko Stanach Zjednoczonych co roku przyczyniają się do śmierci nawet miliarda ptaków wędrownych.

ZA I PRZECIW

Trudne jest wydanie obiektywnej oceny użyteczności i szkodliwości drapaczy chmur. Oprócz przeciwników jest także wielu zwolenników teorii, że wieżowce są przyjazne środowisku, a tym bardziej te smukłe i wysokie, gdyż zajmują mało miejsca, co liczy się zwłaszcza teraz, gdy ziemia pod zabudowę jest na wagę złota.

Świat pędzi ku górze. Obecnie na świecie istnieje ponad 130 budynków o wysokości powyżej 300 m, a w ciągu najbliższych pięciu lat inwestorzy mają w planach postawienie kolejnych stu takich budowli. Najwyższy na świecie jest obecnie Burdż Chalifa w Dubaju mierzący 828 m – gwoli ścisłości trzeba dodać, że wysokość do dachu wynosi 621,3 m, a reszta to iglica. Podobnie sprawa wygląda, jeśli chodzi o nasz Varso Tower, choć ma być znacznie mniej imponujących rozmiarów – sam budynek będzie miał „zaledwie” 230 m, a wysokości dopełni iglica o długości 80 m.

Faktem jest, że wielkie budowle ze szkła i stali zużywają gigantyczne ilości energii. To one odpowiadają za największą emisję gazów cieplarnianych w mieście, a nie jak powszechnie się powtarza – samochody. Nowe przepisy dotyczące ochrony środowiska nakładają na drapacze chmur kolejne obostrzenia w ograniczaniu zużycia energii o 30 proc. do 2030 r., w przeciwnym wypadku nakładane będą olbrzymie kary finansowe.

Budowanie kolejnych wieżowców w czasie ocieplania się klimatu także jest absurdem. Badania naukowców podają, że 40 proc. emisji dwutlenku węgla na świecie pochodzi z budowy, a następnie eksploatacji takich budynków. Energia zużywana jest na obsługę wind, ale także na ogrzewanie i chłodzenie pomieszczeń. Burdż Chalifa np. to budynek całkowicie przeszklony, w którym ze względu na duże temperatury na zewnątrz na samą klimatyzację zużywa się 70 proc. całkowitej energii budynku. Dodajmy, że osoby pracujące w wieżowcach doświadczają przez cały dzień bardzo niekorzystnej ekspozycji na sztuczne oświetlenie, co połączone jest z nieustannym działaniem klimatyzacji, gdyż w takich budynkach okien nie można otworzyć.

WIZJA A RZECZYWISTOŚĆ

Umieszczenie biura w najwyższym budynku w mieście od zawsze było odbierane jako prestiż. Jednak obecnie wielkie firmy wolą swoich pracowników lokować w kampusach rozsianych pośród drzew niż centrach miast. Przykładem są firmy Ford i Chrysler, które przeniosły biura na przedmieścia, lub General Motors – biura mieszczą się nad brzegiem jeziora. Nie tylko poprawia to samopoczucie pracowników, ale też ma pozytywny oddźwięk w społeczeństwie.

Gdyby nie ograniczenia grawitacyjne i wysokościowe, wizjonerzy stawialiby budowle sięgające nawet kilku kilometrów. Jednak wraz ze wzrostem wysokości dochodzą ograniczenia przede wszystkim kosztów budowy i pracy wind na tak dużych odcinkach. Do tej pory maksymalna wysokość, na jaką są w stanie wjechać windy, to 500 m, jednak najczęściej ten odcinek jest dzielony na kilka mniejszych – tak że wjazd z dołu na sam szczyt wydłuża się ze względu na zmiany wind na odpowiednich poziomach. Najsłynniejszy drapacz chmur, Burdż Chalifa, ma aż 58 szybów z windami i żadna nie dojeżdża bezpośrednio do góry.

Ogromny wyścig w budowaniu trwa cały czas w Dubaju, jednak wśród przodowników stawiania niebotycznych budowli królują obecnie Chiny. W tym kraju w ciągu ostatnich trzech lat zużyto na ten cel tyle betonu, ile w Stanach Zjednoczonych w całym XX w.! To wprost niewyobrażalne, dlatego beton jest tam tak pożądanym surowcem.

Jednak wśród tych zapędów budowlanych istnieje światełko w tunelu. Architekci coraz częściej stawiają na ekologię i tworzenie budynków zielonych, ozdobionych ogrodami. Te ostatnie nie tylko spełniają funkcje dekoracyjne, ale chronią przed nagrzaniem, zwiększają wilgotność i obniżają potrzebę używania klimatyzacji.

W Mediolanie wybudowano dwa bloki mieszkalne o wysokości 110 i 90 m, pokryte prawie tysiącem dużych drzew. Zapewniają one dostęp do świeżego tlenu, chronią przed smogiem, wyciszają szkodliwy hałas, ale przede wszystkim odpowiadają 1 ha lasu. Zielone budynki są także siedliskiem ptaków i owadów. Budynki te są zaopatrzone w systemy gromadzenia wody z opadów, którą wykorzystuje się następnie do nawadniania roślinności, a także w panele fotowoltaiczne zapewniające dostęp prądu.

Eksploatacja wieżowców jest kosztowna i niesie ze sobą wzmożone zużycie energii. Przykładem może być nasz Pałac Kultury, który do funkcjonowania potrzebuje tyle energii, co 30-tysięczne miasto. Jednak w dobie rosnących cen gruntów i coraz większego zaludnienia powstawanie kolejnych drapaczy chmur jest nieuniknione. Zaś tworzenie budowli ekologicznych, z drewna czy pokrytych ogrodami, to tylko namiastka, która nigdy nie zastąpi prawdziwych parków i terenów zielonych. Prawdopodobnie w 2050 r. 80 proc. światowej populacji będzie mieszkało w miastach, które będą coraz większe – i wyższe.

 

 

Agnieszka Strzałka

 

Gazetka 205 – październik 2021