Strach przed światem zewnętrznym, potrzeba ochrony, rozwój technologii umożliwiający życie zdalne. Czyżby zamknięcie się w czterech ścianach własnego domu nastąpiło wcześniej niż zmusiła nas do tego pandemia? Może ta ostatnia tylko wyostrzyła proces, który i tak zaczynał dominować we współczesnym świecie? Czy jesteśmy pierwszą generacją indoor, nawet nie zdając sobie z tego sprawy?

WSZYSTKO W DOMU

Pandemia koronawirusa zmusiła nas do wielu zmian. Czas lockdownu był dla wszystkich okresem wyjątkowym: zamknęliśmy się w domach i opuszczaliśmy je tylko w razie większej konieczności. Codziennością stały się opustoszałe ulice i niewielki ruch samochodowy. Nasze domy i mieszkania z czasem przejęły rolę miejsc pracy i rozrywki. Bezpośrednie spotkania z innymi osobami ograniczone zostały do minimum i zastąpione przez kontakt wirtualny. Komputer z dostępem do internetu stał się centrum domowego życia – dawał możliwość pracy lub nauki, robienia zakupów, załatwiania spraw urzędowych; umożliwiał kontakt z rodziną i znajomymi oraz uczestniczenie w wydarzeniach kulturalnych i społecznych. Tam szukano inspiracji kulinarnych, rozrywki i porad.

Pandemia spowodowała przestawienie życia na trochę inne tory – z bezpośrednich kontaktów na wirtualne. Okazało się bowiem, że wiele spraw, które do tej pory uważaliśmy za możliwe do zrealizowania jedynie w świecie zewnętrznym, można załatwić bez wychodzenia z domu. Także urzędy i instytucje publiczne podjęły działania mające na celu kontakt niebezpośredni. Nadal jesteśmy zachęcani, by wiele spraw załatwiać za pomocą komputera i czytników – czy chodzi o pobranie i wydrukowanie oficjalnego zaświadczenia z urzędu, czy też o operacje bankowe. Nie wspominając o zakupach, bo w sieci kupuje się już chyba więcej i częściej niż w „realu”.

Aktywności polegające na duchowym i emocjonalnym przeżywaniu również z konieczności zostały przeniesione do wirtualnego świata i częściowo w nim zostały. Udział w mszy, koncercie czy przedstawieniu teatralnym dostępny był przez szklany ekran. Część ludzi tak bardzo przyzwyczaiła się do takiej formy, że nawet gdy teraz istnieje możliwość bezpośredniego w nich udziału – wolą pozostać przed ekranem. Tak jest wygodniej – nie trzeba się dostosować do odpowiedniej godziny, nie trzeba tracić czasu na dojazd i powrót, nie trzeba konfrontować się z pogodą, innymi ludźmi czy nawet… głodem. Bo w domu wygodną kanapę, jedzenie i picie oraz ciepłe skarpety mamy pod ręką. Gdy coś nam się znudzi lub zechcemy przerwy, naciskamy pauzę. Później wracamy do oglądania – lub przeskakujemy dalej. Dziś możemy być tu lub tam, wedle własnej woli.

HOME, SWEET HOME

Nie od dziś ludzie doceniali ciepło i przytulność własnego mieszkania. Dom – nasza życiowa przestrzeń, którą aranżujemy i w której chcemy czuć się dobrze – w czasie pandemii zyskał dodatkowy walor, bo przecież w nim spędzamy obecnie większość czasu. Jednak wycofywanie się do własnych przestrzeni mieszkalnych (i w głąb siebie, czyli skupienie na życiu wewnętrznym) to dość zauważalna tendencja ostatnich czasów. Chodzi bowiem o fizyczne i psychiczne dystansowanie się od świata zewnętrznego pojmowanego także jako opresyjny i zagrażający. Nie tak dawno jeszcze przecież kwitło życie na zewnątrz – na podwórkach głośno było od krzyków dzieci, osiedlowe ławki i kawiarniane stoliki zajęte były przez amatorów wygrzewania się w promieniach słońca, ludzie spędzali czas na działkach, w domkach letniskowych i na łonie natury w trakcie każdej pory roku.

Od pewnego czasu wolimy zamknąć się w domu. Chroni to przed narażeniem się na niekomfortową lub mało bezpieczną sytuację. Kumuluje się w nas strach przed ryzykiem. Także i zdrowotnym. Pandemia spowodowała, że ludzie zaczęli postrzegać drugiego człowieka jako źródło potencjalnego zagrożenia. Przyzwyczaili się do obostrzeń, nie chcą ryzykować zakażenia. U niektórych osób strach ten sprawia, że ograniczają wyjścia i kontakty z innymi do koniecznego minimum. Wdrożyli się w pracę, naukę zdalną. Świat realny przestał ich pociągać. Współcześni ludzie są też coraz bardziej wygodni i stają się coraz bardziej leniwi. Świat zewnętrzny wymaga wysiłku – choćby tylko dojścia do pracy. Lepiej zostać w domu, bo przecież środki transportu są zatłoczone, powietrze zanieczyszczone, a ulice niebezpieczne. A gdy do tego dodać wszystkie technologiczne udoskonalenia, które sprawiają, że jesteśmy u siebie samowystarczalni, to świat zewnętrzny nie jest tak bardzo pociągający, jak do tej pory.

ZAMKNIĘCI W SZKLANEJ BAŃCE

Pozostawanie w domu ma także i inny aspekt. Zostajemy w znanym i bezpiecznym środowisku, w którym nie spotka nas nic ryzykownego, ale też – nic nowego. Jest obecnie tajemnicą poliszynela, że w internecie znajdziemy tylko to, co matematyczny algorytm dla nas wygeneruje na podstawie naszej aktywności w wirtualnym świecie. Oznacza to, że przy wyszukiwaniu jakiejkolwiek informacji zostaną do nas dopasowane takie treści, które są nam bliskie, zbieżne z naszymi opiniami, oczekiwaniami. Nie natrafimy na treści inne niż nam z góry przeznaczone, czyli takie, które nie korespondują z naszymi wartościami i opiniami.

W tym kryje się jednak pewne niebezpieczeństwo. Zamykamy się bowiem na nowe idee, a utwierdzamy w tym, w co wierzymy. Nie spotkamy w internecie inaczej myślących niż my, a poprzez dobrowolne zamknięcie się w swojej przestrzeni domowej nie spotkamy też ich i w świecie zewnętrznym. Nie dostrzeżemy spraw z perspektywy innych osób, nie podejmiemy z nimi dyskusji i nie znajdziemy argumentów na obronę swoich racji. A przecież postęp i odkrycia biorą się z chęci poznania nowego, ale też sprzeczania się, udowadniania. Ten twórczy zamęt myślowy jest niezbędny także dla zdrowia naszego mózgu, który lubi nowe bodźce i nie do końca przepada za rutyną i powtarzalnością.

CIEMNA STRONA

Obecnie coraz więcej czasu spędzamy w domach i przestrzeniach zamkniętych – od 60 nawet do 90 proc. doby. Co oznacza, że pozbawiamy organizm niezbędnej ilości naturalnego światła i świeżego powietrza. Dla organizmu ludzkiego taki styl życia jest szkodliwy. Brak bezpośredniej ekspozycji na światło słoneczne powoduje deficyt witaminy D, a co za tym idzie – zmęczenie oraz podatność za groźne choroby, w tym nowotworowe. Coraz częściej występuje depresja zimowa, czyli choroba afektywna sezonowa, która objawia się nasileniem takich emocji jak smutek, przygnębienie, niepokój. Zamknięcie oznacza ograniczenie lub wręcz zaprzestanie aktywności fizycznej. I nie chodzi tu tylko o uprawianie sportu, ale nawet o czynność chodzenia – do pracy, szkoły, sklepu, urzędu i z powrotem. Dominujący staje się siedzący tryb życia. Całe dnie spędzamy na siedząco, pracując przed ekranem komputera, a potem odpoczywamy – przed tym samym ekranem, tylko z włączonym filmem. Domowa przestrzeń zawęża silnie możliwość spacerów – to tylko kilka kroków w tę i z powrotem. Trudno przecież spacerować godzinami wokół stołu, chyba że jest się, jak Felicjan Dulski, bohaterem tragifarsy.

Brakuje nam kontaktu także z takimi zjawiskami pogodowymi jak deszcz, wiatr, mróz, dzięki którym nasz organizm nabiera naturalnej odporności. Sztuczne oświetlenie oraz niebieskie światło ekranów smartfonów czy laptopów myli mózg i zakłóca przebieg snu oraz powoduje zaburzenia koncentracji poprzez zakłócenie pracy naszego zegara biologicznego. Powietrze w domach jest zanieczyszczone pleśnią, kurzem oraz cząsteczkami tworzyw sztucznych, a także środków chemicznych używanych do sprzątania. Stąd biorą się nieżyty dróg oddechowych i zapalenia spojówek. W ograniczonej przestrzeni domowej człowiek naraża się na otyłość i choroby.

HYGGE I HIKIKOMORI

Te dwa pojęcia oznaczają zupełnie różne podejście do spędzania czasu w domu. Hikikomori polega na szczelnym zamknięciu się za drzwiami własnego pokoju i na spędzaniu w nim całego życia. Brzmi niewiarygodnie? To jednak coraz częstszy problem w Japonii, zwłaszcza wśród nastolatków. Według oficjalnych szacunków rządu żyje tam tak ponad milion osób. Chodzi o zupełne oddzielenie się od rodziny, przyjaciół i społeczeństwa i życie w izolacji zapełnione grami komputerowymi i relacjami w wirtualnym świecie. Osoby dotknięte tym syndromem nie uczą się, nie pracują, nie sprzątają wokół siebie, a swoje potrzeby ograniczają do niezbędnego minimum. Przeżyć w takim stanie pozwala im opieka rodziców. Samotność i wyobcowanie to dwa słowa, które najlepiej opisują to zjawisko. Dlaczego najczęściej młode osoby wycofują się ze świata społecznego? Dom kojarzy się z bezpieczeństwem i brakiem ocen, a świat zewnętrzny z zagrożeniem i nadmiernymi wymaganiami, których nie są w stanie spełnić. Dlatego próbom opuszczenia własnego pokoju towarzyszy strach i panika. Choć wydaje się to dziwne i niemożliwe, jest to rzeczywistość wielu rodzin.

Z kolei hygge jest zjawiskiem, które narodziło się w Danii. To stan takiej przytulności i komfortu domu, że się do niego zawsze z radością wraca i zostaje na dłużej, szczególnie gdy na zewnątrz panuje mróz lub plucha. I właśnie obraz postaci siedzącej na wygodnym fotelu, zawiniętej w ciepły, ale zarazem gustowny kocyk i popijającej aromatyczną herbatę ze swego ulubionego kubka w mroźny dzień jest kwintesencją tego stylu życia. Spokój i poczucie harmonii osiąga się poprzez wystrój wnętrza, w którym królują drewniane meble i podłogi, jasne kolory oraz spory stół mogący pomieścić zarówno domowników, jak i gości. Przytulność zapewniają poduszki, świece, dywany, makatki. Taki dom to połączenie relaksu z bezpieczeństwem, więc naturalnie nie chce się z niego wychodzić.

Dom – ta sama przestrzeń, tak ważna dla każdego człowieka. Dla jednych jest oazą, ale dla drugich – może stać się więzieniem.

 

Sylwia Maj

 

Gazetka 206 – listopad 2021