Ruch jest wpisany w definicję człowieczeństwa. Sport zaszczepiamy w dziecku za młodu. Robimy to intuicyjnie, stymulując niemowlaka. Bujając, ćwiczymy jego koordynację ruchową oraz równowagę. Podnosząc nóżki i rączki, uświadamiamy mu granice ciała. Z czasem towarzyszymy malcowi w pierwszych krokach, podskokach i slalomach. W kolejnych latach fundujemy mu piłkę, hulajnogę, rowerek, wrotki i deskorolkę. Po festiwalu dyscyplin wszelakich następuje moment, kiedy potomek samodzielnie wybiera swoje pozaszkolne zajęcia sportowe: koszykówkę, tenis, basen, karate, taniec współczesny. Nie każdy jednak wyrasta na sportowca i staje na podium. Dlaczego?

DZIECKO WOJNY – LUCKY LUKA

Zadar, 1985 rok. Na świat przychodzi Luka Modrić, jeden z najbardziej utalentowanych chorwackich piłkarzy i jeden z najzdolniejszych aktywnych pomocników. W swojej karierze reprezentował barwy wielu klubów, ale spektakularne wyniki osiągnął pod banderą Realu Madryt. W 2018 roku zdobył Złotą Piłkę.

Kilkuletni Luka, chłopiec o drobnej budowie i niskiego wzrostu, przemierzał pasma górskie, broniąc stada przed wilkami. Wyposażony w wiotki patyk skakał z kamienia na kamień, pilnując pasących się w okolicy kóz i owiec. Jego rodzice – Stipe i Radojka – całymi dniami pracowali na utrzymanie rodziny. Matka jako krawcowa, ojciec jako mechanik. W dzieciństwie najwięcej czasu spędzał z dziadkiem. To u niego, w domku z kamienia u stóp Welebitu, grzał się w cieple miłości i troski. Sielanka? Nic podobnego. Jego życie to gotowy scenariusz na film. Raczej z tych dramatycznych. Dzieciństwo sportowca zbiegło się z wybuchem konfliktu bałkańskiego i wojną o niepodległość. Była to najbardziej krwawa rzeź w Europie od zakończenia II wojny światowej. Dziadka piłkarza porwały serbskie wojska i rozstrzelały w lesie, zaledwie sto metrów od domu. Rodzina Modriciów została zmuszona do poszukania bezpiecznego schronienia.

Dla Luki ucieczką od upiornego położenia zawsze była piłka. Pierwsze piłkarskie kroki stawiał na parkingu przed hotelem dla uchodźców. Według wspomnień recepcjonisty grał całymi dniami i wybił więcej okien niż bomby w czasie wojny. Potem ojciec wysupłał oszczędności i zapisał go do szkółki piłkarskiej. Marzenie chłopca ziściło się, ale był zbyt wątły, by jakiś klub na dłużej chciał go przygarnąć pod swoje skrzydła. Jego życie to wieczne udowadnianie, że potrafi. Walory techniczne, wizja i czytanie gry, jakość w momencie podejmowania decyzji, szybkość myślenia, bramki zza pola karnego, umiejętność pressingu, inteligencja w ustawianiu się… To sport dał mu siłę. I sport dał mu szansę. Nigdy się nie poddaje i nie przestaje marzyć. To jego dewiza.

RYBKA ZWANA OTYLIĄ

Ruda Śląska, 1983 rok. Nikt nie podejrzewa, że właśnie rodzi się mistrzyni olimpijska, dwukrotna mistrzyni świata, pięciokrotna mistrzyni Europy na długim basenie. Pływaczka specjalizująca się w stylu motylkowym i dowolnym.

Otylia Jędrzejczak zawsze chciała być najlepsza. Jej ojciec, pięściarz i górnik, był piekielnie wymagający. Nie pozwalał córce spoczywać na laurach. Dla ojca wartością nadrzędną był pot. Aby zdobyć jego uznanie, Otylia musiała być prymusem w każdej dziedzinie. Nawet w piaskownicy stawiała sobie za cel zbudowanie jak największego zamku. Pomimo wysoko zawieszonej poprzeczki wiedziała, że jest otoczona bezwarunkową rodzicielską miłością. Ta wiara nieraz stawiała ją na nogi.

Pływanie wyszło przypadkiem. Gdy była dzieckiem, lekarz zdiagnozował u niej skoliozę i zalecił regularne zajęcia na basenie. Miały wzmacniać mięśnie pleców, budując z nich mocne rusztowanie dla skrzywionego kręgosłupa. Rodzice zapisali Otylię jednocześnie na szermierkę, gimnastykę i taniec. Mała dziewczynka w marzeniach wcielała się w postać Ginger Rogers i płynęła po parkiecie w tańcu towarzyskim. Tyle że żaden Fred Astaire nie chciał poderwać jej do tańca. Była nad wiek wyrośnięta, a partnerzy sięgali jej do ramion. I z kim tu stworzyć liryczny duet? Została przy pływaniu. Jak wspomina, nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Powoli dojrzewała do uczucia. Nie przepadała za wczesnymi pobudkami, codziennymi dojazdami na basen i, co gorsza, za samą dyscypliną. Bała się nawet wskoczyć do wody. Z czasem jej życiowa niezłomność przyczyniła się do pierwszych sukcesów na zawodach. A za nimi przyszły kolejne, na arenie międzynarodowej.

Basen ją koił i organizował. Tam uczyła się do testów, śpiewała piosenki. Woda dawała jej poczucie bezpieczeństwa. Każdy ma swój azyl. Pływak spędza w wodzie sześć godzin dziennie przez 320 dni w roku. To jego miejsce na ziemi. Fani Jędrzejczak z uwagą śledzili jej powrót do życia publicznego po tym, jak w wypadku samochodowym zginął jej młodszy brat, a opinia publiczna obwiniała ją o nieumyślne spowodowanie jego śmierci. Jak przyznaje, tej traumy nigdy się nie pozbędzie, ale od dziecka uczono ją sięgać po złoto. Jędrzejczak swoją karierę zakończyła, mając trzydzieści jeden lat. W ramach własnej fundacji realizuje projekty skierowane do dzieci i dorosłych w całej Polsce.

CÓRKA FORTUNY – ISIA

Kraków, 1989 rok. To tutaj w rodzinie sportowców urodziła się Agnieszka Radwańska aka Isia, polska tenisistka, finalistka Wimbledonu i do czasów Igi Świątek najwyżej sklasyfikowana Polka w historii rankingu WTA. Dziadek Agnieszki, Władysław, był hokeistą i trenerem Cracovii, a ojciec, Robert Radwański – tenisistą KS Nadwiślan i łyżwiarzem figurowym. Młodsza siostra, Urszula, również zawodowo gra w tenisa.

Wczesne lata życia Agnieszka spędziła w Niemczech. Jej ojciec pracował jako trener w klubie Grün-Gold Gronau. Nie schodziła z kortu tenisowego. Tata sportowiec szybko zauważył, że ma pod dachem talent. A nawet dwa. Mając sześć lat, Agnieszka wygrała swój pierwszy dziecięcy turniej, a jej czteroletnia siostra Urszula zajęła czwarte miejsce. Kiedy rodzina wróciła do Polski, Agnieszka miała już za sobą pierwsze sukcesy. W wieku szesnastu lat została profesjonalistką. Przyznaje jednak, że szkoła to było ciągłe łatanie dziur. Spóźniała się, zwalniała z ostatnich lekcji. Im częściej stawała na podium, tym rzadziej siedziała w ławce. Po lekcjach w mig wracała do domu, zmieniała ubrania, jadła obiad i jechała na trening. Kiedy nie starczało czasu, samochód służył za przebieralnię. O rodzinnym obiedzie mogła tylko pomarzyć. Jadła ze słoików, w tak zwanym międzyczasie. Zimne, niesmaczne. Ojciec Isi powtarzał, że każda minuta to złotówka. Wzięła sobie te słowa do serca. Bo na korcie nie da się na pół gwizdka.

W wywiadach nieraz wspominała, że rodzina postawiła wszystko na jedną kartę. Państwo Radwańscy nie byli zamożni, a tenis to sport elitarny. Bywało, że rodzina zaciągała pożyczki, a dziadek niejednokrotnie pozbywał się z domu wartościowych obrazów, by umożliwić wnuczce udział w turnieju. Czasem brakowało na przejazd płatną niemiecką autostradą. Trzeba było jeździć darmowymi, dłuższymi drogami. Po chudych latach przychodzą tłuste. Sportowe sukcesy Radwańskiej przełożyły się na powodzenie finansowe. Rodzinny biznes z córkami w rolach głównych, gdzie ojciec był trenerem i managerem, a matka zajmowała się finansami córek, zaczął się całkiem nieźle kręcić.

Z ojcem Isia trenowała przez siedemnaście lat, ale w ich relacjach wiało chłodem. Trudno oddzielać rolę rodzica od trenera. Radwański miał do niej żal. Uważał, że to on ukształtował ją jako tenisistkę. W 2018 roku Agnieszka, po trzynastu latach zawodowstwa i u szczytu popularności, zeszła z kortu i odwiesiła rakietę na kołek.

WYTRYCH CZY PĘK KLUCZY?

Dasz wiarę, że kiedyś Adam Małysz nie miał wąsów? Wszyscy byliśmy dziećmi. Największe polskie gwiazdy sportu też. Co predysponuje sportowców do osiągania sukcesów? Pytają zarówno ci, którzy sportem emocjonują się na trybunach, jak i ci, którzy zaciekle kopią na murawie, śmigają z rakietą po korcie czy biegają z czasomierzem w ręku. Sukces ma wiele twarzy, ale za każdym stoi wybór. To decyzja o tym gdzie, z kim i na jakich warunkach.

Psycholog Daniel Gould przebadał dziesięciu amerykańskich mistrzów olimpijskich, przedstawicieli różnych dyscyplin. Z jego testów wyłonił się obraz mistrza sportu. Istnieje wyodrębniona grupa sił charakteru, która zdecydowanie wspiera możliwość odniesienia sukcesu w sporcie, i to bez względu na to, czy uprawiamy dyscyplinę indywidualną czy zespołową. Okazuje się, że najlepsi to wcale nie cyborgi. Owszem, denerwują się przed ważnym startem, ale znakomicie radzą sobie z somatycznymi, jak i z psychologicznymi objawami lęku. Ponadto cechuje ich pewność siebie, odporność mentalna, inteligencja sportowa (umiejętność analizy i otwartość na innowacje), łatwość koncentracji i blokowania dystraktorów, umiłowanie rywalizacji, etos pracy, ukierunkowanie na cel, wiara w sukces, optymizm i perfekcjonizm. Niby nie nadludzie, ale to sporo jak na jednego człowieka.

Rasmus Ankersen, autor „Kopalni talentów”, obala mit głoszący, że sukces jest zaprogramowany w genach lub wynika wyłącznie z talentu. Ogromne znaczenie ma nastawienie mentalne. Sukces odniesie ten, kto mocniej tego pragnie; kto bardziej w siebie wierzy; kto ma w sobie więcej pasji, zaangażowania i miłości do uprawianej dyscypliny. To w głowie rozgrywa się decydująca potyczka.

 

Sylwia Znyk

 

Gazetka 212 – czerwiec 2022