26 listopada 1922 roku zaczął się zapewne jak każdy dzień tej wyczerpującej ekspedycji. Palące słońce pustyni, wszechobecny pył – i wiatr, który przynosi nieco ulgi zapracowanym tragarzom i kopaczom, ale nie ułatwia pracy naukowcom: zajęcie się papierami, mapami i skorupkami w tych warunkach wystawia na próbę cierpliwość każdego dżentelmena. Howard Carter był pewien, że lada dzień on i jego zespół trafią na coś wielkiego!

Każdy archeolog wierzy, że za tym ostatnim kamieniem spoczywa odkrycie, które zmieni bieg historii i utrwali jego imię na wieki. Carter nie był wyjątkiem. Całe lata czekał na ten moment, ręce mu drżały, starał się skupić i uspokoić, musiał działać ostrożnie, bo Bóg jeden wie, co kryje się za ścianą. Świadkowie wydarzenia pisali: Howard Carter wziął żelazny pręt i wsunął go do otworu. Żelazo przeszło na wylot, natrafiając na pustą przestrzeń. Potem, gdy kilka prób przeprowadzonych z zapaloną świecą wykazało, że w pomieszczeniu za drzwiami nie ma gazów, poszerzył otwór. Dla czekających przy nim osób chwile te wydawały się wiecznością. W końcu lord Carnarvon, nie mogąc dłużej znieść tej niepewności, zapytał: – Czy widzi pan coś? Carter odwrócił się powoli i wzruszony do głębi duszy odpowiedział jakby urzeczony: – Tak jest, widzę cudowne rzeczy.

WIDZĘ CUDOWNE RZECZY…”

Rzeczywiście, to, co ukazało się oczom archeologa i jego pomocników, było olśniewające: niewielka jak na grobowiec jednego z najpotężniejszych władców przestrzeń wypełniona była do samego sufitu skarbami, o których marzą poszukiwacze przygód. Odkrywca grobu Tutanchamona pisał: W świetle silnej lampy lśniły złote łoża, złote krzesło tronowe, połyskiwały matowo dwa czarne posągi. Stały naprzeciwko siebie jak żołnierze na warcie, ze złotymi fartuchami, w złotych sandałach, ze świętym wężem połyskującym na czole.

Grobowiec, który odnalazł Carter, składał się ze schodów liczących 16 stopni, prowadzących do korytarza o długości 7,6 m i szerokości 1,7 m oraz czterech komór: przedsionka (8 × 3,6 m), komory bocznej (ok. 4 × 2,9 m), komory grobowej (6,4 × 4,05 m) i skarbca (ok. 4 × 3,5 m). Zrazu wydał się uczonym dość niepozorny, jedynie nagromadzenie i jakość skarbów pozwalały przypuszczać, że to miejsce spoczynku kogoś ważnego. Ale kogo? Czyje oczy spoglądały ze złotej maski na Cartera?

Po odczytaniu inskrypcji okazało się, że piękne oblicze należało do mężczyzny o imieniu Tutanchamon, który jako bardzo młody chłopiec zasiadł na tronie Egiptu. Zmarłemu dano wszystko, z czym za życia trudno mu było się rozstać. Władca otrzymał trzy złote łoża, przepiękny złoty tron i cztery również pozłacane rydwany. Znaleziono przy nim także sztylet z ostrzem zrobionym najprawdopodobniej z meteorytu. Były tam posągi, gry planszowe, broń, szaty, dzbany na wino – wszystko to, czego władca mógł po śmierci potrzebować. A większość zrobiona z najszczerszego złota – największy i najważniejszy skarb, jaki do tej pory w Egipcie odkryto.

CHWAŁA WIELKIEJ WODZIE, CHWAŁA WIELKIEMU RA

Carter i inni archeolodzy zachodzili w głowę, jakim cudem ten właśnie grobowiec nie padł, jak wiele innych, łupem grabieżców. Po analizie samej komory grobowej oraz jej otoczenia w Dolinie Królów okazało się, że dobytek młodego faraona ocalał dzięki zbiegowi okoliczności. Niedługo po złożeniu mumii w grobowcu gdzieś niedaleko spadł deszcz. Wysuszona ziemia, twarda jak skała, nie mogła zatrzymać wzbierającej wody, a układ terenu w tym miejscu stworzył doskonałe warunki do wystąpienia nagłej i bardzo gwałtownej powodzi. Wzbierająca woda porwała ze sobą drobniejsze i większe skały oraz muł i piach, a kiedy woda zaczęła opadać, wejście do komory grobowej zniknęło pod zwałami błota. Palące słońce pustyni „zajęło się” resztą – gorąco scaliło skorupę, wypaliło ją jak gliniane naczynie, tak że zlała się ze ścianą skalną. Nikt, nawet najlepsi rabusie, nie był w stanie znaleźć wejścia do grobowca. Król-chłopiec i jego skarb były bezpieczne.

Niewielu Egipcjan, w tym także faraonów, mogło cieszyć się podobnym losem. Nawet ogromne piramidy plądrowano, niszczono kilkutonowe sarkofagi i bezczeszczono doczesne szczątki w nich spoczywające. Totmes I, zapoczątkowując tradycję chowania ciał najważniejszych osób w państwie w Dolinie Królów, liczył na to, że trudno dostępny teren i niepewne skały zabezpieczą jemu samemu i innym wieczny spokój.

Egipcjanie wierzyli, że tylko zachowując doczesne szczątki w jak najlepszym stanie i wypełniając miejsce spoczynku wszystkim, czego zmarli używali za życia, zapewnią im odpowiednie warunki bytu w zaświatach. Dobra kondycja mumii była ważna, ponieważ dusza ulatująca po śmierci z ciała musiała do niego wrócić, a nie mogła do niego trafić, jeśli było uszkodzone lub nierozpoznawalne.

Dolina Królów wydawała się odpowiednim miejscem ukrycia ciał, niestety i ona nie zapewniła wszystkim bezpiecznego schronienia. Na szczęście grób młodego Tutanchamona ukryła sama natura, dzięki czemu zachował się w niemalże nienaruszonym stanie dla potomnych.

NA CHYBCIKA

Jak już wspomniałam, grobowiec Tutanchamona w porównaniu z innymi jest dość niepozorny, mały i ciasny. Niemal zupełnie nieudekorowany, niedokończony, jakby wcale niepasujący do osoby, która go zajmowała. Uczeni niemal od razu zaczęli zastanawiać się, dlaczego tak jest. Odpowiedzi przyszły dość niedawno, a wraz z nimi pojawiły się nowe zagadki. Badania mumii faraona pokazały, że opisy jego piękna, męskości i siły właściwie niewielkie miały odzwierciedlenie w rzeczywistości. Młody władca zmarł bardzo młodo – miał prawdopodobnie nie więcej niż 18 lat – i w niczym nie przypominał osoby przedstawionej na złotej masce. Chłopak miał krzywe zęby, wadę postawy, szpotawą stopę, chorował na malarię i zapalenie kości. Kolejny raz okazało się, że Egipcjanie przedstawiali swoich zmarłych nie tak, jak ci w rzeczywistości wyglądali, ale tak, jak powinni byli wyglądać.

Faraon zmarł nieoczekiwanie – najprawdopodobniej wskutek odniesionej na polu bitwy rany, trzeba było zatem improwizować z pochówkiem. Wybrano niedokończony grobowiec jednego z członków rodziny władcy, a w międzyczasie zapewne planowano uszykować mu inne, lepsze miejsce.

Uczeni spierają się co do tego, kto miał pierwotnie spocząć w Dolinie Królów. Najsilniejszą grupę stanowią ci, którzy upierają się, że Tutanchamon zajął miejsce pierwotnie przeznaczone dla Nefertiti. Jej mumii i grobowca nigdy nie odnaleziono. Wiele wskazuje na to, że teoria ta może okazać się trafna. W Egipcie pochówek kobiet i mężczyzn różnił się – komory grobowe kobiet mieściły się po lewej stronie, mężczyzn po prawej. W przypadku młodego władcy korytarz skręca „w kobiecą” stronę.

Wiele pytań budzi też słynna maska pośmiertna faraona: okazuje się bowiem, że osoba na niej przedstawiona miała kolczyki – na mumii ich nie znaleziono. Z tyłu artefaktu, w miejscu, gdzie wygrawerowano kartusze z imieniem Tutanchamona, odkryto, że zostały one naniesione na inne, wcześniejsze, które prezentowały imię Ânkh-Khéperourê. Uczeni twierdzą, że zaginiona kobieta faraon nadal spoczywa w odkrytym przez Cartera grobowcu. Za jedną ze ścian znajduje się pusta przestrzeń, do której z wielu względów nie można się dostać – tam najprawdopodobniej przeniesiono starszą nieco mumię, robiąc miejsce dla nieoczekiwanie zmarłego władcy.

KLĄTWA

Wielu z nas imię Tutanchamona kojarzy się z klątwą jaką na każdego, kto zakłóci spokój mumii, rzucić mieli kapłani zamykający wejście do komory. Wszystko zaczęło się, kiedy zmarł hrabia Carnarvon, przyjaciel i partner Cartera w czasie trwania wykopalisk. Prasa, łasa jak zawsze na każdą sensację, szybko podchwyciła temat – otóż według dziennikarzy za „nieoczekiwaną” śmiercią archeologa stać miało pradawne przekleństwo, o którym kierownicy ekspedycji ponoć wiedzieli, ale je pochopnie zignorowali. Historia hrabiego zaczęła nie tylko żyć własnym życiem, ale też nabierać rumieńców. Przywoływano „tajemnicze i niedające się wyjaśnić” zdarzenia, które stały się udziałem osób mających związek z ekspedycją. Na przykład z wypiekami na twarzy podawano sobie z ust do ust opowieść o pożarciu kanarka Cartera przez kojarzoną z faraonami kobrę. Dlaczego wzięłam słowo nieoczekiwaną w cudzysłów? Z bardzo prostego powodu – zgon podróżnika nie był aż tak wielkim zaskoczeniem, przynajmniej dla lekarzy oraz tych, którzy go znali. Carnarvon chorował (po ukąszeniu przez moskita) już przed wyprawą do Egiptu, a jego zdrowie pogorszyło się pół roku po odkryciu grobowca. Historia z kanarkiem również nie trzyma się kupy – raz ptaszyna została skonsumowana w Kairze, innym razem w Londynie.

Często do listy potencjalnych ofiar klątwy dopisywano osoby, które z poszukiwaniami, grobowcem, Egiptem i żadnym z kierowników wyprawy nie miały nic wspólnego. Taki los spotkał na przykład lorda Westbury i jego syna. Dziwnym trafem najważniejszy i chyba najbardziej odpowiedzialny za zbezczeszczenie grobowca bohater tej opowieści – Howard Carter – zmarł w ciszy i spokoju dopiero w 1939 roku. Wszyscy uczestnicy wyprawy zaprzeczali, jakoby w komorze czy innym miejscu w grobowcu spotkali się z jakimkolwiek zapisem klątwy czy przekleństwa. Znalezione inskrypcje mówiły o życzeniach wiecznego i szczęśliwego spoczynku dla młodego faraona i nie wspominały o karze za wejście do grobowca. Tak naprawdę Egipcjanie bardzo rzadko umieszczali złowróżbne teksty w miejscach pochówku mumii. Nie należy zatem obawiać się gniewu młodego władcy i można spokojnie w muzeum w Kairze podziwiać jego zapierający dech skarb.

Sto lat po odkryciu komnaty grobowej Tutanchamona, jednego z najsłynniejszych władców Egiptu, nadal nie wiemy o nim samym i o jego skarbie wszystkiego. Wciąż jeszcze rozbudza on wyobraźnię uczonych, artystów i turystów odwiedzających Kair. Ciągle jeszcze ciasny grobowiec oznaczony symbolem KV62 skrywa przed nami tajemnice, które czekają, by je rozwiązać. Jeśli chcielibyście na własne oczy zobaczyć to, co odkryli archeolodzy w grobowcu Tutanchamona, i samemu poczuć się jak poszukiwacze przygód, nie zapomnijcie odwiedzić wystawy „Tutankhamun. His Tomb and Treasures” w Brukseli. www.tutankhamunexpo.com

 

Anna Albingier

 

 

Gazetka 217 – grudzień 2022