Mówi się, że co kraj, to obyczaj. Ale gdyby się przyjrzeć bliżej, okaże się, że Polacy aż tak bardzo nie różnią się od Brytyjczyków. Owszem, Wielka Brytania kojarzy się przede wszystkim z rybą z frytkami i niezmiennie z herbatką o 5.00 po południu, ale to tak samo niesprawiedliwe, jak kojarzenie Polski tylko z bigosem czy lanym poniedziałkiem. Jest mnóstwo zwyczajów i tradycji, które uderzają podobieństwem, więc ciągle można znaleźć wspólne mianowniki.

BOŻE NARODZENIE

Już w listopadzie cały kraj powoli przywdziewa świąteczne dekoracje i wszyscy zaczynają wyczekiwać 25 grudnia. Wielka Brytania nie obchodzi Wigilii. Tu 24 grudnia jest normalnym dniem, niewiążącym się z żadnymi szczególnymi zwyczajami. Brytyjczycy świętują jedynie 25 i 26 grudnia, przy czym prezenty otwiera się drugiego dnia świąt, w tak zwany Boxing Day. Ciekawostką jest to, że przy wielkiej liczbie Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii zwyczaje świąteczne powoli zaczynają się mieszać. W wielu polsko-angielskich domach prezentami obdarowuje się 25 grudnia. W ten sposób chwila, na którą czeka tak wielu, wypada „sprawiedliwie” – między naszą a obchodzoną w Wielkiej Brytanii datą.

POCZĄTEK ROKU

To nie tylko zabawa sylwestrowa, ale też czas zdejmowania świątecznych dekoracji. I w Polsce, i w Wielkiej Brytanii są z tym związane konkretne daty. Nasza tradycja każe rozbierać choinkę w wieczór Trzech Króli, 6 stycznia – choć inna tradycja mówi o 2 lutego, czyli święcie Matki Bożej Gromnicznej. Brytyjczycy mają swoją tradycję, zgodnie z którą choinki rozbiera się w The Twelfth Night (Dwunastej Nocy), która wypada 5 stycznia; wtedy też święta oficjalnie przechodzą do historii. Jeśli się tego nie zrobi, przesąd nakazuje zostawić wszelkie dekoracje do przyszłego roku. Zgodnie ze starymi wierzeniami w zielonych ozdobach bożonarodzeniowych kryją się „duchy drzew”. Przynosi się je i dekoruje nimi domy, aby w ten sposób owe duchy mogły się ogrzać, kiedy za oknem mróz. Jednak 5 stycznia muszą zostać zwrócone naturze, aby mogła powrócić wiosna i życie obudziło się na nowo. Skąd wzięła się teoretyczna różnica jednego dnia? Teoretyczna, ponieważ dawniej uważano, że nowy dzień zaczyna się po zachodzie słońca. Oznacza to, że wieczór 5 stycznia uznawany był za początek szóstego dnia miesiąca.

Z końcówką świąt wiążą się też inne zwyczaje, obchodzone w zależności od regionu. Pierwszy poniedziałek po Dwunastej Nocy w wielu, szczególnie wiejskich regionach świętowany jest jako Plough Monday. Tego dnia święci się radła, na ulicach odbywają się liczne festyny, a ich uczestnicy malują twarze sadzą. W następny poniedziałek zaczynają się pierwsze prace polowe. Ale radła nie pojawiają się wszędzie. W miejscowości Whittlesey paraduje słomiany niedźwiedź, który jest główną częścią folklorystycznych zabaw i tańców.

KARNAWAŁ

Luty niesie ze sobą przez wielu długo wyczekiwane święto – tłusty czwartek. Brytyjczycy nie znają tej tradycji. Ale mają za to swoją, zbliżoną do naszej, której data też jest ruchoma. Tuż przed okresem postu obchodzą oni Shrove Tuesday, potocznie zwany Dniem Naleśnika – Pancake Day. Ma on takie samo znaczenie, jak nasz rodzimy tłusty czwartek. Naleśniki są tłuste, bo zawierają jajka, mąkę, cukier i masło – czyli te produkty, których nie jada się w czasie postu. Przy okazji, nazwa shrove wzięła się od dawnego słowa shrive, oznaczającego spowiedź. W średniowieczu właśnie tego dnia ludzie masowo przystępowali do spowiedzi przed postem. Dziś w wielu regionach Wielkiej Brytanii odbywają się liczne imprezy związane z Dniem Naleśnika. Jedną z nich jest bieg – uczestnicy imprezy mają za zadanie przebiec określony odcinek trasy, podrzucając naleśniki. Naturalnie, wygrywa ten, który przebiegnie w jak najszybszym czasie, nie upuszczając placka. Ta zabawa ma swoje korzenie w zwyczaju tłumaczącym pochodzenie święta. Zgodnie z nim kościelne dzwony wzywały wiernych na mszę, a pewna spóźniona gospodyni wybiegła z domu z patelnią w ręce i z ciągle smażącym się na niej naleśnikiem. Biegi są dziś traktowane na tyle poważnie, że co roku organizuje się oficjalne zawody o randze międzynarodowej. Od roku 1950 brytyjska miejscowość Olney konkuruje z amerykańską Liberal w stanie Kansas. Wyniki są potem oficjalnie porównywane – okazuje się, że Amerykanie jak na razie wygrywają dziesięcioma punktami.

Ciekawostką jest inna lutowa tradycja, która w brytyjskiej kulturze właściwie już zaginęła. Do lat 40. ubiegłego wieku w piątek po Dniu Naleśnika obchodzono Kissing Friday. Tego dnia chłopcy i mężczyźni mogli bezkarnie pocałować wybrankę serca. Dodatkowo w Sileby (hrabstwo Leicestershire) ten specyficzny dzień nazywano Nippy Hug Day. Mężczyźni mogli wręcz zażądać całusa, a w przypadku odmowy mieli pełne prawo uszczypnąć tę, która całusa odmówiła.

WIELKANOCNE WDOWY

Zwyczaje związane z Wielkanocą właściwie nie różnią się zbytnio od naszych. Jest natomiast kilka, które warto wspomnieć, jak chociażby pieczenie tradycyjnych słodkich bułek z krzyżem. Je się je w Wielki Piątek. Dodatkowo w Smithfield odprawiana jest uroczysta msza, po której 21 wdów otrzymuje sakiewki z niewielką sumą pieniędzy i tradycyjną bułkę wypiekaną z rodzynkami i różnymi jagodami. Rzecz jasna, Brytyjczycy nie obchodzą lanego poniedziałku.

WIOSENNE GONITWY… ZA SEREM

Brytyjski maj wybucha wręcz zwyczajami, tradycjami, a przede wszystkim kolorami. W najróżniejszych regionach kraju organizowane są liczne festyny, parady i zabawy. A jest wśród nich kilka niezwykłych. W majowy bank holiday, czyli dzień ustawowo wolny od pracy, w miejscowości Stilton organizuje się co roku „turlanie sera”. Nikt nie wie, kiedy ta tradycja się zrodziła. Wiadomo natomiast, że początkowo obchodzona była w Poniedziałek Wielkanocny, ale z czasem przeniesiono ją na maj. Wzdłuż określonej trasy zbierają się setki mieszkańców Stilton i przyjezdni. W zawodach biorą udział czteroosobowe drużyny, których zadaniem jest tak kierować turlającym się po ulicy serem, aby w całości dotarł na linię mety. Każdy z członków drużyny musi co najmniej raz dotknąć sera i nim pokierować.

O ile zabawa w Stilton przebiega dość spokojnie, zupełnie inaczej jest w Brockworth w hrabstwie Gloucestershire. Tam 4 tysiące gapiów zajmują swoje miejsca wokół Copper's Hill. W południe zaczyna się tu najdziksza majowa zabawa w Wielkiej Brytanii. Śmiałkowie zbierają się u stóp stromego wzgórza, po czym rozpoczyna się wyścig pod górę. Kiedy wszyscy dotrą na szczyt, zrzucany jest kilkukilogramowy krążek sera, który pędzi w dół z prędkością nawet do 112 km na godzinę, a za nim – uczestnicy wydarzenia. Zmęczenie robi swoje. Nie każdy jest w stanie zbiec ze wzgórza i złapać ser. Zawody wiążą się więc z wieloma potłuczeniami i złamaniami. Ale co kraj, to obyczaj… czy też: co kraj, to pomysł na zagospodarowanie czasu wolnego. Lokalne władze ustawiają na czas imprezy stosowne tablice informacyjne, jasno dając do zrozumienia, że udział w imprezie odbywa się na wyłączną odpowiedzialność i ryzyko jej uczestników.

Również w Gloucestershire, ale tym razem w St Briavels, odbywa się nieco inna tradycja majowa, także związana z serem – rzucanie sera i chleba. Pięćdziesiątego dnia po Niedzieli Wielkanocnej uczestnicy uroczystej mszy w lokalnym kościele gromadzą się przy otaczającym go murze, z którego rzucany jest ser i chleb. Tradycja sięga co najmniej roku 1779, kiedy to z ambony kościołów rozrzucano ser i chleb, który wierni zabierali do swoich domów.

ZJEDZ POKRZYWĘ, CZYLI LETNIE ATRAKCJE

Czerwcowe i lipcowe zwyczaje w Wielkiej Brytanii ściśle związane są z latem. Jeden z nich dotyczy mistrzostw świata w jedzeniu pokrzyw. Surowych. Zawody odbywają się w wiosce Marshwood w Dorset. Biorą w nich udział zawodnicy nawet z Nowej Zelandii czy USA. Każdy ma godzinę na ogołocenie i zjedzenie liści z jak największej ilości równych, 60-centymetrowych pokrzywowych łodyg. Nie wolno używać żadnych substancji łagodzących ból lub znieczulających. Zamiast nich podaje się piwo. Co ważne, zwycięzca traci tytuł, jeśli zwymiotuje po zakończonych zawodach…

Można zaryzykować i powiedzieć, że wspólne dla obu kultur – brytyjskiej i polskiej – jest świętowanie czasu przesilenia. My obchodzimy noc świętojańską, a Brytyjczycy spotykają się w Stonehenge. Co roku do zachodniej Anglii przybywa ponad 20 tysięcy ludzi, którzy gromadzą się, wyczekując wschodu słońca. Impreza trwa kilka dni i ma formę wielkiego festiwalu pod namiotami.

Równie silnie osadzona w historii jest jakże odmienna tradycja – liczenie łabędzi. Wszystkie te ptaki żyjące wzdłuż Tamizy należą do brytyjskiej korony, istotne jest więc, by wiedzieć, ile ich jest. Swan Upping odbywa się co roku, a zwyczaj sięga XII wieku. Biorą w nim udział wolontariusze i specjalnie powołani do tego rachmistrzowie, ubrani w tradycyjne szkarłatne szaty, którzy przemierzają Tamizę w niewielkich łodziach wiosłowych.

Z kolei w Walii dość niecodziennym zwyczajem jest przepływanie rowów melioracyjnych na tamtejszych polach. W ostatni poniedziałek sierpnia, w kolejny bank holiday, na polach niedaleko Llanwrtyd Wells zbierają się uczestnicy zawodów, których zadaniem jest przepłynięcie płytkiego, 55-metrowego rowu melioracyjnego z użyciem płetw, maski i fajki do oddychania.

JESIENNY TANIEC Z ROGAMI

Początek jesieni także wiąże się z wieloma regionalnymi zwyczajami i tradycjami. Jedną z nich jest taniec z rogami. Odbywa się on w Abbots Bromley w hrabstwie Staffordshire w każdy pierwszy poniedziałek września, po pierwszej niedzieli tego miesiąca. Sześciu mężczyzn zakłada tradycyjne stroje i poroża reniferów. Po chwili rozpoczynają oni taniec, w którym przemieszczają się w 12 miejsc w wiosce i dookoła niej. W sumie pokonują trasę nieco ponad 16 km. Początek tradycji sięga roku 1226 – to jeden z nielicznych rytuałów z tamtego okresu, który przetrwał do dziś. Badacze lokalnego folkloru nie są do końca pewni znaczenia tańca, ale zgadzają się co do jednego – ma związek z sezonem łowieckim i pradawnymi zwyczajami myśliwskimi w tym regionie.

Jesień to także kasztany. A z nimi wiąże się inna brytyjska tradycja – mistrzostwa świata w zderzaniu kasztanów. Każdy z nich jest najpierw przewiercany, po czym przez otwór przeciągany jest sznurek. Z jednej strony kasztana robiony jest supeł. Tak przygotowany „przyrząd” wykorzystywany jest w zawodach, które odbywają się co roku w Ashton w hrabstwie Northamptonshire. Zgodnie z zasadami zawodnicy mają uderzać kasztanami do momentu rozbicia kasztana oponenta. Swoją drogą, „bitwy” na kasztany w wielu miejscach (jak na przykład w szkołach) są zabronione ze względów bezpieczeństwa.

NIEPOWAŻNY LISTOPAD

Końcówka jesieni to także znane już coraz bardziej i w Polsce święto Halloween, obchodzone w wieczór 31 października. Stanowi swoisty „wstęp” do listopada, który w Wielkiej Brytanii nie niesie ze sobą typowej dla Polski powagi ani zadumy. Tu nie obchodzi się święta zmarłych ani nie odwiedza się grobów, by przyozdobić je kwiatami czy zapalić świece. Listopad to również czas ogromnie ważnej brytyjskiej tradycji, o której pisaliśmy stosunkowo niedawno – rocznica nieudanego zamachu na króla Jakuba I, czyli Guy Fawkes Night, zwana też Bonfire Night, a także Lord Mayor's Show. Z drugiej strony listopad to też okres wielkiego oczekiwania na święta Bożego Narodzenia. I wszystko zaczyna się od początku…

 

Filip Cuprych

Gazetka 147– grudzień 2015