Komiks w naszym kraju przez bardzo długi czas był uważany za dość tanią i niekoniecznie mądrą formę rozrywki, którą dzieci wypełniały sobie czas. Bardzo często łączy się go z kulturą PRL-u, obniżając niesłusznie jego wartość.

Część dorosłych uważała (a część myśli tak nadal), że rysowane historyjki z minimalną ilością tekstu nie tylko nic nie wnoszą, ale na dłuższą metę odciągają od czytania. To pomysł dość kontrowersyjny, zwłaszcza gdy spojrzymy na statystyki w Belgii, czyli kraju, gdzie przygoda z tekstem i czytaniem rozpoczyna się właśnie od komiksów – 40 proc. kobiet, 25 proc. mężczyzn i 39 proc. młodzieży w wieku od 16 do 20 lat czyta przynajmniej jedną książkę w miesiącu.

W Polsce dane z zeszłego roku przyprawiają niejednego polonistę o dreszcze. Z informacji umieszczonych na stronie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego można dowiedzieć się, że „przynajmniej jedną książkę przeczytało 37 proc. Polaków, a 10 proc. czytało 7 lub więcej pozycji. Jest to wynik podobny do tych z lat ubiegłych. 63 proc. badanych nie przeczytało w ciągu ostatniego roku ani jednej książki. 16 proc. – nie przypomina sobie, żeby czytało książkę, gazetę, czasopismo, wiadomości w sieci czy nawet tekst o objętości przynajmniej trzech stron”. Najgorsze jest to, że to dane za cały rok, co pokazuje, jak wiele jeszcze trzeba wysiłku i pracy.

Kilka lat temu wraz ze zmianą podstawy programowej komiks tryumfalnie wkroczył do szkół nie tylko po to, by uzupełnić wyrwę w wiedzy o literaturze, ale również dlatego, że dzieciaki chętnie sięgają po tego typu książki i trzeba im pokazać, że są one dobre i wartościowe.

NIE TYLKO MARVEL

Komiksy o amerykańskich superbohaterach to nie jedyna droga do poznania i pokochania tego gatunku. Na polskim (i nie tylko) rynku wydawniczym pojawiają się jak grzyby po deszczu kolejne wspaniałe przykłady na to, że zabawa z obrazem i tekstem jest sztuką dla wszystkich. W jednym z poprzednich wydań „Gazetki” pisałam o Grzegorzu Rosińskim, który nadal pozostaje jednym z najważniejszych polskich rysowników, co nie oznacza oczywiście, że polski komiks zaczyna się i kończy na „Thorgalu” i „Szninklu”. Czy wiecie, że nadal wydaje się „Tytusa, Romka i A’Tomka”, a seria „Kajko i Kokosz” wciąż uznawana jest za jedną z najlepszych? Jeśli nie wiedzieliście, to znaczy, że o naszych autorach i seriach wydawniczych mówi się za mało, że się ich nie promuje, uznając, że dzieci i młodzież i tak wybierają „Thora” i „Kaczora Donalda”.

Potentatem na polskiej scenie, jeśli chodzi o komiks, jest niewątpliwie wydawnictwo Egmont, które nie tylko publikuje komiksy, ale też promuje ten gatunek i dzięki temu poszerza naszą świadomość czytelniczą. A jest co promować. Autorzy scenariuszy i rysownicy prześcigają się w pomysłach, wciąż poszukując nowych technik, a wszystko po to, żeby przyciągać czytelnika. Autorzy skupiają się nie tylko na dzieciach i młodzieży; nie zapominają też o dorosłym czytelniku, który w komiksie szuka czegoś innego niż ośmiolatek.

POLSKIE KOMIKSY GODNE POLECENIA

Ale po kolei – przyjrzyjmy się, co dobrego można polecić najmłodszym, którym czasem trzeba jeszcze czytać, ale którzy z pewnością docenią historię i rysunki. Wśród najważniejszych można wymienić komiks „Tomek i Jacek. Piraci z Lua Lua” (Michał Chojnacki), który opowiada o przygodach dwu niedźwiedzi spędzających wakacje na rajskiej plaży. Pełna przygód i podróży w czasie jest „Zaczarowana altana” (Ewa Karska). Jeśli pociecha woli bardziej przyziemne (w przenośni i dosłownie) historie, powinniście wybrać serię wydawaną przez wydawnictwo Instytutu Biologii Ssaków PAN. Tak, dobrze przeczytaliście, IBS PAN wydaje serię o przygodach sympatycznej, ale nieco zagubionej ryjówki imieniem Dobrzyk. Jak do tej pory ukazały się dwa tomy o niezwykle chwytliwych tytułach: „Ryjówka przeznaczenia” i „Norka zagłady” (Tomasz Samojlik).

Nieco starszym czytelnikom polecam (poza „Thorgalem”) komiksy historyczne, takie jak „Strażnicy Orlego Pióra” (Wojciech Birek), „Uczeń Heweliusza” (Maciej Jasiński) „Marzi” (Marzena Sowa) czy „88/89” (Michał Rzecznik). Dzięki przystępnej formie funkcja edukacyjna nie wydaje się nastolatkom nachalna, nie odstrasza, ale sprawia przyjemność. Nie można zapomnieć także o „Jeżu Jerzym” i „Tymku i Mistrzu” (Rafał Skarżycki) czy „Ostatnim wynalazku” (Dominik Szcześniak). Pełne przygód, humoru i czasem „niegrzeczne”, z pewnością trafią w gusta rozbrykanej „kawalerki”.

Tak zwanej starszej młodzieży i dorosłym spodobają się „Prosiacek X” (Krzysztof Owedyk), „Stolp” (Wojciech Stefaniec), „44” (antologia 17 komiksów na temat powstania warszawskiego) czy „Jak schudnąć 30 kilo? Prawdziwa historia miłosna” (Tomasz Pstrągowski). Nie mogłam odebrać sobie przyjemności wspomnienia w tym miejscu o jeszcze jednym komiksie z kategorii dla młodzieży i dorosłych, a mianowicie o „Tam, gdzie rosły mirabelki” (Jan Mazur). To niesamowicie smaczna opowieść o zwykłych chłopakach spod bloku, którzy siedząc na ławeczce z puszką piwa, łamią sobie głowy nad filozofią i etyką.

Komiksy dla młodzieży i dorosłych coraz częściej skupiają się na sprawach bardzo realnych i uniwersalnych, takich jak relacje w grupie, rozpad rodziny – „Wszystko będzie dobrze” (January N. Misiak), niepełnosprawność – „Przygody Stasia i Złej Nogi” (Tomasz Grządziela), poszukiwanie Boga, depresja i utrata sensu życia. Pokazując to wszystko w komiksie, autorzy starają się słowem i obrazem zmusić czytelników do autoanalizy – mówią tylko tyle, ile jest konieczne, resztę uzupełniając obrazem i pozostawiając przestrzeń, którą odbiorca może sam sobie wypełnić. Komiks wyrywa się powoli z ram małostkowości i dziecinności, a wkracza w rejony zarezerwowane przez bardzo długi czas dla powieści. Warto w tym miejscu wspomnieć, że coraz większą sławę zyskuje sobie także gatunek zwany powieścią komiksową, której fantastycznym przykładem jest nagradzana wielokrotnie „Irmina” (Barbara Yelin).

Wraz z nowymi autorami, którzy bardzo często zaczynają swoją działalność w internecie, do komiksu wkracza świeżość, która nieustannie inspiruje i popycha kolejnych scenarzystów i rysowników do poszukiwania nowej formy przekazu. Dzięki temu komiks nie stoi w miejscu, ale ewoluuje, zmienia się i staje coraz bardziej zajmujący.

MŁODE WILKI

Ciągle znacznie więcej słyszy się o pisarzach czy poetach, których tłumaczy się „w świecie”, niż o rysownikach czy autorach scenariuszy do komiksów. Nie wynika to bynajmniej z tego, że są w czymś gorsi, ale z ciągle w jakimś stopniu obecnego niestety twierdzenia, że komiks nie jest wyrazem sztuki literackiej.

Jeśli chodzi o autorów tworzących w Polsce, warto wymienić kilka nazwisk, które coraz częściej pojawiają się na ustach krytyków. Zacznijmy od Tobiasza Piątkowskiego i Roberta Adlera, którzy wspólnie stworzyli „48 stron”, historię dwóch policjantów (trochę jak „Pulp Fiction”), którzy idą przez życie raźnym krokiem, drwiąc przy tym ze wszystkiego i wszystkich. Właśnie ze względu na dużą dawkę ciętego dowcipu komiks został okrzyknięty jednym z najlepszych wydawnictw ostatnich lat. Piątkowski i Adler korzystają z bogatego arsenału wątków i gagów dostępnych w filmach akcji, książkach i serialach, nie starają się ich w jakiś specjalnie nowatorski sposób adaptować, ale nawet bez tego komiks czyta się z przyjemnością.

To, że legendy polskiego komiksu w osobach na przykład Papcia Chmiela i Grzegorza Rosińskiego są w świecie tego gatunku swego rodzaju celebrytami, nie podlega dyskusji. Jednak nie można zapominać o młodych wilkach szturmem zdobywających obcy rynek.

Od czasu mojej przeprowadzki do Belgii coraz więcej czasu poświęcam na czytanie komiksu „Rozmówki polsko-angielskie” autorstwa Agaty Wawryniuk, która opowiada o swoich (albo i nie) przygodach na emigracji w Anglii. Kraj niby inny, ale problemy wszyscy mamy podobne – gdzie kupić zwykły biały ser, dlaczego wszyscy myślą, że Polska jest zacofana, dlaczego tak wielu jest na emigracji „cwaniaczków” usiłujących zarobić na rodakach potrzebujących pomocy. Oczywiście jej opowieść pokazuje nie tylko stereotypy, jakie w głowach mają Anglicy, ale także stereotypizuje Brytyjczyków, pokazując ich jako niedouczonych czy zaniedbanych. Mimo wszystko to komiks wart polecenia, analityczny, ostry, ale też zabawny i bardzo uniwersalny.

Kolejną autorką, która zdobywa coraz większą popularność w Europie (zwłaszcza w Belgii i Francji), jest Marzena Sowa, która zasłynęła jako Marzi. Wspomniałam nieco wyżej jej komiks, w którym opowiada o życiu w Polsce lat 80. widzianym oczami dziecka. Jej dzieło zostało przetłumaczone na hiszpański, angielski i francuski, a pod koniec września ukazał się jej nowy album. Dzięki rosnącej popularności „Marzi” może liczyć na współpracę z innymi uznanymi twórcami, co pokazuje, jak bardzo ważna jest pozycja naszych rodaków w świecie.

Uznanie zdobywa też Krzysztof Gawronkiewicz, który wraz z Grzegorzem Januszem stworzył „Esencję” – komiks najpierw ujął czytelników zagranicznych, a dopiero później trafił w gusta polskich fanów.

Sukcesy, jakie odnoszą polscy autorzy komiksów, udowadniają, że sławę można zyskać nie tylko kopiąc piłkę, ale także pisząc i rysując. Z dumą czytam o polskiej szkole komiksu, która zyskuje uznanie w świecie, z uśmiechem na ustach patrzyłam ostatnio na Grzegorza Rosińskiego, któremu osobiście postanowił pogratulować Minister Spraw Zagranicznych Belgii Didier Reynders, po godzinach wczytujący się z zapałem w „Thorgala”. Wspaniale jest wiedzieć, że polscy artyści mają tak wysoko postawionych fanów.

Bez względu na to, czy pochłaniasz książki czy nie, powinieneś i powinnaś dla przyjemności sięgać po komiks. Nie tylko po to, by być na czasie, ale także dlatego, że czytanie sprawia przyjemność, którą dodatkowo potęguje strona graficzna. Nawet jeśli czasem kreska jest brutalna, a tekst bardzo głęboki, nadal możesz cieszyć się chwilą, która przenosi cię w zupełnie magiczny świat literatury i sztuki. Jeśli chcesz odprężenia po ciężkim dniu, wróć do Asteriksa czy Tytusa – przecież kiedyś sprawiali ci tyle przyjemności. Podaruj sobie chwilę relaksu z komiksem, a zobaczysz, że naprawdę warto.

 

Anna Albingier

Gazetka 165 – październik 2017