Anna Cieplak – animatorka kultury, pisarka, autorka książek „Ma być czysto”, za którą dostała m.in. Nagrodę Conrada za najlepszy debiut literacki, i „Lata powyżej zera”, nominowanej do Nagrody Literackiej „Nike” i Paszportu „Polityki”.

Na lotnisku odbieram bardzo szczupłą, młodą dziewczynę ubraną na czarno, z włosami pofarbowanymi na czerwono. Nie ma wątpliwości, z łatwością mogłabym wziąć ją za jedną z bohaterek jej książek. Przed oczami mam jeszcze swój wyimaginowany obraz Anity Szymborskiej, głównej bohaterki „Lat powyżej zera”, i Ania pasuje do niego jak ulał. Bo te czerwone włosy i czarny kolor ubrania manifestują jakoś bunt i niepogodzenie się ze światem, które tak dobrze poznałam u Anity i innych bohaterek książek Ani. Tylko jej twarz, bardzo poważna, i głębokie oliwkowe oczy mówią mi, że mam do czynienia z osobą bardzo dojrzałą, która już dawno przestała być nastolatką. Mam jednak wrażenie, że stało się to na tyle niedawno, że jeszcze dobrze pamięta czasy młodości i może dlatego tak prawdziwie oddała w swoich książkach ten hormonalny ferment, przez który każdy z nas musiał w swoim życiu przejść. Pierwsze pytanie samo ciśnie mi się na usta:

Czy Anita, główna bohaterka „Lat powyżej zera”, to ty sama? Co cię z nią łączy?

Ha, ha, nie, Anita to oczywiście postać fikcyjna. Na pewno łączy mnie z nią topografia – umieściłam tę historię w miejscu, które jest mi dobrze znane, tu, gdzie się urodziłam, dorastałam, więc na pewno łączy mnie z nią ta rzeczywistość, która była również moją rzeczywistością. Myślę, że Anita mogłaby być moją koleżanką z klasy, kimś, kogo dobrze znam.

Z wykształcenia jesteś pedagożką, pracowałaś w Cieszynie w Świetlicy Krytyki Politycznej, skąd się więc w twoim życiu wzięła literatura?

Pisałam od zawsze, tylko przedtem bardziej dla siebie, do szuflady. Kiedy napisałam „Ma być czysto”, uważałam, że książka porusza ważny problem społeczny i zależało mi na jej wydaniu. Chciałam podzielić się z ludźmi czymś, co wydaje mi się ważnym problemem, o którym mało wiemy albo którego sobie w ogóle nie uświadamiamy. Nie chodziło mi o napisanie wybitnej książki, nawet nie wyobrażałam sobie, że ktoś po przeczytaniu „Ma być czysto” nazwie mnie pisarką. Traktowałam ją bardziej jako następny projekt edukacyjny niż początek mojej kariery literackiej.

Twoje książki pokazują świat nastolatek z rodzin, które na transformacji ustrojowej raczej nie skorzystały. Czy obsypana nagrodami powieść „Ma być czysto” to książka pokazująca patologie społeczne?

W Polsce przywykliśmy do tego, że jeśli mówi się o kimś „patologia”, to jest to ktoś wynaturzony, brutalny, wręcz zagrażający naszemu życiu. Ale takim terminem określamy często osoby, które po prostu znajdują się w trudnej sytuacji życiowej. Określanie ich terminem „patologia” jest krzywdzące, bo taki termin stygmatyzuje, i to mnie irytuje. W „Ma być czysto” na przykładzie Oliwki chciałam pokazać, że jej świat jest trudny, że ma o wiele ciężej niż jej rówieśnicy. Ale tacy jak ona nie mogą popełniać błędów, bo nawet za małe przewinienie grozi im przeniesienie do ośrodka wychowawczego. Ten problem nie jest wcale przerysowany, takie rzeczy się dzieją i tę polską rzeczywistość chciałam pokazać. Widzę tutaj błędy systemowe; mało jest działań podejmowanych na miejscu, żeby wspierać osoby w trudnych sytuacjach. Ale są też błędy ogólnoludzkie. Dlatego uważam, że patologia nie jest odpowiednim słowem. W ogóle sądzę, że powinniśmy zwracać większą uwagę na język, na to, jak się wzajemnie określamy. Chodzi o to, aby język nas nie dzielił i nie stygmatyzował. To coś, z czym mamy jeszcze dużo do zrobienia w Polsce.

Obie twoje książki traktują o młodzieży. Ale czy to są książki tylko dla młodzieży?

Chciałam uchwycić pewne zjawiska i pokazać świat z perspektywy młodych ludzi. Wydaje się mi, że efekt jest taki, iż moje książki mogą czytać i dorośli, i młodzież. Oczywiście nie obrażam się, gdy ktoś określa je jako literaturę młodzieżową. W Polsce – mam wrażenie – literatura młodzieżowa jest widziana jako coś gorszego, a przynajmniej mniej poważnego, co jest krzywdzące i pokazuje, jaki mamy stosunek do dorastania. W swoich książkach chciałam pokazać kilka różnych perspektyw tego, z czym na co dzień zmagają się młodzi – także w konfrontacji z dorosłymi i ich niezrozumieniem.

Miałaś jakąś zachętę do pisania z domu?

W naszym domu było dużo książek. Widziałam, jak rodzice czytają, i przez to ja też czytałam. Zresztą badania stanu czytelnictwa potwierdzają, że reprodukujemy nawyki wyniesione z domu, i to jest wielkie wyzwanie dla edukacji – wyrobić w dzieciach nawyk czytania niezależnie od tego, czy w swoim otoczeniu mają osoby, które uczą ich tego, jak ważna jest literatura. W ogóle miałam szczęście do literatury w takim sensie, że gdzie się pojawiłam, to natrafiałam na osoby, dla których czytanie było pasją. Miałam na osiedlu bardzo dobrą bibliotekę, która organizowała mnóstwo zajęć dla dzieci z naszych bloków, i szczęście do nauczycieli, którzy w większości byli pasjonatami, którzy zarazili mnie miłością do literatury. Wierzę, że odpowiednia edukacja może dużo zmienić w życiu człowieka. Potwierdzają to moje własne doświadczenia. Być może dlatego sama na co dzień zajmuję się edukacją kulturalną i działaniami okołoliterackimi z dziećmi i młodzieżą.

Kiedy następna książka?

Chyba mogę już zdradzić, że niedługo. Ma wyjść pod koniec stycznia.

Bardzo dziękuję za rozmowę i oczywiście czekamy na tę następną książkę.

rozmawiała Anna Siwek

Gazetka 177 – grudzień/styczeń 2019