Każda dekada niesie ze sobą coś, przeciwko czemu jedni protestują, a inni to wychwalają. Każdy moment w naszej historii wiązał się zawsze z pewną niepokornością, zadziornością i publicznym nieposłuszeństwem płynącym z ekranów albo ze sceny – czy to muzycznej, czy teatralnej. Coraz więcej artystów zabiera dziś głos w sprawach natury politycznej. Czy słusznie? Jednym z nich jest legendarny współzałożyciel zespołu Perfect – Zbigniew Hołdys, który akurat z nieposłuszeństwem politycznym zawsze był dość mocno kojarzony.

Z artystą rozmawia Filip Cuprych.

Czy artysta musi być politycznie zaangażowany, czy może powinien zachwalać to, co pomijane, bo polityki dookoła jest chyba za dużo?

...No, ale kto inny może się zajmować polityką? Przecież ja też jestem normalnym obywatelem mojego kraju i to, co się dzieje dookoła, dotyczy też i mnie. Czasami mam wrażenie, że od aktorów oczekuje się tylko kreacji aktorskich, od muzyków komponowania i tak dalej, i niczego więcej. Każdy człowiek ma prawo zajmować się polityką na takim poziomie, na jakim czuje się w niej dobrze, i tak długo, jak długo czuje, że ma to sens dla jego najbliższego otoczenia.

No dobrze, ale ty jesteś Zbigniew Hołdys. Musisz być niepokorny czy wystarczy, że jesteś wrażliwy?

Każdy człowiek jest jakiś. Jedni są bezczelni, inni pokorni i skryci. Ja akurat jestem „Hołdys”, ale jeśli masz na myśli jakiegoś formatu markę, która z tym nazwiskiem może się wiązać, to mamy do czynienia z Hołdysem i komponującym, i komentującym świat.

...No tak, jesteś marką samą w sobie, ale nie wydaje ci się, że politykowanie to dość ryzykowne zajęcie? Przecież wydawać by się mogło, że twórczość – jakakolwiek forma sztuki – powinna łączyć. A tymczasem zdarza się, że ludzie odsuwają się od artystów dlatego, że ci stają się polityczni.

Tak jest ze wszystkim. Według statystyk połowa ludzi, którzy znają cię osobiście, lubi cię, a połowa nie. Ze względu na twój wygląd, poglądy, estetykę, język. Szczerze mówiąc, ja nawet nie wiem, czy tak naprawdę mam poglądy polityczne, bo nie trzymam się niczego kurczowo. Z jakiegoś powodu dokonywałem w życiu wyborów po to, żeby żyć w taki, a nie inny sposób, i trzymam się tego od zawsze. To jest moja wewnętrzna konstytucja. Nienawidzę przemocy wobec słabszych, dzieci, kobiet. Nienawidzę segregacji rasowej, światopoglądowej, seksualnej, religijnej. Każdy ma swoje niezbywalne prawa kochać kogo chce, modlić się do kogo chce i tak dalej. Jeśli któraś partia mówi podobnie, to jest mi z nią po drodze, ale często jest tak, że jej zdanie się zmienia, a moje nie. I tego się nie wyzbędę. Czasami zdarza się, że ktoś napisze do mnie „Kiedyś cię słuchałem, kiedyś byłeś mądrym facetem, a teraz koniec”. No i OK, w porządku. Tylko pamiętajcie, że ja powtarzam to samo od blisko 50 lat, więc pytam „Co się z tobą stało, że nagle zmieniłeś zdanie o mnie?”. Niektórzy moi dawni znajomi stanęli po drugiej stronie, choć kiedyś byliśmy razem, razem koncertowaliśmy, razem balowaliśmy, rozmawialiśmy. To oni się zmienili, nie ja. Wspaniały gitarzysta nagle napisał u Jandy na profilu: „Miło słuchać kwiczenia ryja odrywanego od koryta”. Czasami dębieję, kiedy słyszę i widzę, jak bardzo się zmienili. Ale powtarzam: to nie mnie pstryknęło w głowę, bo ja się nie zmieniam. Na marginesie powiem ci szczerze, że jeszcze nigdy nikt nie powiedział mi czegoś przykrego prosto w oczy. Może się mnie boją? Nie wiem… (śmiech).

...Ja się ciebie nie boję, ale może spójrzmy na to z innej strony: czy ktoś z twoich scenicznych znajomych prywatnie powiedział ci, żebyś nieco zwolnił, stonował i nie angażował się zbytnio w dziedzinę, która nie należy do ciebie?

Tak, mówili mi. Ale najczęściej w formie pytania w stylu „Czy ty się nie boisz?”. Mam przyjaciół, którzy prywatnie byli zwolennikami dzisiejszej władzy i mówili mi: „Ale ty jesteś odważny”. Czego się bali? A kiedy zwracałem się do nich z prośbą o to, żeby wsparli swoimi wielkimi nazwiskami wszystkich skrzywdzonych przez obecny czy poprzedni system, to odmawiali. „Nie chcę się mieszać do polityki”. Za komuny słyszałem: „Nie chcę, bo mi zabiorą paszport…”, teraz: „Nie chcę, bo mi nie dadzą zagrać koncertu”. Musimy pamiętać, że w Polsce mamy specyficzną sytuację. Spójrz na przykład Dody. Swego czasu powiedziała publicznie, że „Biblię napisali napruci faceci pod wpływem ziół czy jakichś grzybków”. Gdyby wytoczono jej proces w USA, wszystko musiałoby zostać udowodnione – czy brali te grzybki czy nie? No bo jak brali, to mówiła prawdę. W Polsce kierowano się obrazą uczuć religijnych. I co się stało?…Wszystkie jej zakontraktowane koncerty zostały odwołane w miastach i miasteczkach, w których większość sprawował PIS. Niektórzy artyści boją się, że spotka ich kara za otwartość, boją się stanąć w obronie LGBT czy klimatu, bo ich kariera runie, a mają na utrzymaniu tabun muzyków, tancerzy itd. Gwiazda da sobie radę, ale towarzyszący jej muzyk niekoniecznie. Rozumiem ich lęki, ale potępiam tych, którzy świadomie wspierają złe władze. Niszczą Polskę, niezależnie od dekady.

Historia lubi się powtarzać, sytuacje lubią się powtarzać, atmosfery i nastroje też. Widzisz dzisiaj jakieś podobieństwa do tego niepokornego boomu sprzed dekad?

Musimy tu trochę stonować, bo ten boom, o którym mówisz, był kulturowy i nie był naznaczony polityką. Jeśli spojrzymy na lata 60., to widzimy Czerwone Gitary, Halinę Frąckowiak, Skaldów. To była eksplozja muzyki big-beatowej, a w niej nie było treści politycznych. Za każdym razem, w każdej dekadzie pojawia się ktoś, kto coś zmienia kulturowo. Na świecie była Joplin, Rolling Stones, potem Bee Gees, a dzisiaj Billie Eilish. W każdym pokoleniu, w każdej dekadzie pojawia się ktoś głośny. Mieliśmy przykład banalnego w sumie Bon Jovi, a potem nagle ktoś bierze w ręce gitarę i zaczyna śpiewać o ważnych rzeczach, które dzieją się na świecie. Mamy nagle U2, Boba Geldofa, falę protestu, walki z głodem. Jest jakiś zryw i tysiące idą za tym. Ja pamiętam czasy, nazwijmy to boomu, kiedy w Jarocinie pojawiały się punkowe kapele piszące i śpiewające przeciwko komunie, przeciwko ówczesnej władzy. Może i słabo grali, ale byli wyszczekani i agresywni. Kiedy my, jako Perfect, byliśmy sławni, grał też Maanam, Republika, TSA i wielu innych wspaniałych ludzi. My dawaliśmy podtekst polityczny, ale to była rebelia kulturalna, socjalna i pokoleniowa, nigdy stricte polityczna. Tyle że władzom się to nie podobało, bo uważały, że młodzież, która tego słucha, wymyka się im spod kontroli.

Każdy okres w dziejach, każdy system ma w sobie coś, przeciwko czemu ludzie będą protestować. Która dekada była dla ciebie najpiękniejsza, najweselsza, najspokojniejsza? Kiedy czułeś, że nie musisz opierać się absolutnie niczemu?

Lata 60. Wtedy zacząłem myśleć po swojemu i słuchać muzyki innej niż ta, która była powszechnie serwowana. Ta dekada miała od cholery zalet, których dzisiejsze czasy już mieć nie mogą. Wtedy po raz pierwszy samolot poleciał do Ameryki. Po raz pierwszy Beatlesi polecieli do Indii i rozsławili hinduską kulturę i Raviego Shankara. Telewizja tego nie nagłaśniała, nie było internetu, nie mogliśmy tego znać. W moim życiu nagle pojawiła się telewizja kolorowa, okazało się, że można wylądować na Księżycu i z niego wrócić, że można przełamać bariery cywilizacji, których nie znano. I to nigdy się już nie powtórzyło. A myśmy mogli spijać z tego jakieś kropelki soków. Dzisiaj tęsknię tylko za tym, żeby politycy odwalili się od nas na dobre.

Czy Zbyszek Hołdys miewa dzisiaj problemy przez swoje zaangażowanie polityczne?

No pewnie, że ma. Kłopoty to chyba moja specjalność. Zabierasz głos w jakieś sprawie, udzielasz jakiegoś wywiadu, publikujesz jakąś swoją wypowiedź w mediach społecznościowych i następnego dnia dostajesz falę hejtu albo wiadomość, że dana stacja telewizyjna czy radiowa musi zrezygnować z twojej obecności w programie. Nie mam o to żadnych pretensji, rozumiem, że oni pilnują swoich interesów. Kiedy broniłem praw autorskich i umowy ACTA, grożono mi, mojemu synowi i mojej żonie, że nasza kawiarnia w Warszawie zostanie spalona. Różnie bywa. Ale przecież nie tylko ja spotykam się z takimi reakcjami.

Cenzura 2020?

Od początku zadajesz mi pytania, na które nie mogę ot tak po prostu odpowiedzieć. Cenzura jest cenzurą i nie jest to tak ważne, kto cię cenzuruje. Kiedy odeszła cenzura polityczna, pojawiła się niejako cenzura kulturalna. Radio ZET i radio RMF podjęły decyzję, że z przyczyn komercyjnych nie będą grać ostrej muzyki gitarowej. Nakazywano nawet świetnym kapelom usuwanie gitarowych solówek, bo inaczej piosenka nie zostanie zagrana. Już pomijam testowanie piosenek na grupie gospodyń domowych, które na przykład chcą słuchać tylko beztroskich utworów. Czyli to jest cenzura? Zadzwonił do mnie pewien facet i mówi o mojej piosence: „Genialny utwór, ale rozumiesz, że go nie mogę puścić na antenie”. Ale też pamiętam sytuacje, w których pewna stacja radiowa zapłaciła za koncert Stonesów, po czym nie zagrała ani jednej ich piosenki. Na pytanie „Dlaczego?” odpowiedź była prosta: „Żeby nikt inny ich nie ściągnął i nie reklamował, tylko my”. Czy to nie jest cenzura? Dzisiaj, według mnie, cenzura nadal istnieje. Z powodów politycznych czy innych, nie ma znaczenia.

Dobrze, to wracamy do początku naszej rozmowy. Czy artysta powinien być polityczny, czy powinien dzielić, czy powinien stawać na barykadach, czy może powinien łączyć?

Wymagasz ode mnie odpowiedzi na pytanie, na które mogę odpowiedzieć wyłącznie za siebie. Podziwiam wielu artystów. To nie są jakieś wielkie tabuny, ale są, istnieją i fajnie. Czy ja powinienem zrezygnować ze swojego poglądu na świat? Moje serce jest otwarte na każdego. Czy to był Jaruzelski, czy Pospieszalski, z którymi robiłem wywiady, czy niezwykły ksiądz Natanek. Żyjemy w bardzo trudnym społeczeństwie. My, jako społeczeństwo, jesteśmy podzieleni na dwa obozy, jeśli nie na więcej. Ale straszne jest to, że jesteśmy podzieleni przez polityków. Podpuszczanie, szczucie, szkalowanie trwa każdego dnia. Z nienawiści ludzie się zabijają. Z nienawiści do pochodzenia, wyznania, koloru skóry, płci, wieku. Nie będę stać obok i tak sobie milczeć, kiedy to się dzieje. Nie mógłbym.

Zbyszek, dziękuję za rozmowę.

 

 

Gazetka 191 – maj 2020