Kazik Staszewski kojarzy się przeciętnemu słuchaczowi z tak modnym dziś określeniem „rebeliant”. Wydawać by się mogło, że piosenka „Twój ból jest lepszy niż mój” nie jest niczym zaskakującym w jego twórczości. Ale konsekwencje, jakie wywołało pojawienie się tego utworu na szczycie Listy Przebojów radiowej Trójki, chyba przeszły oczekiwania i jego samego. Czy dziś artysta ma łączyć czy dzielić? Czy powinien być polityczny, kiedy społeczeństwo jest już wystarczająco podzielone? I czy najnowsza płyta Kultu pt. „Zaraza” jest upolityczniona? Z Kazikiem rozmawia Filip Cuprych.

Kiedy Trójka zdjęła twoją piosenkę z Listy Przebojów, media, w szczególności społecznościowe, zalała fala krytyki i oburzenia. Jak się wtedy poczułeś? Jak zareagowałeś?

Nie wiem, czy można mówić o tym, że akurat moja piosenka została zdjęta, bo przecież zniknęła wtedy cała Lista Przebojów – czyli całkiem pokaźna liczba różnych wykonawców...

No tak, ale ty byłeś „katalizatorem”.

Być może. Faktem jest to, że po kilku dniach zabrałem z Trójki swoje zabawki, a moja piosenka nadal miała się całkiem dobrze. I ja, i zespół staliśmy z boku. Byliśmy zaangażowani w nagrywanie nowej płyty. A piosenka „Twój ból” trafiła do odbiorców poniekąd przypadkowo. Płytę „Zaraza” miał i będzie promować zupełnie inny utwór, ale chcieliśmy pokazać, że mimo tego wszystkiego dookoła nas nie siedzimy w ciepłych fotelach, pracujemy nad nowym materiałem. Piosenka „Twój ból” już była gotowa i zdecydowaliśmy się ją zaprezentować zamiast wywiadów i zagrywek PR-owskich, które miałyby pokazać, że Kult ma się dobrze i pracuje. Poza tym ten utwór dotyczył wydarzeń, które wtedy miały miejsce. To była reakcja na nie.

Jak wiadomo, premiery płyt, książek, spotkania autorskie, koncerty itd. przenoszone są na jesień. Taki był też zamysł dotyczący naszej płyty. Ale puszczanie piosenki „Twój ból” jesienią nie miałoby żadnego sensu, bo już nikt by nie pamiętał, o co z tymi cmentarzami chodziło. Internet jest potężnym narzędziem, ale też ma krótką pamięć. Ludzie również. Co chwilę dzieję się coś nowego i jedno przykrywa drugie. Miałem świadomość tego, że piosenka narobi trochę szumu.

Pamiętam, że wróciłem ze studia do domu i przeczytałem SMS-a od naszego basisty: „Gratuluję pierwszego miejsca na liście przebojów Programu Trzeciego”. Ucieszyło mnie to, oczywiście. Następnego dnia spotkaliśmy się ponownie w studiu. Nasz realizator próbował nas znaleźć na stronie Trójki i nie mógł. Nikt z nas nie mógł, ale stwierdziliśmy, że pewnie ich serwery mają problemy ze względu na ogromne zainteresowanie ze strony słuchaczy – i zostawiliśmy to. Dopiero wieczorem dowiedzieliśmy się, co tak naprawdę się wydarzyło.

Czy, w pewnym sensie, poczułeś się z tym całym zamieszaniem „dobrze”? Bo skoro rolą artysty jest prowokować, to sprowokowałeś.

 

Racja, czułem się z tym dobrze. Piosenka wywołała spore zamieszanie i broń Boże nie poczułem się ofiarą cenzury czy opresyjnych rządów obecnej władzy. Ten hałas, który wybuchł, był nam też na rękę... Co tu ukrywać? To robiło gigantyczną promocję naszej płycie.

Wspomniałeś cenzurę. Czy zanim doszło do ostatnich wydarzeń cenzura w jakikolwiek sposób próbowała temperować Kazika?

Jasne, że tak. Ale irytuje mnie, kiedy ktoś mówi, że dzisiaj jest większa cenzura, bo za komuny przynajmniej nie zdejmowano piosenek z anteny. Ludzie zapominają o bardzo istotnej rzeczy. Za komuny, żeby zespół w ogóle mógł wejść do studia nagrań i zarejestrować jakąkolwiek piosenkę, najpierw musiał się stawić na ulicy Mysiej w urzędzie cenzury. I jeśli dany tekst dostał odpowiednią pieczątkę cenzora, to można było nagrywać piosenkę, czyli do radia wchodziły rzeczy, które już zostały ocenzurowane. Kult miał prawie zawsze problemy z cenzurą. A ja zawsze miałem zasadę, zgodnie z którą jeśli nie mogę nagrać piosenki tak, jak została napisana, to nie będę jej zmieniać i wolę z niej zrezygnować. Nie chciałem, żeby sens i przekaz tekstu zmieniały się diametralnie, gdybym musiał zmieniać jakieś słowo czy linijkę.

Zaraz po zlikwidowaniu urzędu cenzury padłem chyba pierwszą ofiarą właśnie cenzury. 30 lat temu nagraliśmy z Kultem piosenkę „45-89”. To była nasza pierwsza i ostatnia próba zmierzenia się z muzyką techno. Ja tam nie śpiewałem, ale wykorzystaliśmy w niej głosy Gierka, Gomułki, Jaruzelskiego i właśnie w Trójce znalazł się jakiś dyrektor od czegoś, który zakazał emitowania utworu, bo znalazł w nim głos ówczesnego prezydenta, a był nim właśnie Wojciech Jaruzelski. Wtedy sytuacja była o wiele gorsza niż dzisiaj, bo nie było jeszcze internetu. Były tylko cztery programy radiowe, wszystkie państwowe. Na szczęście wkrótce pojawiły się stacje RMF i Radio ZET i one ten utwór przygarnęły. Pomijam już sytuację z lat 90., kiedy wzywany byłem do prokuratury za piosenkę „Jeszcze Polska”. Dzisiaj jest o tyle łatwiej, że Trójka jest po prostu jedną z ponad 500 stacji radiowych w eterze, tysięcy stacji internetowych i innych platform, na których można się zaprezentować. Każda władza ma swoich mniej lub bardziej rozgarniętych urzędasów i przydupasów, którzy chcą pokazać, że są bardziej papiescy od papieża.

W takim razie czy dzisiaj radio jest ci potrzebne? Nieważne – prywatne czy państwowe. Skoro jest internet...?

Tak, ponieważ wciąż ogromna rzesza ludzi słucha radia, jest do niego przywiązana. Młodzi to co innego, tylko internet. Radio jest potrzebne, choć nie w tak wielkim stopniu jak kiedyś. Ale ja to medium nadal szanuję. Trochę jestem cofnięty w czasie, stąd te przyzwyczajenia. Do niedawna wydawało mi się, że żeby sprzedać trasę koncertową, trzeba wykleić nie wiadomo ile plakatów. Dwie ostatnie trasy sprzedaliśmy niemal natychmiast bez żadnego plakatu i byłem tym strasznie zaskoczony i z tego dumny. Aż mnie kolega ironicznie wręcz uświadomił, że dzisiaj plakatów już się nie drukuje. Dzisiaj liczy się internet.

Nie tak dawno rozmawialiśmy ze Zbyszkiem Hołdysem m.in. o tym, czy artysta powinien być politycznie zaangażowany. W końcu wydawać by się mogło, że zadaniem artysty jest łączyć swoją publiczność, a nie odpychać od siebie tych, którzy przez politykę odrzucają czyjąś twórczość. Jaka jest twoja rola, bo o kwiatkach czy motylkach nie śpiewasz?

Nie potrafię ogólnie odpowiedzieć na to pytanie. Sam staram się nie być i z ogromnymi trudnościami mi się to udaje, choć każda moja wypowiedź, czy to prasowa, czy artystyczna, jest natychmiast interpretowana przez którąś ze stron albo jako wyraz ataku na nią, albo wyraz poparcia. Byłem już na sztandarach obecnej władzy, ale i wahadełko w drugą stronę się też przechyliło, zwłaszcza po premierze „Twojego bólu”, i stałem się bohaterem opozycji. A ja tylko zwracam uwagę na pewne niestosowne zachowania, niezależnie od tego, kto stoi za politycznym sterem. Nie chcę się angażować politycznie. Zbyszek Hołdys, zdaje się, chce. Paweł Kukiz zamienił w czyn swoje poglądy. Zawsze trzeba mieć świadomość tego, o czym się mówi. Irytuje mnie, kiedy różni artyści czy celebryci mówią o czymś, o czym nie mają zielonego pojęcia. I to już się wyczuwa po dwóch-trzech zdaniach. Ja takich sytuacji unikam.

Co powoduje, że zabierasz się za tworzenie czegoś nowego? Jaki musisz dostać impuls, żeby stanąć na baczność i na swój sposób „wydrzeć się” na to, co się dookoła ciebie dzieje?

Nie, nie. Ja się raczej nie wydzieram. Piosenka „Twój ból” jest po prostu czymś wyjątkowym. I muzycznie, i tekstowo. Nie jest w ogóle reprezentatywna dla całej płyty „Zaraza”, która jest naprawdę optymistyczna, dotyczy całej gamy różnych historii. A gdyby się uprzeć, to politycznie uwikłany może być tylko ten pierwszy wypuszczony utwór. A i to nie do końca, bo mowa tu o poszanowaniu i równości wobec prawa. Raczej nie szukam i nie kontroluję tego, skąd się biorą pomysły na moje piosenki. Nie należę do tych autorów tekstów, którzy mają wyjątkowo profesjonalny warsztat, do których ktoś przyjdzie i powie: „napisz tekst o Józku Kowalskim” i za godzinę tekst jest gotowy. Inspiracje mogą być bardzo różne i niespodziewane.

Takim skrajnym przypadkiem podświadomej inspiracji może być piosenka, też z płyty „Zaraza”, pod tytułem „Kluczem przyciskaj windę”. To taki surrealistyczny twór „sprowokowany” przez moją żonę, która dba o zachowanie wszelkich zasad higieny w czasie pandemii. Ciągle przypomina, żeby myć ręce, zakładać maskę, rękawiczki, unikać tłumów... i po raz 894., żebym kluczem przyciskał guzik od windy (śmiech). Natychmiast w mojej głowie pojawiła się piosenka i melodia na wzór pieśniarza chasydzkiego. To jej krótkie hasło mówi głośno o tym, że żyjemy w czasach wyjątkowych, w czasach izolacji. Ale piosenka też mówi o tym, że „jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie”. Ale póki co, „kluczem przyciskaj windę”. Teksty zazwyczaj układają mi się bezwiednie.

Muszę cię spytać o jeszcze jedną rzecz. Nie pojawiasz się na żadnych ściankach, celebryckie wydarzenia odbywają się bez twojego udziału. Jaki jest więc twój sekret na to, żeby cały czas funkcjonować w świadomości odbiorcy?

No, muszę przyznać, że czasami się pojawiam na ściankach. Przychodzi sporo zaproszeń na różne wydarzenia. Owszem, nie chodzę na bankiety, na otwarcia czy zamknięcia, ale dlaczego nie skorzystać z zaproszenia na premierę jakiegoś filmu? No to chodzę, jeśli nie trzeba biletu kupować (śmiech). A na serio... Czasami po prostu trzeba. To jest cena, którą się płaci. Nie mam parcia na szkło. Nie interesuje mnie to, żeby po prostu być, ale to, żeby coś od siebie dać.

Dziękuję za rozmowę.

 

 

 

Gazetka 193 – lipiec/sierień 2020