Skoro wszyscy wiemy, że „miłość niejedno ma imię” i „do zakochania jeden krok”, to jak odróżnić dobre, wartościowe i dojrzałe uczucie od tego, które po początkowym zachwycie nas rani? I czym właściwie jest dojrzała miłość? Nadmienię tu od razu, że nie ma ona nic wspólnego z metryką. Przyjrzyjmy się zatem badawczym wzrokiem naszej relacji, a także ważnym sferom, z których składa się związek miłosny.

Miłość dojrzała daje nam energię i siłę, a niedojrzała uczucie zmęczenia

Jeśli kochamy dojrzale, to lubimy spędzać ze sobą czas. Tak po prostu, na co dzień. Nie rywalizujemy, nie walczymy i nie działamy na siebie jak płachta na byka. W dojrzałym uczuciu nie ma miejsca na kłamstwa, manipulacje, obwinianie się o wszystko i nieustanną chęć zmiany drugiej osoby. A już szczególnie wtedy, kiedy nasz partner wcale takiej zmiany nie chce. Rozmawiamy otwarcie i szczerze o tym, co przeżywamy. Nie tłumimy żalów i wzajemnych pretensji. Staramy się czynić sympatyczne gesty, a jeśli się pokłócimy, to przepraszamy się i razem idziemy do kina. Nie chowamy też urazy na następnych dziesięć lat, wypominając ją przy każdej nadarzającej się okazji.

W dojrzałej miłości staramy się siebie nie ranić

Znając partnera jak własną kieszeń, doskonale wiemy, co go zaboli. I właśnie dlatego nie stosujemy chwytów poniżej pasa i zastanawiamy się nad tym, co mówimy. Przy okazji: warto przyswoić sobie prawdę, że każde słowo, które kierujemy do drugiego człowieka, ma znaczenie. W mądrym związku dwóch osób nie ma miejsca na okrucieństwo i bezwzględność. Na podstępy, zagrywki i wyrachowanie także nie. Przecież związek to nie walka w okopach. Tylko niedojrzała miłość jest pełna ukłuć w bolesne miejsca, kaprysów i chęci zemsty czy odegrania się. Trudno też, abyśmy w takim związku czuli się bezpiecznie i komfortowo.

Mądra i świadoma miłość sprawia, że czujemy się bezpiecznie

Czy nie o to chodzi w miłości, aby otoczyć się wzajemną troską, szacunkiem, wsparciem i poczuciem bezpieczeństwa? Bo przecież do założenia rodziny czy posiadania dzieci miłość nie jest niezbędna. I jeśli miałabym tu przytoczyć jedno z haseł o miłości, to najbardziej pasuje to, że prawdziwa miłość dzieli smutki i mnoży szczęście. Cieszy się także sukcesami i osiągnięciami naszego partnera. Motywuje do dalszych starań o to, co dla niego ważne. Dodaje otuchy, kiedy jest ciężko i wszystko się wali.

W dojrzałym uczuciu nie ma miejsca na huśtawkę nastrojów, wieczne dąsy, napięcia i nagłe wybuchy gniewu

Nie można żyć w nieustannej karuzeli emocji, składającej się z wybuchów zachwytu, ochów, achów i innych fajerwerków, by zaraz znaleźć się na dnie rozpaczy i doświadczyć cichych dni, ataków gniewu, niekończących się kłótni i wzajemnych pretensji. Wygląda to trochę tak, że gdy kochamy, to do utraty tchu, ale kiedy nienawidzimy, to też nam dech zapiera. Tylko że tym razem z wściekłości. Czy jednak za tym huraganem emocji nie kryje się tak naprawdę niedojrzałość i niedowierzanie miłości? Taki związek męczy i wyczerpuje jak praca w kamieniołomach. Wyciśnie jak cytrynę i pozbawi radości życia nawet najspokojniejszego człowieka na świecie.

Miłość dojrzała nie składa się z tysiąca niespełnionych obietnic

Wielokrotnie w swoim gabinecie słyszę krążące między parą zdania typu: „już nigdy więcej nie wezmę alkoholu do ust, przysięgam ci, tak cię przecież kocham” lub „więcej cię nie zdradzę, koniec z tym”. Obietnice deklarowane w imię dozgonnej i wielkiej miłości. Hmm… Zastanówmy się, czy wielkiej i czy miłości. Bo jak można osobie, którą się kocha, składać przyrzeczenia i w najmniejszym stopniu się z nich nie wywiązywać? I czy nie są to przypadkiem tysiąckrotnie powtarzane frazesy i obiecanki typu „gruszki na wierzbie” osób, które mają poważne problemy w swoim życiu i ewidentnie sobie z nimi nie radzą? Jak na takich wiecznie niespełnionych obietnicach można zbudować trwałą relację? Sztuka to nie lada, a szanse na powodzenie związku wątpliwe. Raczej bliżej tu do emocjonalnej katastrofy i zapaści. Jeśli nie chcemy sobie zmarnować życia, to od notorycznych obiecywaczy i obiecywaczek lepiej uciekać, gdzie pieprz rośnie, i nie oglądać się za siebie.

Kochajmy szaleńczo, ale i mądrze. Wyciągajmy wnioski z popełnianych błędów. Rozmawiajmy. Nie zamiatajmy problemów pod dywan. I nie wierzmy w to (mała dygresja szczególnie do kobiet), że ślub coś zmieni. Czujmy się odpowiedzialni za relację, w której jesteśmy. Bądźmy siebie ciekawi. Szanujmy wzajemnie swoją inność, a wtedy nasze różne charaktery i temperamenty mogą się stać wielką siłą związku. I już na sam koniec: zakładajmy, że nasz partner ma dobre intencje.

Życzę państwu pięknej i mądrej miłości.

 

Aleksandra Szewczyk

Gazetka 139 – marzec 2015