Przeczytałam kiedyś powyższe zdanie, nie pamiętam nawet kiedy i gdzie. Zapisałam je sobie na kartce. I mam. Ta sentencja jest dla mnie ważna i mądra. Czytam ją sobie od czasu do czasu, a im częściej czytam, tym bardziej się z nią zgadzam.

Znają państwo „wiecznych maruderów”, którym nic w życiu nie idzie? Zawsze im ze wszystkim pod górę lub nie po drodze. Nie ma dla nich ani takiego partnera życiowego, który spełniałby wszystkie ich oczekiwania, ani takiej pracy, ani miejsca na Ziemi. A „obwiniaczy” państwo znają? Bo kryzys na rynku pracy, bo podatki, bo ludzie nieuczciwi. „Obwiniacze” odpowiedzialnością za niepowodzenia obciążają wszystkich z wyjątkiem siebie. Są też i „cynicy”. Ci to mogą być nawet groźni i trzeba się starać ich unikać, bo niby się na nic nie skarżą, niby nie marudzą, a zdradzają ich jedynie kąśliwe uwagi dające nam do zrozumienia, że my to nic nie wiemy i na niczym się nie znamy, ale za to oni wiedzą wszystko najlepiej. Są to natury nieomylne. Strach się bać! Tylko my, będąc w ich towarzystwie, jakoś tak się w sobie zapadamy i czujemy się coraz gorzej. Są i tacy, którzy działają w oparciu o wzorzec dramatyczny. Ich życie, niezależnie od tego, czy jest ku temu powód czy nie, przypomina jeden wielki dramat. Kiedy ich pytamy, co słychać, dowiadujemy się natychmiast, że bank zajął im samochód, wczoraj spalił im się dom, a meteoryt roztrzaskał im kota.

Wszyscy działamy w oparciu o pewne wzorce zachowań i reakcji. Warto się przy tej okazji chwilę zastanowić nad tym, jakim wzorcem kierujemy się my sami, bo choćbyśmy nawet bardzo tego nie chcieli, wzorzec ten działa jak filtr, przez który przepływa całe nasze życie. I „obwiniacze”, i „cynicy”, i „wieczni maruderzy” (to tylko kilka przykładów utartych wzorców zachowań; mogłabym ich wymienić znacznie więcej) otrzymują w życiu dokładnie to, czego się spodziewają, a świat traktuje ich tak, jak według niego na to zasługują. I właśnie dlatego warto czasem ów filtr po prostu wymienić na inny, taki, który będzie nam lepiej służył. Bo świat to lustrzane odbicie naszego wnętrza.

Może zatem lepiej uruchomić w sobie skrypt, że jesteśmy zaradni, a świat nam sprzyja? Dlaczego? Dlatego, że przyniesie nam to wymierne efekty. Przecież wzorce, o których wspomniałam wyżej, działają, prawda? A więc prawdziwa jest także sentencja, że szczęście lubi ludzi zaradnych. Może zatem wyjść temu szczęściu naprzeciw i coś w jego kierunku zrobić?

Bo skoro świat jest naszym lustrem, to tak długo, jak długo będziemy postrzegać siebie jako nieszczęśliwców, nieudaczników i życiowe niedorajdy, rzeczywiście nimi będziemy. Nie ma innej opcji, a nasze codzienne życie będzie nam to jedynie co chwilę udowadniało. A nikt inny poza nami samymi nie jest odpowiedzialny za jakość życia, tak więc ewentualne pretensje możemy mieć jedynie do siebie samych. Kiedy jednak dojrzymy w sobie osobę zaradną i biorącą się z życiem za bary, zacznie nam się po prostu lepiej powodzić. I mówię tu o powodzeniu w szerokim aspekcie tego słowa. Jeśli zatem poważnie myślimy o zmianie swojego życia i o tym, żeby nam się dobrze i komfortowo funkcjonowało, zacznijmy najpierw poważnie myśleć o tym, jak myślimy o sobie samych i o innych ludziach, jakich filtrów używamy. Stare polskie porzekadło „Kto z kim przystaje, takim się staje” także ma tu niebagatelne znaczenie i nie wzięło się znikąd. Bo przebywając z krytykantami, sami zaczynamy krytykować, a przy maruderach marudzimy. Cynicy nauczą nas sączyć truciznę, aż każdy, kto może, zacznie nas omijać szerokim łukiem. Może zatem skłonimy się ku szczęśliwym? Od nich bowiem dowiemy się czegoś o szczęściu i dobrym życiu. I o tym, co w tym życiu jest naprawdę ważne. Entuzjaści zarażą nas entuzjazmem, a pasjonaci pokażą nam świat pełen pasji i przygód. I jeszcze jedna ważna uwaga à propos czekania. Zawsze kiedy czekamy ze zwieszonymi ramionami na lepszą pracę, na fajnego, wrażliwego i wyrozumiałego partnera albo na moment, kiedy będziemy mieli więcej pieniędzy, bywa, że trwa to bardzo długo. Albo, co gorsza, nigdy się nie zdarza. Znam takich, którzy czekali całe życie. I się nie doczekali. Czy nie lepiej zatem wziąć życie w swoje ręce? Bo kto je weźmie, jeśli nie my sami? Warto też pamiętać, że żyjemy tu i teraz. Żyjmy więc teraźniejszością i nie martwmy się na zapas tym, co się może wydarzyć. Bo albo się wydarzy, albo się nie wydarzy, a humor będziemy mieli zepsuty zamartwianiem się.

I pamiętajmy o tym, że zazwyczaj jesteśmy szczęśliwi na tyle, na ile postanowimy być szczęśliwi. Bo szczęście określa wcale nie to, co nas w życiu spotyka, lecz to, jak reagujemy na wszystko, co się nam przydarza. Możemy zdecydować o tym, że będziemy sobie radzić i żyć chwilą obecną lub pozostać przywiązani do traum i zmartwień z przeszłości. Bycie szczęśliwym jest decyzją. I na szczęście na podjęcie tej decyzji nigdy nie jest za późno.


Aleksandra Szewczyk


Gazetka 143 – lipiec/sierpień 2015