O ile nie jestem wielką fanką różowego koloru w modzie, o tyle niezmiennie zachwycają mnie osoby, które niezależnie od trudów życia i wszelkiego rodzaju katastrof, z którymi się mierzą, kroczą przez świat w różowych okularach. Jako doświadczony psycholog dostrzegam też pewną prawidłowość, a mianowicie ludzie naprawdę ciężko pokrzywdzeni przez los są często pogodni, pomocni, uśmiechnięci i pełni wiary w lepsze jutro. Pytanie tylko, jak oni to robią. Otóż osoby te starają się nie przeceniać wpływu przeszłości i są skoncentrowani na tym, co tu i teraz. I może właśnie w postrzeganiu świata tkwi tajemnica szczęścia? Czy można zatem w jakiś sposób nauczyć się optymizmu, którym tak tryskają inni?

Może najpierw spróbujmy ustalić, czym jest optymizm. Myślę, że możemy go zdefiniować jako pozytywne nastawienie do siebie, do innych ludzi i do świata w ogóle. To pozytywne nastawienie połączone z ufnością w sens działań, których się podejmujemy, i z ufnością w naszą skuteczność. Optymista cieszy się tym, co ma, a pesymista martwi się tym, czego nie ma – czyli w sumie niewesoło, bo nieustające myślenie o tym, czego nam brak, co na zawsze utraciliśmy albo co nas w życiu ominęło, musi napawać głębokim rozczarowaniem i smutkiem. Nie może być inaczej.

Gdy tylko jednak ktoś zaczyna nas przekonywać, że optymistom żyje się łatwiej, że optymizm jest zdrowszy dla psychiki i naszego organizmu, to natychmiast zaczynamy kręcić nosem, powątpiewać i zastanawiać się, o co w tym wszystkim chodzi. Bo gdy sobie wyobrażamy słynny amerykański uśmiech, to odczuwamy w nim pewną nieszczerość, płytkość i myślimy, że niechybnie musi się pod nim kryć ludzka mizeria i wrogość. Bo czy można być wesołym bez specjalnego powodu? No i w zasadzie po co? Ano po to, aby poprawić jakość swojego życia. Bo nawet jeśli uśmiech pani w urzędzie albo na poczcie jest tylko plastikowy i sztuczny, to i tak chyba lepiej, niż gdyby jedna czy druga pani spoglądała na nas spode łba, ze zbolałym wyrazem twarzy, odburkując nam coś przy tym.

Trening czyni mistrza… Też to sobie powtarzam, ucząc się już kolejnego języka, który wyjątkowo mi nie wchodzi do głowy. Ale skoro trening pomaga w nauce języków, to pomaga też w dziedzinie znajdowania tego, co dobre, zamiast tego, co złe, i może sprawić, że rozwinie się w nas zdolność do optymizmu. A w jaki sposób optymizm miałby się nam przysłużyć?

Optymizm:

- daje nadzieję, entuzjazm i siłę w pokonywaniu przeciwności,

- zauważalnie korzystnie wpływa na cały nasz organizm (jest dowiedzione naukowo, że gdy osoby optymistyczne dotknie ciężka choroba, szybciej wracają do zdrowia),

- uodparnia na załamania i depresję,

- przyczynia się do zwiększenia energii życiowej, która służy nam do przezwyciężania kryzysów i napięć,

- sprawia, iż jesteśmy bardziej wytrzymali nie tylko emocjonalnie, ale i fizycznie,

- definitywnie przedłuża nasze życie i powoduje, że jesteśmy z niego bardziej zadowoleni,

- czyni nasze współżycie z innymi o wiele przyjemniejszym.

Tajemnica optymizmu kryje się w umiejętności czerpania radości i energii z małych szczęść. Bo ileż w życiu mamy tych szczęść naprawdę wielkich? W sumie może kilka, czyli nie tak wiele, a reszta naszego życia to kręta droga z wybojami. Napotykając jednak na kolejne zakręty i rozwidlenia, warto się czasem zatrzymać i zobaczyć coś, co nas zachwyca. Tu piękne niebo, a gdzie indziej kolorowy kwiatek lub dziko rosnące maliny, których możemy sobie bezkarnie nazrywać. Trzeba się jednak rozglądać, szukając tego, co nam się podoba, a nie tego, co nam się nie podoba. Optymizm to pozytywna selekcja własnych doznań, którymi się w życiu kierujemy.

Optymizm to również zwyczajna radość z istnienia i oddychania, z budzenia się każdego ranka, ze spożywania smacznego posiłku, z uśmiechu naszego dziecka. To apetyt na życie i wszystko, czym nas obdarowuje. Posłuchajmy zatem tych, którzy oduczyli się zrzędzić, biadolić i brać wszystko śmiertelnie poważnie. Bo na tym polega jedna z najważniejszych różnic między optymistami a pesymistami. Ci drudzy są wręcz śmiertelnie poważni i bliscy paranoi w sprawach dotyczących ich samych, tak jakby cały świat kręcił się jedynie wokół nich. Optymiści natomiast nie narzekają, kiedy coś im się nie uda. Po prostu działają, podczas gdy pesymiści roztrząsają wszystkie porażki – i te, które już się zdarzyły, i te, które ewentualnie mają się zdarzyć. Wędrują więc przez życie, z góry skazując się na niepowodzenia. A jak mówi zasada samospełniającej się przepowiedni: bezwiednie dążymy do tego, o czym jesteśmy przekonani. Optymiści dążą zatem do sukcesów, a pesymiści do porażek. Czyż tak nie jest? I zapewniam Państwa, że zarówno jednym, jak i drugim sprawdza się to, w co wierzą.

Jak zostać optymistą?

- przede wszystkim otaczajmy się pogodnymi ludźmi,

- zajmujmy się tym, co lubimy, albo lubmy to, czym się zajmujemy,

- przypominajmy sobie jak najczęściej, za co i komu możemy być wdzięczni,

- bądźmy uważni i wyczuleni na drobne gesty i pozytywne sygnały.

Wyćwiczmy w sobie wewnętrzne przekonanie, że los częściej daje nam szansę, niż podstawia nogę. Bo to absolutna prawda. Optymizm jest umiejętnością traktowania tego, co nam się przytrafia, jako okazji do wprowadzania w naszym życiu zmian na lepsze. To dystans, poczucie humoru i patrzenie na swoje sukcesy i porażki z przymrużeniem oka.

Życzę Państwu optymistycznych świąt!

 

Aleksandra Szewczyk

Gazetka 157 – grudzień 2016