Do lamusa odchodzi obraz dzieciństwa, w którym idzie się do szkoły, po zakończonych zajęciach odrabia pracę domową, a potem wychodzi na dwór, spotyka z kolegami i przede wszystkim bawi.

JAK W ZEGARKU

Dzieci mają dziś mnóstwo zajęć, podobnie jak ich rodzice. Bycie w szkole i odrobienie zadania domowego nie wystarczy. Po lekcjach są kolejne zajęcia, druga szkoła. I tak kilka razy w tygodniu. Plan zajęć dzieci jest ściśle związany z planem zajęć rodziców. Co ciekawe, choć dorośli sami mają czas szczelnie wypełniony, dbają o to, żeby ich pociechy dotarły na dodatkowe kursy. Zależy im także na jakości tych zajęć; nie chodzi już tylko o to, żeby dziecko miło spędziło czas i czegoś się przy okazji nauczyło. Ważne jest, żeby mogło jakoś wykorzystać udział w dodatkowych zajęciach i żeby nabrało umiejętności, które sprawią, że będzie lepsze od innych. W przypadku dzieci starszych pojawia się już myślenie o ich przyszłym CV, spisem zainteresowań i unikalnych zdolności, dzięki którym można dostać się do dobrej szkoły średniej lub na uczelnię.

Rynek usług dla dzieci jest ogromny i różnorodny. W zasadzie już niemowlę można gdzieś zapisać, co daje poczucie, że dostarczyło się dziecku wyjątkowych wrażeń. I zapewne w pewnym sensie tak jest. Rozwój polega na tym, że kolejne pokolenia doświadczają i uczą się nowych rzeczy – tego, na co wcześniejsze generacje nie miały szans. I o te szanse też chodzi. Dlatego chcemy dać dzieciom to, czego sami nie mogliśmy doświadczyć, co było poza zasięgiem naszych możliwości, co było jedynie marzeniem. Z drugiej jednak strony właśnie to pragnienie może być pułapką, ponieważ chęci i marzenia rodziców i dzieci mogą znacznie się rozmijać. Jest też coraz więcej badań wskazujących na związek nadmiaru zajęć z zaburzeniami emocjonalnymi u dzieci.

Warto więc przyjrzeć się nie tylko temu, na co i jak często chodzi dziecko, ale również dlaczego to robi.

PLAN DNIA

Zaczyna się już w zasadzie w żłobku. Niemowlęta – niechodzące i niemówiące – mają przeróżne zajęcia: rytmikę, taniec, język obcy. Oczywiście, w formie zabawy. Nikt nie wymaga od nich aktywnego uczestnictwa (jak choćby od dwulatka), są jednak przygotowywane, by w niedalekiej przyszłości korzystać z tego, co edukacyjnie oferuje placówka. A im bogatsza ta oferta, tym lepszy wydaje się żłobek. Różnorodność zajęć i obecność specjalistów w placówce stwarzają wrażenie, że dzieci są pozytywnie stymulowane od najwcześniejszych miesięcy życia. Z każdym kolejnym rokiem zajęć przybywa, ale też wzrastają oczekiwania. Maluch powinien w nich uczestniczyć i demonstrować nabywaną wiedzę i umiejętności. W przypadku dziecka i młodzieży w wieku szkolnym jest to już oczywiste.

I znowu można powiedzieć: cóż w tym dziwnego? Rodzic inwestuje pieniądze, dziecko czas. A jednak coraz więcej dzieci przestaje sobie radzić tak z presją, jak i z brakiem wolnego czasu.

Na konferencji psychologów jeden ze specjalistów pracujących z dziećmi opisywał konsultację z 9-letnim Antkiem. Chłopiec trafił do niego z powodu lęków i niechęci do szkoły; cierpiał w związku z kłopotami ze snem oraz ciągłym zmęczeniem. Medycznie nic mu nie dolegało, dlatego też pediatra zalecił konsultację psychologiczną, która ujawniła bardzo napięty plan dnia chłopca. Oprócz chodzenia do szkoły pięć razy w tygodniu uczestniczył w różnych pozaszkolnych zajęciach: sportowych, muzycznych, był też harcerzem, a w soboty chodził na pływalnię. Sprawiał wrażenie przemęczonego i będącego na granicy depresji.

Po konsultacji z dzieckiem psycholog zaprosił na rozmowę jego matkę i podzielił się z nią swoimi przypuszczeniami. Kobieta była zaskoczona, ale też zupełnie nieprzekonana sugestią, że dziecko jest przemęczone i nie radzi sobie z presją. Nie mogła zrozumieć, o jakim „stresie” doświadczanym przez chłopca mówi psycholog. Była przekonana, że jej syn szczerze lubi swoje zajęcia, wyładowuje energię, uprawiając sport, a poza tym przecież nikt nie ma wobec niego żadnych oczekiwań. Dodatkowe zajęcia, w jej przekonaniu, były przede wszystkim źródłem zabawy i przyjemności. Poza tym sama była bardzo zajętą osobą i uważała, że taki styl życia wyrabia w młodym człowieku poczucie odpowiedzialności. Również ojciec chłopca bardzo dużo pracował.

ALE ONO TO LUBI!

Wielu rodziców ma przekonanie podobne do mamy Antka. Uważają, że organizują dzieciom interesujące i pełne przygód dzieciństwo. Jednak liczni psycholodzy zwracają uwagę na ograniczenia, a nawet niebezpieczeństwa płynące ze zbyt wielu zajęć ustrukturyzowanych.

Dzieci w naturalny sposób uczą się przez zabawę – nieustrukturyzowaną i swobodną. Daje im to szanse na samodzielne eksploracje, poszukiwanie rozwiązań, ale również znoszenie frustracji, jeśli nie wszystko się udaje. Swobodna zabawa daje szanse na rozwój kreatywności oraz na nabieranie nowych, unikalnych dla danego dziecka umiejętności w odpowiednim dla niego czasie.

Z drugiej strony zajęcia organizowane przez dorosłych również mają szereg pozytywnych stron, zwłaszcza w przypadku dzieci starszych. Uczą m.in. działania w grupie, odpowiedzialności oraz dyscypliny. Problem jednak zaczyna się wówczas, kiedy szczelnie wypełniają czas dziecka. A jak wielu opiekunów mogło się przekonać, bardzo łatwo przeoczyć moment, w którym czas wolny dziecka staje się pojęciem abstrakcyjnym. Jeśli nie ma ono żadnego wolnego czasu, nie może nauczyć się nim gospodarować i zaczyna być całkowicie zależne od decyzji dorosłych. Również w ocenie tego, co jest dla niego dobre. Musi podporządkować swoje pragnienia na rzecz oczekiwań rodzica – lub całkowicie z nich zrezygnować. A to z kolei budzi nieświadome poczucie presji oraz pragnienie zadowolenia rodzica.

Rzecz nie tylko w tym, że dorośli organizują dzieciom zajęcia, ale również w tym, że aktywnie w nich uczestniczą. Odbiera to dzieciom szanse na niezależność i psychiczną odrębność od opiekunów. Utrudnia również rozwój wyobraźni i kreatywności na rzecz działań „jedynie słusznych”. Jest to ważne zwłaszcza w przypadku młodszych dzieci, które warto zachęcać do samodzielnego odkrywania przeznaczenia danej rzeczy, zamiast uczyć, że coś może zostać użyte w jeden zasadniczy sposób.

Psycholodzy podkreślają również, że zabawa pełni także ważną funkcję w rozwoju wyższych funkcji psychicznych, takich jak wyobraźnia oraz myślenie abstrakcyjne. Trzeba też pamiętać o wpływie grupy i relacji, jakie rozwijają się podczas nieustrukturyzowanej zabawy. Przebywając w grupie rówieśniczej, dzieci uczą się norm i zasad społecznych, współdziałania, negocjowania. Z kolei możliwość przebywania z rodziną i wspólna zabawa w jej gronie rozwijają inne, ważne relacje.

Istotne więc jest znalezienie równowagi pomiędzy strukturą i swobodą. Wydaje się, że coraz częściej tracimy to z oczu, skupiając się na liczbie zajęć, jakość rozumiejąc jako to, co może stać się dobrą inwestycją. W praktyce oznacza to, że dzieci są zwyczajnie przemęczone i zestresowane. Skutki można zauważyć niemal od razu, jak w przypadku Antka, ale można się również spodziewać konsekwencji długoterminowych. Pobudzony układ nerwowy nie tak łatwo da o sobie zapomnieć, a nieumiejętność organizowania sobie czasu i brak zaufania do siebie mogą skutkować trudnościami z podejmowaniem dobrych dla siebie decyzji.

IM WIĘCEJ, TYM LEPIEJ?

Dlaczego więc tak ważne jest dla dorosłych, żeby dzieci miały wiele zajęć? Z jakich powodów rodzice decydują się na wypełnianie im czasu? Niewątpliwie powodów jest wiele; do jednych mamy bardziej świadomy dostęp, inne są ukryte w nieświadomości. To, co widać, to rzeczywistość, w której żyjemy. Dzieci i młodzież muszą sobie radzić z zagrożeniami takimi jak przemoc, nadużycia, łatwo dostępne narkotyki, presja ze strony rówieśników, ale też wpływ wszechobecnych mediów społecznościowych. Rodzice mogą więc sądzić, że wypełniając dzieciom czas, uchronią je przed złymi wpływami i zadbają o ich bezpieczeństwo. Mogą też myśleć, że ich rola polega na tym, aby wyprzedzać działania dziecka, które jeszcze nie jest za siebie odpowiedzialne.

Uczestnictwo w różnorodnych zajęciach pozalekcyjnych jest też inwestycją w przyszłość młodego człowieka. Rodzice uważają, że stwarzają dziecku rzeczywistość, w której może wybierać, sprawdzać, co mu bardziej odpowiada, w czym się lepiej czuje. Dlatego dzieci uczestniczą w zajęciach muzycznych i sportowych, w zajęciach rozwijających motorycznie i intelektualnie.

Jednak na innym poziomie, nie mniej ważnym, rodzice chcą dać dzieciom to, czego sami nie doświadczyli. Pomóc im w tworzeniu ciekawszego i bogatszego życia, próbowania i sprawdzania. „Żebyś miał lepiej niż ja” – myślą. Z jednej strony życzą więc dziecku jak najlepiej, z drugiej jednak tworzą niewidoczną presję. Bo przecież dziecko ma własną historię. Bardzo łatwo stracić też z oczu, kto tak naprawdę ma korzystać z tych wszystkich zajęć dodatkowych, czyje potrzeby są spełniane i czyje ambicje realizowane – dziecka czy rodzica. I to chyba jest zasadnicze niebezpieczeństwo ze zbyt napiętym grafikiem. To, co na powierzchni wydaje się ubogacające, w rzeczywistości może być próbą ponownego przeżycia przez rodzica dzieciństwa i młodości, odzyskania utraconych szans, co wzmaga presję w dziecku.

Dlatego też zanim zapiszemy dziecko na kolejne dodatkowe zajęcia, uczciwie przyjrzyjmy się własnej motywacji i porozmawiajmy z dzieckiem. A potem obserwujmy jego zachowanie.

Katarzyna Cieślak

psycholog, psychoterapeuta

Gazetka 164 – wrzesień 2017