• Rodzisz bez środków znieczulających. – Popisujesz się. W dzisiejszych czasach nie trzeba się tak męczyć.
  • Rodzisz ze znieczuleniem. – Nie wiesz, co to poród. Nie jesteś prawdziwą matką.
  • Karmisz piersią ponad rok. – Twoje mleko od dawna nie ma żadnej wartości.
  • Karmisz mieszanką. – Trujesz dziecko.
  • Zostajesz w domu z dzieckiem przez trzy lata. – Jesteś pozbawiona ambicji.
  • Wracasz do pracy, kiedy dziecko ma kilka miesięcy. – Porzucasz dziecko.
  • Śpisz z dzieckiem. – Przywiązujesz je do siebie i nie pozwalasz na swobodny rozwój.
  • Twoje niemowlę śpi we własnym pokoju. – Ignorujesz niebezpieczeństwo, które czyha na twoje dziecko.
  • Gotujesz dzieciom. – Masz za dużo czasu.
  • Dziecko zjadło obiad w McDonaldzie. – Trzeba nie mieć wyobraźni. Przecież to jest czysta chemia.
  • Zamieszczasz zdjęcia swojego dziecka w internecie. – Nie dbasz o jego prywatność.
  • Nie zamieszczasz zdjęć swojego dziecka. – Czy ty je w ogóle masz? A może się wstydzisz?
  • Używasz pieluszek wielorazowych. – Szalona ekomatka z nadmiarem czasu.
  • Używasz pieluszek jednorazowych. – Masz sumienie zakładać dziecku coś, co zostało zrobione z chińskich opon?

 

„WOJNY MATEK”

Cokolwiek zrobi matka, w jakikolwiek sposób zdecyduje się opiekować swoim dzieckiem, inna matka (kobieta po prostu?) uzna to za głupie, mało ambitne, przesadne. Można niemal odnieść wrażenie, że żyjemy w kulturze wzajemnych oskarżeń, złośliwości, pouczeń. Mommy wars w rozkwicie, jak mówią za oceanem. Matka jest ciągle na czyimś celowniku, jest wiecznie oceniana. I o ile pewne oceny są bardziej informacjami i warto z nich korzystać (na przykład z tych, które otrzymujemy od pediatry dzieci), o tyle inne mogą być dla matki źródłem poważnych problemów – począwszy od poczucia samotności i izolacji, zabójczych dla młodych matek, aż po depresję i lęki.

Może się wydawać, że „wojny matek” to wymysł mediów. Całkiem niezły, bo chwytliwy i bardzo pojemny – wielki wór, do którego można niemal wszystko wrzucić. A przecież matki się wspierają, spotykają na zebraniach rodzicielskich, urządzają urodziny dzieci, wspólnie śmieją, podarowują dziecięce ubranka.

Jak więc jest naprawdę? Pomagamy sobie, czy sekretnie czerpiemy przyjemność z dogryzania innym?

Kilka miesięcy temu do internetu przedostała się historia pewnej mamy, która miała okazję obserwować scenę przemocy wobec małego dziecka. Tak się jej w każdym razie wydawało. Kobieta ta na jednej ze stacji benzynowych była świadkiem, jak matka siłowała się ze swoim kilkuletnim synem. Starała się posadzić dziecko w foteliku, ale chłopiec się wyrywał. Wydawało się, że w samochodzie dziecko było bite. Matka była wyraźnie zdenerwowana i sprawiała wrażenie agresywnej wobec dziecka. Obserwująca kobieta wezwała policję. Jednak jakiś czas później otrzymała telefon od jednego z policjantów. Okazało, że scena, którą obserwowała, rozgrywała się pomiędzy matką a jej autystycznym dzieckiem. Matka sama przyznawała, że nie radzi sobie z synem. To był właśnie jeden z takich momentów.

W tamtej chwili obserwatorka była przekonana, że dziecku dzieje się krzywda i w związku z tym ma ona pełne prawo interweniować. Jeśli podejrzewała, że dziecko znajduje się w niebezpieczeństwie, oczywiście powinna była wezwać pomóc. Jednak ta historia stała się bardzo popularna w internecie prawdopodobnie dlatego, że pokazuje to, co dzieje się między kobietami.

POCZĄTKI MACIERZYŃSTWA: IDEALNIE CZY WYSTARCZAJĄCO DOBRZE?

Jeśli coś idzie nie tak, matki, zwłaszcza małych dzieci, często winią siebie. Uważają, że coś zaniedbały, czegoś nie zauważyły, niewłaściwie odczytały sygnały wysyłane przez dziecko; że gdyby po prostu były lepszymi matkami, wszystko byłoby doskonalsze, ciekawsze i spokojniejsze. A ich dzieci byłyby zdrowsze, miałyby wyższe IQ, lepiej radziłyby sobie w sytuacjach społecznych.

Nie poradziła sobie, jeśli znowu nie udało się jej spędzić czasu z mężem, tylko zasnęła o 19.00 razem z dzieckiem. Kolejny raz nie ugotowała obiadu. Uważa, że coś jest z nią nie tak, jeśli pół roku po porodzie nadal ma nadwagę, nie udaje się jej dotrzeć na siłownię, nie pamięta, co to pomalowane paznokcie.

Pinterest, Instagram czy Facebook przepełnione są obrazami młodych, zadbanych, uśmiechniętych kobiet tulących niemowlęta czy całujących przedszkolaki. A w realu matkom wydłuża się lista rzeczy, które należało zrobić na wczoraj. Starsze dziecko piąty raz prosi, żeby zbudować z nim garaż z klocków, a młodsze ciągle przy piersi. Pojawia się więc poczucie winy i znowu ta nieznośna myśl, że ktoś inny, ta kobieta z Facebooka czy Instagrama, na pewno ma wszystko „ogarnięte”.

Większość matek spotkała się z określeniem „wystarczająco dobra matka”. Zostało ono stworzone przez wybitnego brytyjskiego pediatrę i psychoanalityka Donalda Winnicotta. Termin ten oznacza matkę, która nie jest idealna, pozwala sobie na błędy, nie karze się za nie, ale też podejmuje trud ich naprawy. Tymczasem kiedy dzieci są już na świecie – jedno, dwoje czy kilkoro – wielu osobom wydaje się, że matka nie może być po prostu „wystarczająco dobra”. Nie może popełniać błędów i nie radzić sobie. Do pewnego stopnia jest to zrozumiałe. Większość rodziców chce dla swoich dzieci tego, co najlepsze. Chce więc więcej niż przeciętność. Jednak rzeczywistość jest taka, że mamy ograniczenia. Dzieci również je mają. Można więc być jedynie „wystarczająco dobrym”.

SZTUCZNY PROBLEM?

Rywalizacje między matkami czasem przebiegają bardziej dramatycznie. W czasach internetu każda wątpliwość dotycząca zdrowia dziecka może być skonsultowana w Google. Tyle tylko, że są to konsultacje udzielane przez laików, często inne mamy, których dzieci przeszły podobną infekcję. Jedna matka będzie więc radzić antybiotyki, inna leczenie „naturalne”. Każda z nich w przekonaniu, że wie najlepiej.

Można rzecz jasna powiedzieć, że internet w każdej chwili da się wyłączyć. Bardzo szybko problem wojen między matkami sam się rozwiąże. Oczywiście jest taka możliwość, ale w naturze człowieka leży poszukiwanie odpowiedzi i poszerzanie wiedzy. Jak również – ocenianie innych. Czy to po, by samemu poczuć się lepiej…?

Jednak rzeczywistość rodzicielstwa taka właśnie jest – zwyczajna. Pomiędzy patrzeniem sobie w oczy z niemowlęciem, radością z pierwszego ząbka, z po raz pierwszy wykonanego przewrotu na brzuszek, z pierwszego przyjaciela na placu zabaw – jest codzienność. Różna, raz lepsza, raz gorsza, pełna porażek i niespełnionych nadziei. Ale też inspirująca i arcyciekawa, kiedy patrzy się na rozwój dziecka oraz na własną przemianę.

Czasami, kiedy jesteśmy uwikłani w jakąś sytuację, nie widzimy, co się z nami dzieje. Nie widzimy nawet tego, jak dobrze sobie radzimy. Bo macierzyństwo jest trudne. Nawet jeśli czekało się na nie długie lata. Nawet jeśli było się przekonanym, że ma się dość wiedzy i doświadczenia w opiece nad małymi dziećmi. Kiedy są to nasze dzieci, nic już nie jest łatwe i oczywiste. Zamiast więc mieć do siebie pretensje i oskarżać się o niedostateczną dbałość i starania, warto pamiętać, że macierzyństwo jest trudne.

JAK SOBIE POMÓC

Czy więc matki mogą coś zrobić? Czy mogą sobie w jakikolwiek sposób ułatwić życie bez ryzyka, że zostaną ocenione? Odpowiedź wydaje się prosta, choć realizacja z pewnością łatwa nie jest. Skoro nie możemy mieć wszystkiego, zadbajmy o to, co mamy: przyjaźń. O jednego czy dwoje ludzi, którzy są nam naprawdę bliscy i życzliwi. Zdecydowanie nie warto się wycofywać z kontaktów społecznych, ponieważ właśnie satysfakcja z nich jest jednym z najważniejszych wyznaczników zdrowia psychicznego. Umiejętność wyboru przyjaciół oraz społeczności – online czy offline – nie jest luksusem ani frywolną zabawą.

To dla wielu matek podstawa ich dobrego samopoczucia, zwłaszcza we wczesnych miesiącach i latach życia dziecka. Przy pomocy tych ważnych ludzi i poprzez popełnianie wielu błędów (nierzadko tego samego, raz po razie) budują się umiejętności i poczucie bycia wystarczająco dobrą matką. Matką realną, z krwi i kości, zmęczoną, znużoną, ale też szczęśliwą i zachwyconą swoim dzieckiem. Matką, która czasami założy czapeczkę, kiedy jest zbyt ciepło, lub wywoła zgorszenie, bo dziecko nie ma skarpetek (a mieć powinno, zdaniem sąsiadki!).

Dbajmy więc o siebie i dbajmy o ważnych dla nas ludzi. Macierzyństwo będzie wówczas łatwiejsze i przyjemniejsze.

 

Katarzyna Cieślak

psycholog, psychoterapeuta

Gazetka 171 – maj 2018