W dzisiejszym świecie starość to niemal grzech, i to wyjątkowo trudny do udźwignięcia, ponieważ każdy go widzi, ocenia, komentuje. I jeśli czyni to jedynie w myślach, to nie jest jeszcze tak źle. Często jednak pastwimy się nad drugim człowiekiem i jego starzeniem się, nad skutkami upływającego czasu, który, nadmienię, biegnie sprawiedliwie dla nas wszystkich, także dla rozlicznych komentatorów. Pastwimy się nad osobami w wieku średnim, mającymi 40 czy 50 lat, a co dopiero nad takimi w wieku sędziwym. Warto jednak wspomnieć, że każdy z nas, jeśli tylko będziemy mieli szczęście i dożyjemy, spędzi w tzw. wieku średnim większą część swojego życia. Młodzi może nie zdają sobie z tego sprawy – i dobrze, bo cechą i przywilejem młodości jest nie mieć tej świadomości, którą dysponuje człowiek dojrzały.

Wydaje się, że w dzisiejszej rzeczywistości starzeć się nie wypada – tak jak nie wypada być brzydkim czy choćby przeciętnym i, nie daj Boże, z nadwagą. Starzenie się, nawet to z klasą i godnością, jest niepożądane i niemodne. W zasadzie to wypadałoby za nieuchronny proces przekwitania chyba przepraszać. Gdzie się podziały te czasy, kiedy osoba dojrzała, mądra i życiowo doświadczona (tak, tak, życiowo doświadczona właśnie z racji swojego wieku) była obdarzana serdecznym uśmiechem, szacunkiem i należytą uwagą? Dziś im człowiek starszy, tym młodziej musi wyglądać i bardziej młodzieżowo się zachowywać, aby w morderczym wyścigu o wdzięk, styl, sylwetkę i urodę nie przegrać z kretesem. A spróbujmy tylko tego nie zrobić, to wszyscy dookoła nam to wypomną i bezceremonialnie wypunktują wszelkie niedoskonałości. Straszne to. I smutne, bo przecież ta walka jest z góry skazana na niepowodzenie. A ileż niedostrzeganego, a więc niedocenianego piękna, ile mądrości i głębokiej świadomości życia jest w człowieku w średnim wieku!...

I ta wszechobecna wolność słowa. Tylko że bardzo często graniczy dziś ona ze zwyczajnym prostactwem i nie ma nic wspólnego z kulturą, etyką czy zwykłą ludzką uprzejmością i przyzwoitością. Bo co komu tak naprawdę do tego, jak wyglądamy, jak się ubieramy i ile ważymy? I czy to wygląd ma stanowić o naszej wartości? Nie rozumiem i nie akceptuję postępującej małostkowości, hejtu i braku szacunku dla drugiego człowieka. Bo dziś wielu ludzi uważa, iż można powiedzieć wszystko i każdemu. Otóż nie można. A jeśli już decydujemy się na bezsensowne, negatywne i krzywdzące drugą osobę komentarze, to pamiętajmy, że świadectwo wystawiamy jedynie sobie. Dziś bardziej niż kiedyś aktualne są słowa poety i felietonisty Antoniego Słonimskiego: „Jeśli nie wiesz, jak należy się w jakiejś sytuacji zachować, na wszelki wypadek zachowuj się przyzwoicie”. Takie proste, a jak się okazuje, tak trudne do wykonania. Bo do przyzwoitości bardzo nam daleko. Dziś komentujemy wszystko i wszystkich: że gruby, że chudy, że zdziadział, że biedny i niczego się nie dorobił albo – odwrotnie – że przy forsie, więc pewnie nakradł. Tak jakby nie można było w życiu czegoś się dorobić uczciwą pracą. A czy przypadkiem nie z dojrzałym wiekiem wiąże się w sposób zupełnie naturalny fakt, że mamy jako tako ułożone życie, także to zawodowe i finansowe? Tego w każdym razie wszyscy byśmy sobie życzyli.

Dojrzałość to mądrość, to świadomość spraw na tym świecie ważnych i tych zupełnie nieistotnych. Wiek średni to życiowe doświadczenie, przemyślenia i głęboka, refleksyjna obserwacja świata oraz ludzi. I naprawdę nie mam nic przeciwko dbaniu o siebie, o buzię, sylwetkę i ciekawy ubiór, ale nie dajmy się w tym wszystkim zwariować. Nie sprowadzajmy swojego życia do terroru dyscypliny w imię kultu młodości i piękna. Bo nawet jeśli będziemy się fantastycznie prowadzić, jeść same warzywa i kiełki, a także regularnie uprawiać sport, to nie staniemy się nieśmiertelni. Wiem, że nauka i medycyna pragną sprawić, abyśmy żyli coraz dłużej, ale nasza droga się kiedyś kończy. Myślę, że świadomość śmiertelności czyni życie wartościowszym i nadaje mu głęboki sens. Nie bardzo wyobrażam sobie bycie nieśmiertelną.

I jeszcze słowo o wnętrzu – o naszej osobowości, psychice, temperamencie i tym wszystkim co dla mnie, jako psychologa, stanowi fascynujący obszar rozważań i obserwacji: gdybyśmy tyle czasu co urodzie poświęcali swojemu wnętrzu, to nasz świat naprawdę byłby dużo prostszy i sympatyczniejszy. Bo co z tego, że buzia i sylwetka są piękne, skoro w środku brzydko, niemiło i zgryźliwie? Warto przestać nadmiernie zajmować się swoją powierzchownością na rzecz przyjrzenia się temu, co drzemie w środku. Dlaczego? Bo tylko wtedy jest szansa, że uda nam się oswoić starość i mniej odczuwać jej nieprzyjemne skutki. Wtedy uprzytomnimy sobie, że istnieje inna tożsamość, inny świat służący czemuś o wiele większemu i ważniejszemu niż zmarszczki i kilogramy. Tożsamość służąca szeroko pojętej prawdzie, dobru, pięknu. Bo ktoś, kto z głębokim oddaniem poświęca się pracy, doświadcza poczucia spełnienia. Człowiek, który wyrusza do Afryki, by uczyć języka angielskiego, także doświadcza spełnienia i realizowania misji. Tak naprawdę to właśnie poczucie spełnienia i zwyczajnego robienia w życiu czegoś pożytecznego dla świata i ludzi, cokolwiek by to było, nadaje naszemu życiu sens i głęboką wartość.

Gdyby wszyscy ci rozliczni krytykanci skoncentrowali się bardziej na sobie i swoim życiu, a mniej na innych, zrobiliby dobry uczynek i wielką grzeczność nam wszystkim, którzy nie mamy potrzeby wysłuchiwania ich nic niewnoszących do naszego życia opinii. Skupmy się więcej na sobie, a mniej na innych. Bo gdyby każdy najpierw zadbał o siebie, to wszyscy bylibyśmy zadbani. Sprzątanie świata zacznijmy od sprzątania siebie. Porzućmy krytykanctwo i raniące komentarze, nie zaśmiecajmy otoczenia niemiłymi opiniami na każdy temat. Tego sobie i państwu z całego serca życzę.

 

Aleksandra Szewczyk

Psycholog

  1. 0486 76 05 98

 

Gazetka 193 – lipiec/sierień 2020